W serii „Menażeria” mieliśmy już reportaż i książkę przyrodniczo-filozoficzną. Najnowsza pozycja, czyli „Wieczne życie” trochę mnie zaskoczyła – jest chyba najbliższa książce popularnonaukowej (właściwie nawet można ją tak zakwalifikować). Z jakichś intuicyjnych przyczyn byłam przekonana, że seria będzie się skłaniać w stronę literatury wspomnieniowej bądź reportażu właśnie (być może jest to wpływ pierwszego wrażenia). Sprawdźmy więc, co nam pan Heinrich przygotował.
„Wieczne życie” to próba opisu, jak to, co w środowisku naturalnym umiera, zamienia się z powrotem w życie. Próba oczywiście niekompletna, bo dwieście stron to zdecydowanie zbyt mało aby zmierzyć się z tematem. Dlatego też autor wybrał kilka intrygujących przykładów i na nich się skupił. Są to przykłady dobrze ilustrujące najczęściej spotykane procesy. Mamy więc pochówek myszy i pożarcie grubszego zwierza, trochę o ptakach ścierwojadach i o kupie słonia, a wreszcie dużo miejsca poświęconego powolnemu procesowi umierania drzewa.
Bernard Heinrich jest emerytowanym profesorem biologii, nie dziwi więc jego rozległa wiedza na tematy, o których pisze. Za to sprawność, z jaką posługuje się piórem jest już znacznie bardziej zaskakująca (zwłaszcza, jeśli porówna się książki pisywane przez polskich naukowców – u nas niestety standardem jest używanie sztywnego, naukowego języka w książkach przeznaczonych dla szerokiej publiczności). Bo pióro ma precyzyjne, celnie podsumowujące najważniejsze fakty. Jednocześnie nieco gawędziarski styl potrafi sprawić, że nawet o wzajemnych relacjach chrząszczy grabarzy z roztoczami czyta się z fascynacją. I bardzo łatwo do tego, bo „Wieczne życie” wręcz pochłania się przez osmozę – co pozwala mi nadać mu tytuł jednaj z najsprawniej napisanych książek z pretensjami do popularnonaukowości, jaką czytałam.
Miałam napisać, że temat może wydawać się nieciekawy, bo rozkład raczej nie jest tym, co ludzi przyciąga, ale najwyraźniej się myliłam – jak można było przeczytać na facebookowym fanpage'u wydawnictwa, pierwszy nakład rozszedł się w ciągu miesiąca. Cóż, najwyraźniej krążenie materii w przyrodzie jednak interesuje ludzi. O ile rozkład drewna jeszcze można zaobserwować we własnym ogródku, mało komu chce się godzinami patrzeć na martwe myszy w celu ustalenia, co się z nimi dzieje. Autor „Wiecznego życia” nas w tym wyręczył, oferując poręczne okienko do zaglądania w świat przyrody. Właśnie w taki, który właściwie mamy na wyciągnięcie ręki, ale z różnych powodów nie poznajemy bliżej (wyłączając może słonie i to, co po nich zostaje. I sępy, bo u nas to jeno kruki i wrony).
Wydawałoby się, że tego typu książka nie ma bohaterów, ale to złudne wrażenie. Głównym bohaterem jest narrator, czyli autor – poznajemy jego wspomnienia, jego przemyślenia i czytamy opowieści o jego badaniach terenowych w Afryce. Ale jest jeszcze kruk Goliat i jego partnerka Białopiórka (chętnie poczytałabym o nich więcej, kruki to fascynujące zwierzęta) i cała rzesza anonimowych chrząszczy, much i sępów. Świetnie się czyta o ich losach.
„Wieczne życie” to kolejna świetna pozycja w „Menażerii”. Temat ciekawy, wykonanie piękne – czegóż chcieć więcej? Pozostaje mi tylko polecić.
Książke otrzymałam od Wydawnictwa Czarne
Autor: Bernd Heinrich
Tytuł oryginalny: Life Everlasting. The Animal Way of Death
Tłumacz: Michał Szczubiałka
Cykl: Menażeria
Wydawnictwo: Czarne
Rok: 2014
Stron: 220
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.