Już kilkukrotnie zdarzało mi się pisać, że uwielbiam czytać o ludziach z pasją. Czasem są to podróżnicy, czasem facet, który postanowiła mieszkać przez rok z dzikimi wilkami. Niedawno wydawnictwo Czarne ruszyło z nową serią o wdzięcznym tytule „Menażeria” (czy już wspominałam, że zawsze popieram inicjatywy wydawania książek poruszających tematykę interakcji świata ludzi i zwierząt?) i od razu oddało do rąk czytelników kolejną opowieść o pasji i poświęceniu. Poświęceniu pewnej kobiety, która postanowiła weteranom eksperymentów medycznych zapewnić spokojną starość.
Zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądają procedury dopuszczania do stosowania nowej terapii czy leku? Większość z nich obejmuje etap badań na zwierzętach (wcześniej dotyczyło to również badań nad nowymi kosmetykami, ale obecnie w Europie taka procedura jest zakazana, obowiązuje również zakaz stosowania komponentów testowanych na zwierzętach). Zazwyczaj zwierzętami tymi są gryzonie – łatwo i tanio można zapewnić im przyzwoite warunki do życia, szybko się rozmnażają i, jakkolwiek brutalnie by to zabrzmiało, żyją krótko, więc odpada problem, co zrobić ze zwierzętami po zakończeniu eksperymentów. Niemniej, zwłaszcza w latach 1950-1980 częstymi pensjonariuszami laboratoriów były małpy człekokształtne, ze szczególnym uwzględnieniem szympansów, jako gatunku najbliższego genetycznie człowiekowi. Obecnie większość krajów Unii Europejskiej zakazuje inwazyjnych (lub jakichkolwiek) eksperymentów na małpach człekokształtnych (a i tam, gdzie zakaz nie obowiązuje, odchodzi się od takich metod badań), ale w USA proceder kwitnie mimo wątpliwej wartości medycznej. Niemniej są ludzie, którym zależy na wprowadzeniu zakazu przeprowadzania inwazyjnych badań na małpach człekokształtnych i którzy aktywnie o to zabiegają. Jedną z takich osób jest Gloria Grow. Nie tylko wygłasza prelekcje przed Kongresem, ale też założyła azyl dla szympansów, które są zbyt stare lub chore, aby dłużej brać udział w eksperymentach. Andrew Wesoll na kilka miesięcy został wolontariuszem w tym azylu, aby zebrać materiał do książki.
„Szympansy z azylu Fauna” (zabawne – przez większość czasu byłam przekonana, że nazwa schroniska pochodzi od koźlonogich bożków, a tu niespodzianka: jednak od ogółu królestwa zwierząt) to opowieść z takich, jakie najbladziej lubię. Jest po trosze pamiętnikiem z wolontariatu (a było… no cóż, ciekawie), po trosze historią powstania ośrodka, portretem jego założycielki, dywagacjami na temat historii badań na małpach człekokształtnych i ich praw. Jednak najwięcej miejsca poświęcono pensjonariuszom ośrodka.
W czasie, gdy Westoll odbywał wolontariat, w Faunie przebywało trzynaście szympansów. Każdy z nich miał za sobą długie lata eksperymentów medycznych (szympansy żyją prawie tak długo jak ludzie), nieraz brutalnych i bolesnych. Wszystkie cierpią na schorzenia fizyczne i zaburzenia psychiczne, często bardzo głębokie. Nic w tym dziwnego, te małpy są przecież zwierzętami stadnymi, a w laboratoriach trzyma się je pojedynczo w bardzo małych klatkach, w dodatku odbiera matkom zaraz po urodzeniu, co bardzo utrudnia lub wręcz uniemożliwia prawidłowy dla gatunku rozwój. Pensjonariusze Fauny byli ponadto przez lata (lub dziesiątki lat) poddawani bolesnym zabiegom chirurgicznym (pod narkozą co prawda, ale bez podania później środków przeciwbólowych, bo mogłoby to zafałszować wyniki), zarażani ciężkimi chorobami i traktowani z pogwałceniem praw zwierząt. Tragiczny los małp uderza tym bardziej, jeśli weźmie się pod uwagę, że szympansy dorównują inteligencją trzyletniemu dziecku, a niektóre z nich były wcześniej uczone języka migowego (co prawda akurat te nie przebywają w ośrodku pani Grow), więc mogłyby opowiedzieć o swoich cierpieniach, gdyby nie zaburzenia psychiczne (o takich samych objawach, jakie występują u ludzi).
Panu Westollowi natura nie poskąpiła talentu pisarskiego, więc codzienność i historię Fauny potrafi przedstawić w sposób potoczysty i dynamiczny. W tej smutnej skądinąd opowieści nie brak humoru (co jest główną zasługą samych szympansów, które mają własne poczucie humoru – dość małpie, trzeba przyznać), jak i chwytających za serce momentów, czy dynamicznych akcji. Autor z nimi wszystkimi poraził sobie świetnie, a czytelnikowi pozostawało tylko pochłaniać kolejne strony. Choć dla co bardziej wrażliwych miłośników zwierząt „Szympansy z azylu Fauna” mogą być bardzo trudną lekturą.
Jeszcze kilka słów o jakości wydania. Szkoda, że oprawa nie ma skrzydełek (w skrytości ducha na to właśnie liczyłam), ale to moje prywatne marudzenie. Bardziej obiektywnymi wadami są sztywne kartki (nieuważny czy energiczny czytelnik może przez to złamać książce grzbiet) i drobna czcionka. Co prawda jako rekompensatę do tej drugiej wydawca zastosował szerokie i przejrzyste interlinie, ale to trochę mało. Nagminne jest też stosowanie anglosaskiej numeracji pięter – żaden budynek nie ma parteru, za to do wszystkich wchodzi się od razu najpierwsze piętro (na zamieszczonym w książce zdjęciu widać wyraźnie, że budynki Fauny nie wiszą w powietrzu, tylko mają normalne partery, a jedynie tłumacz o tym zapomniał). Raz zdarzyło się wspomnieć o badaniach nad wolno żyjącymi szympansami prowadzonymi w Tajlandii, ale to już drobiazg. Plus należy się za umieszczenie w książce czarnobiałych fotografii zarówno wszystkich pensjonariuszy, jak i samego ośrodka.
Komu poleciłabym tę książkę? Miłośnikom literatury faktu i przyrody oraz tym wszystkim, którym los zwierząt nie jest obojętny (może z wyłączeniem osób szczególnie wrażliwych na cierpienie naszych braci mniejszych – niektóre fakty przytoczone w „Szympansach…” nie są przeznaczone dla delikatnego czytelnika). Ale generalnie poleciłabym każdemu, kto lubi poczytać dobrą książkę. Nie tylko dla poobcowania z dobrym pisarstwem, ale dla poszerzenia horyzontów. Tego nigdy za wiele.
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Czarne.
Autor: Andrew Westoll
Tytuł oryginalny: The Chimps of Fauna Sanctuary: A True Story of Resilience and Recovery
Tłumacz: Maria Zawadzka
Cykl: Menażeria
Wydawnictwo: Czarne
Rok: 2013
Stron: 311