Właściwie od samego początku, kiedy tylko usłyszałam o „Bestiariuszu słowiańskim” rozważałam jego nabycie. Po pierwsze dlatego, że jest to jednak właściwie album, a ja lubię albumy, zwłaszcza o tak nietypowej tematyce. Po drugie dlatego, że o typowo słowiańskich stworach trudno znaleźć satysfakcjonujące informacje. I chyba nie powinnam pisać tej notki, bo co prawda książeczka jest piękna, ale zbyt wiele się o niej powiedzieć nie da. Ale uważam, że dobrem trzeba się dzielić, więc się podzielę. Może ktoś zechce sprawdzić na własnej skórze, czy mam rację.
Książka jest skonstruowana jak bogato ilustrowany leksykon, każdemu stworowi poświęcono osobną stronę (a zwykle dwie), gdzie widnieje krótki opis i ilustracja. Same ilustracje podobają mi się różnie, bo styl autora i sposób przedstawienia tematu nie zawsze mi pasuje, ale są naprawdę ciekawe. Za to opisy, mimo że czasem zbyt krótkie, podane są lekko, z humorem i podobają się zawsze. Sporo w nich też przeróżnych ciekawostek. I tylko podczas czytania nasuwają się smutne refleksje.
Może właśnie dlatego „Bestiariusz słowiański” jest tak bardzo inspirujący. Nawet jeśli jesteś miłośnikiem fantastyki i tego typu literaturę pochłaniasz tonami, to prawdopodobnie o większości stworów w nim opisanych nigdy nie słyszałeś. Dzięki autorom nie tylko usłyszysz, ale i zobaczysz. Może dzięki temu nasza popkultura wzbogaci się o rodzime elementy, bo jak dotąd udało się wyeksportować tylko wampira, który właśnie ze wschodu przeprowadził inwazję na zachód (wyładniał przy tym nieprzyzwoicie, ale to już inna historia). Trzymam kciuki, aby tak się stało.
Tytuł: Bestiariusz słowiański. Rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach
Autor: Paweł Zych, Witold Vargas
Seria: Legendarz
Wydawnictwo: BOSZ
Rok: 2014
Stron: 208