Czytałam już tyle pochwalnych recenzji tej książki, że wymagania miałam bardzo wysokie. Spodziewałam się mianowicie, że pan Wegner strąci z mojego osobistego piedestału pana Sapkowskiego i sam zajmie jego (tzn. pisarza, nie piedestału) miejsce. Oczekiwania moje podszyte jednak były obawami, bo „Opowieści z meekhańskiego pogranicza: Północ – Południe” to zbiór opowiadań, a dobrych, bardzo dobrych i chwalonych opowiadań z polskiego podwórka czytałam całkiem sporo. Jednak żadne nie dorównywało „wiedźmińskim”. Wzięłam więc „Opowieści…” do ręki i byłam światkiem ciężkiego boju między oboma autorami o wymieniony wyżej piedestał. Po 200 stronach doszłam do wniosku, że stary AS wrósł w swoje miejsce tak bardzo, że nie da się od niego oderwać. Pan Wegner widocznie doszedł do takiego samego wniosku, bo zniknął na moment i wrócił z… własnym piedestałem. Ustawił go obok starszego kolegi, wlazł na ten swój słupek i tam już pozostał do końca lektury. Jeżeli druga z jego książek jest równie dobra, to ma duże szanse pozostania na stałe.
„Opowieści z meekhańskiego pogranicza: Północ – Południe” jest, jak wskazuje tytuł, podzielone na dwie części. Pierwsza z nich, „Północ. Topór i skała”, jak sama nazwa wskazuje, rozgrywa się wśród północnych gór Meekhanu, zamieszkanych przez twardych i mało towarzyskich górali. Nad bezpieczeństwem tego miejsca czuwa Straż Górska. I właśnie dowódca jednego z jej oddziałów, porucznik Kenneth-lyw-Darawyt jest głównym bohaterem czterech opowiadań z północy. Służba w Straży jest bardzo niebezpieczna, bo teren niezwykle wymagający, warunki trudne, a i mieszkańcy zwykle nie są skorzy do współpracy. Na domiar złego Kenneth bardzo młodo został dowódcą, co nie wszystkim jego podwładnym się podoba. W miarę wykonywania kolejnych zadań jednak przekonają się, ile jest wart. A zadania to niebłahe: trzeba odnaleźć i wyeliminować niebezpieczny klan górski, kiedy indziej znowu strzec dyplomatów w trasie lub dowiedzieć się kto dokonał masakry w wiosce, gdzie diabeł nie mówi dobranoc tylko dlatego, że jeszcze nie wie, gdzie to jest. A przy okazji możemy poznać lokalne wierzenia, zwyczaje i historię najnowszą regionu. Historie tutaj zawarte fabularnie są związane dość luźno (tak jak np. opowiadania o wiedźminie).
„Południe. Miecz i żar” (też cztery opowiadania) to historia młodego wojownika z gór (innych, niż poprzednie), który przystał na służbę do arystokraty z nizin. Skończyło się to tragicznie, dla wszystkich. Po tym tragicznym końcu następuje wędrówka owego wojownika, uwieńczona spotkaniem przedziwnej ciemnowłosej dziewczyny. Nie zdradzę z fabuły więcej, gdyż w tej części opowiadania są dużo ściślej ze sobą powiązane (jak w „Tkaczu Iluzji”). Powiem tylko, że znalazłam tu jedną z najlepszych w polskim fantasy historii miłosnych, na jakie udało mi się trafić. W innym z kolei dostałam ciekawy, wyczerpujący i zgrabnie wpleciony w fabułę opis kultury plemienia górskich wojowników, z którego pochodził nasz bohater. I chociaż „Południe” pod względem fabularnym wypada gorzej od „Północy”, to pod względem wzbudzanych emocji bije ją na głowę.
Autorowi udało się coś, co sprawia niemałą trudność większości polskich fantastów. Mianowicie stworzył świat niezwykle rozbudowany, niezwykle dopracowany, a momentami przytłaczający wręcz mnogością szczegółów. Nie są one jednak podane na tacy: czytelnik musi sam zbierać te małe, kolorowe szkiełka, żeby powstał z nich barwny świat Meekhanu i okolic. A mimo zachwytu, po pierwszym tomie obraz ten ma jeszcze sporo dziur…
O bohaterach słów tylko kilka: są świetnie skonstruowani, a ich dylematy przedstawiono od strony psychologicznej wiarygodnie, choć niezbyt obszernie. Widać różnice między dyplomatą, żołnierzem czy szpiegiem, może nie w warstwie językowej, ale na pewno pod względem zachowania. A jeśli już mowa o względach językowych, to bardzo mi się podoba styl autora. Wegner pisze podobnie do Sapkowskiego, wkłada w swoje opowieści jedynie mniej humoru (co sprawiło, że nie udało mu się zdetronizować starszego kolegi). Nie są to jednak opowiadania przesadnie poważne, można się przy nich czasem uśmiechnąć. Kolejną kwestią jest tworzenie języka Meekhanu. Mamy tu sporo wtrąceń z miejscowego narzecza, a niektóre nazwiska północnych górali są trudne do wymówienia. Ani trochę mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, wydawało mi się dziwnie na miejscu: wszystko było dopracowane i spójne fonetycznie, a do tego niesamowicie dodawało kolorytu. Nawet jeśli nie dowiedziałam się, co oznacza część z nich.
Polecić „Opowieści…” mogę właściwie wszystkim, bo można tam wszystko znaleźć: sceny walk (tego to akurat dużo), szczyptę polityki, zagadkę kryminalną i dobrą historię miłosną, a przede wszystkim świetny i ładnie wydany kawał fantasy (bardzo podoba mi się okładka: minimalistyczna, ale pięknie wykonana grafika na prostym czarnym tle; jakość papieru i klejenie taż są niczego sobie). I tylko przyplątała się do mnie złośliwa myśl, że gdyby pana Wegnera wydała Fabryka Słów, mielibyśmy nie jeden tom za 32zł, ale dwa tomy za 31,99zł każdy. Ale to pewnie przez tego złośliwego „Zbieracza Burz”, który na mnie z półki spogląda…
Autor: Robert M. Wegner
Cykl: Opowieści z meekhańskiego pogranicza.
Wydawnictwo: Powergraph
Rok: 2009
Stron: 569
A ja nadal jakoś nie jestem do niej przekonana.
OdpowiedzUsuńDzisiaj ją kupiłam i nie mogę się doczekać, aż zacznę czytać. :)
OdpowiedzUsuńWciąż czuję potrzebę odświeżenia mojej znajomości z literaturą fantasy. Minęło już dość długo czasu od chwili, kiedy przeczytałam książkę z tego gatunku. Może pan Robert M. Wegner pozwoli mi na nowo zachwycić się fantastyką? W każdym razie Twoja recenzja zapowiada bardzo pozytywne wrażenia.
OdpowiedzUsuńHi, hi, mam ją w kolejce od dawna, ale nie wiedziałam, że to literatura polska ;)
OdpowiedzUsuńFakt. Fabryka z tym dzieleniem książek jest okropna. Chociaż i tak nie przebije dawnych wydań Amberu, który potrafił podzielić książkę i każdej części nadać inny tytuł...
Dostałam w prezencie ślubnym (chcieliśmy książki zamiast kwiatów;) ) i czeka na swoją kolej. Jestem bardzo ciekawa i bardzo pozytywnie nastawiona!
OdpowiedzUsuńCzeka na mnie w empiku do odebrania. ;)
OdpowiedzUsuńWciąż mam mieszane uczucia... Może przeczytam ją, gdy sama wpadnie mi w ręce?
OdpowiedzUsuńKolejna tak pozytywna recenzja, że ciężko będzie Panu Wegnerowi sprostać moim oczekiwaniom :) Niemniej jednak skoro sprostał Twoim, to i moim może sprosta. Bardzo podoba mi się idea dwóch piedestałów :), po co się ograniczać do jednego? Cieszy mnie również, że świat jest rozbudowany, ale nie podany na tacy. Mam wrażenie, że polskie powieści fantasy które czytałam (ok, nie było tego aż tak wiele), oprócz oczywiście Sapkowskiego, maja dwa schematy, co do tworzenia świata: 1) albo sprawia to na mnie wrażenie przeniesienia, bez większych ceregieli, z gier komputerowych, 2) albo w ogóle jest dość słabo zarysowane, jakby było mało istotne.
OdpowiedzUsuńW każdym bądź razie, skończę tylko z zaliczeniami, esejami i sprawdzaniem tego wszystkiego i udaję się do księgarni po tę książkę :)
Kupiłam na urodziny i jak uporam się z Krwią aniołów i drugim tomem Wojen Świata Wynurzonego to spotkamy się z panem Wegnerem :)
OdpowiedzUsuńJuż się na nią zdecydowałam po przeczytaniu recenzji enedtil. Teraz zacznę jeszcze gorliwiej szukać :)
OdpowiedzUsuńPowiedzieć, że jestem Opowieściami zachwycona, to za mało. Mogłabym się rozpływać nad nimi w nieskończoność. Wegner pisze w cudowny sposób. Niesamowicie grał na moich emocjach i malował słowami niezwykłe obrazy w mojej głowie. Świat i bohaterowie, których stworzył, są wspaniali.
OdpowiedzUsuńWschód-Zachód czeka już na mnie na półce, ale cały czas odkładam tę ksiazkę sobie na deser. Tak jakoś dziwnie mi ją tak po prostu przeczytać ;) Chcę się tą lekturą delektować, rozkoszować w nieskończoność i wręcz celebrować jej czytanie ;)
Chyba mam kota na punkcie tych książek ... tylko ciiii ;)
Druga z jego książek jest równie dobra, czekam z niecierpliwością na trzecią!
OdpowiedzUsuńVampire_Slayer - Mam nadzieję, że kiedyś się jednak przekonasz, bo naprawdę warto.:)
OdpowiedzUsuńYoggobela - W takim razie miłej lektury!:) I czekam na wrażenia:)
Lirael - Myślę, że pozwoli. To spory kawałek solidnej fantasy.:)
Seremity - Ja też na początku myślałam, że to jakiś Amerykanin napisał. Dlatego w księgarniach omijałam szerokim łukiem.;)
To dzielenie Amberu wynika z dawnych oczekiwań czytelników: cienkie książeczki kosztowały grosze, więc sprzedawały się najlepiej. Kiedy więc wydawca zakupił jakieś opasłe tomiszcze, zwłaszcza mniej znane, dzielił je na kilka mniejszych. Dziś książki są drogie, więc jak już ktoś ma wydać te 40+zł, to woli kupić coś grubego, co starczy na dłużej (albo po prostu wygląda na bardziej warte swojej ceny). Stąd ostatnia popularność omnibusów. (Kiedyś nawet o tym artykuł czytałam, ale za Chiny nie mogę sobie przypomnieć, gdzie.) Za to Fabryka zsyntetyzowała sobie obie te metody w złoty środek, który cieszy jedynie wydawnictwo...
Sheila - Świetny pomysł z tymi książkami, może kiedyś też go wykorzystam.:D
beatrix73 - W takim razie czekam na wrażenia:)
grendella - ja, żeby nie zawyżać wymagań, czytam najwyżej trzy recenzje jednej książki. Wtedy moje oczekiwania nie szybują pod niebiosa.;) A te piedestały takie poręczne, prawda?;)
Też najbardziej lubię światy rozbudowane, ale mające swoje tajemnice, a nie pokazywane z każdej strony jak, nie przymierzając, trup studentom medycyny. W polskiej fantastyce zauważyłam nieco inny podział: na te całkowicie niedopracowane, o których i Ty piszesz (np. pana Piekary cykl o Mordimerze), na te bardziej dopracowane, ale mające usterki (np. u Ewy Białołęckiej nie wiemy ani z kim Lengorchia sąsiaduje, ani jakie ma wierzenia, ani jaka jest jej historia, polityka itd.), na urban fantasy, gdzie świata w ogóle nie trzeba opracowywać, bo już jest i na te rzadkie przypadki jak powyższy, gdzie autor wszystko dopracował. A jakie uważasz za rodem z gier, bom ciekawa niezwykle?:)
Yossa - Mam nadzieję, że kilka słów o wrażeniach skreślisz?:)
Luna - Owocnych poszukiwań życzę:)
enedtil - Twoją recenzję Wegnera przeczytałam dopiero wczoraj, bo mam taką zasadę, że jak książkę mam w bliskich planach lub czytaniu, to nie czytam jej recenzji. Ale generalnie zgadzamy się w każdej kwestii.:)
U mnie też "Wschód - Zachód" czeka na lepsze posesyjne czasy, ale ze zgoła innych powodów: jakbym to teraz zaczęła, to dopóki bym ostatniej strony nie przeczytała, nauka by poszła w odstawkę, a pan Wegner przecież za mnie egzaminów nie zda.;)
1magdasz - Miło słyszeć.:) A wiadomo może coś o tym, kiedy ta trzecia ma się ukazać?
Ufff, za czwartym razem wreszcie blogger mi łaskawie nie pożarł komentarza...
Opowieści są świetne:) Moim zdaniem na wespół z Grzędowiczem to najlepsze fantasy mady in Poland ostatnio:) Podpisuję się pod recenzja:)
OdpowiedzUsuńpodsłuch - W zasadzie się z Tobą zgadzam, tyle, że dla mnie "Pan Lodowego Ogrodu" to jednak powieść SF (na tej samej zasadzie, na jakiej powieścią SF są "Jeźdźcy smoków z Pern"). Ale jestem dopiero po pierwszym tomie, więc może później zmienię zdanie.;)
OdpowiedzUsuńO PLO juz wielu dyskutowało czy to fantasy czy s-f;) Dla mnie w sumie to tez takie s-f jednak ze sporym motywem fantasy:) Jednak i PLO i Wegner to szeroko pojęta fantastyka i na tym bym stanął:) W tym segmencie (nie pisze "gatunku" bo jeszcze Fenek wyskoczy...) Ci dwaj pisarze są dla mnie bezkonkurencyjni na rodzimym rynku:)
OdpowiedzUsuńpodsluch - E tam, Sapkowski mówił o fantasy jako o podgatunku fantastyki (nie zacytuję, bo nie mam pod ręką), a on jest dla mnie największym polskim autorytetem w tej sprawie. Toteż nikt, kto się jego dorobkiem (i mam tu na myśli nie tylko dorobek literacki) pochwalić nie może, nie jest mi straszny.;) A co do ostatniego zdania Twojej wypowiedzi, to się zgadzam.:)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się strasznie Twoja recenzja. A zwłaszcza słowa jakimi pokazujesz, że mimo wielkości Sapkowskiego ( z którym jeszcze się nie spotkałam i to chyba ogromny błąd) autor też nie jest byle kim i zasługuje na piedestał ( nieco niższy, ale zawsze jest)-"Po 200 stronach doszłam do wniosku, że stary AS wrósł w swoje miejsce tak bardzo, że nie da się od niego oderwać. Pan Wegner widocznie doszedł do takiego samego wniosku, bo zniknął na moment i wrócił z… własnym piedestałem. Ustawił go obok starszego kolegi, wlazł na ten swój słupek i tam już pozostał do końca lektury. Jeżeli druga z jego książek jest równie dobra, to ma duże szanse pozostania na stałe ". Twoje słowa pokazują, że każdy może być zwycięzcą, nie koniecznie stojąc na najwyższym podium ;D
OdpowiedzUsuńmoje najbardziej zaawansowane spotkanie z fantastyką do tej pory miało miejsce przy udziale Sapkowskiego – wiedźmin - i Piątka - seria ukochani poddani cesarza. na ile w pierwszym fantastyka wyszła obronną ręką, na tyle ‘poddanych’ nie doczytałam. może kiedyś dam jej koleiną szansę i na 'Opowieści' się skuszę.
OdpowiedzUsuńMeme - Dziękuję:) A Sapkowskiego gorąco polecam, szczególnie opowiadania.:) I zaraz potem (albo zaraz przedtem;)) przeczytaj też Wegnera.;)
OdpowiedzUsuńVaria - "Ukochani poddani cesarza" - ała!;) Sama tej serii nie czytałam (wystarczyło mi pół strony w bibliotece żeby powiedzieć: dziękuję bardzo, nie), ale dość szybko dotarło do mnie, że ludzie, którzy mają jako takie rozeznanie w temacie, nie tykają jej nawet dwumetrowym kijem. Dlatego radzę się do fantasy nie zrażać, tylko stawiać na dobre lektury. Takie jak powyższa, na przykład.:)