niedziela, 10 grudnia 2023

"Dynia i jemioła" Aneta Jadowska

 

Z twórczością Anety Jadowskiej to ja mam love-hate relationship. Z jednej strony unikam jak ognia powieści, bo po krótkich formach już wiem, że dłuższe tylko by mnie wymęczyły (poza tym wszystkie fantastyczne rozgrywają się w tym samym uniwersum i są powiązane a o ile kilka mogłabym zaryzykować, to na pewno nie mam zamiaru czytać każdej). Z drugiej wciąż i wciąż sięgam po opowiadania, chyba w próbie zrozumienia fenomenu popularności pisarki. Jak dotąd próba ta nie jest szczególnie udana, ale z jakiegoś powodu nie mogę jej zarzucić. 

Sięgnięcie po "Dynię i jemiołę" było więc kwestią czasu. To nie najświeższy już (bo sprzed pięciu lat) zbiór opowiadań haloweenowo-świątecznych. Wszystkie rozgrywają się w tym samym uniwersum, co powieści, spotkamy więc i Dorę Wilk, i Koźlaczki, i Nikitę, i nawet Witkaca. I jakkolwiek są to teksty lekkie i przyjemne, tak raczej przeciętne, zarówno na poziomie językowym, jak i fabularnym.

Zbiór otwiera "Noc potworów", czyli opowiadanie o Nikicie. Chronologicznie plasuje się chyba gdzieś po zakończeniu trylogii, bo (ex?)zabójczyni na już własny domek na przedmieściach. Opowiada o tym, jak kobieta spotkała pewnie halloweenowej nocy młodocianego rysiołaka i chyba dało początek wydanej niedawno powieści. Nie jest to może historia pełna emocji czy z zaskakującą puentą, ale całkiem miła, ciepła i puchata.

W "Wampirze, który ukradł święta" bohaterką z kolei jest Dora. To typowe kryminalne urban fantasy. Dora już prawie siedzi w aucie, żeby jechać na proszoną wigilię, ale tytułowy wampir zmusza ją do rozwiązania zagadki pewniej mumii. Czyta się to nawet przyjemnie, ale fabuła nie zaskakuje.

Bohaterkami kolejnego tekstu są Koźlaczki. W "Coś się skrada cichą nocą" Malina stara się cichcem uratować uprowadzone najmłodsze dzieciaki (a robi to cichcem, gdyż nawet nie chcę sobie wyobrażać do czego byłoby zdolne stado wiedźmich matek zaniepokojonych zniknięciem dzieci). Jest to tekst całkiem przyzwoity, może nie wybitny w serii o Koźlaczkach, ale z solidnym miejscem w środku stawki.

"Jak pies z kotem" jest krótkim opowiadaniem pokazującym nam sąsiedzki konflikt między wilkołaczką a rysiołakiem. Niewiele więcej można o nim powiedzieć.

Drugi raz spotykani Nikitę w "Nieboszczyku, który za często się uśmiechał". I jest to tekst chronologicznie wcześniejszy niż poprzedni, bo Nikita nie ma w nim jeszcze własnego domku. To klasyczna historia kryminalna z morderstwem, którego sprawcę zabójczyni musi znaleźć. Całkiem sprawne, ale dość przeciętne, bardzo szybko ulatuje z głowy.

W "Powrocie wiedźmy bojowej" znowu widzimy się z Koźlaczkami. Tym razem akcja skupia się na babci Narcyzie, za którą, szczerze mówiąc, nie przepadam (zawsze wydawała mi się marną podróbką pratchettowskiej niani Ogg). Króciutkie tekścik opowiada o osobistej wojnie, jaką babcia wytoczyła hejterom Maliny.

"Ballada dla świętej Ruty"
to zdecydowanie jedno z bardziej udanych opowiadań w zbiorze. Znowu bohaterką jest Nikita i znowu mamy do czynienia z typową zagadka kryminalną. I znowu jest to zabójstwo, tym razem jednak informatora Nikity, więc sprawa osobista. Nie jest to może tekst zaskakujący czy wybitny, ale bardzo satysfakcjonujący.

"Pięćdziesiąt twarzy Baala" dla odmiany jest tekstem humorystycznym, o humorze dość przaśnym, ale przyznam, że dobrze się bawiłam. Tytułowy Baal jest głównym bohaterem. Ktoś na Ziemi puścił w obieg prawidłowy rytuał przywołania demona, więc spragnione sypialnianych uniesień kobiety zaczęły go na potęgę przyzywać. Baal bardzo chce dobrać się żartownisiowi do tyłka (he he) i w tym ma mu pomóc Dora. Przyznam, że puentą tekstu okazała się bardzo bliska mojemu sercu, więc mogę być nieco nieobiektywna.

"Samhain w Sawie" to tekst, po którym niewiele mi w głowie zostało. Znowu mamy do czynienia z Nikitą, która musi oddać przysługę niejakiej Madame Butterfly. A wiąże się to z wyprawą do wypaczonej części magicznej Warszawy w najbardziej niesprzyjającą tej wyprawie noc. Ale przynajmniej puentą satysfakcjonuje.

Zbiór zamyka "Duch, który stał się lisem" jeden z tych do bólu przesłodzonych tekstów opartych na najniższych mechanizmach wzruszeń. Mamy tu zgorzkniałego ducha i uroczą małą dziewczynkę, resztę możecie sobie sami dopowiedzieć. Pojawia się też szaman Witkacy.

I tak przeszliśmy przez wszystkie dość przeciętne teksty. Na pewno nie pokochałam Jadowskiej po tych opowiadaniach (pisywała lepsze, a z jej autorskich zbiorów choćby "Cud, miód malinę" uważam za bardziej udany), ale też nie zaprzestanę po nich prób zrozumienia fenomenu. Fanów autorki na pewno i te teksty zachwycą, antyfanow nie przekonają. Ale jeśli szukacie lekkich, niezobowiązujących tekstów, które będą współgrać z klimatem końcówki roku i nie będą przesłodzonymi romansami, "Dynia i jemioła" może być dobrym wyborem. Jak coś, to na Legimi jest nawet audiobook.

Tytuł: Dynia i jemioła
Autor: Aneta Jadowska
Wydawnictwo: SQN
Rok: 2018
Stron: 416

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...