Właściwie od samego początku, kiedy tylko usłyszałam o „Bestiariuszu słowiańskim” rozważałam jego nabycie. Po pierwsze dlatego, że jest to jednak właściwie album, a ja lubię albumy, zwłaszcza o tak nietypowej tematyce. Po drugie dlatego, że o typowo słowiańskich stworach trudno znaleźć satysfakcjonujące informacje. I chyba nie powinnam pisać tej notki, bo co prawda książeczka jest piękna, ale zbyt wiele się o niej powiedzieć nie da. Ale uważam, że dobrem trzeba się dzielić, więc się podzielę. Może ktoś zechce sprawdzić na własnej skórze, czy mam rację.
Książka jest skonstruowana jak bogato ilustrowany leksykon, każdemu stworowi poświęcono osobną stronę (a zwykle dwie), gdzie widnieje krótki opis i ilustracja. Same ilustracje podobają mi się różnie, bo styl autora i sposób przedstawienia tematu nie zawsze mi pasuje, ale są naprawdę ciekawe. Za to opisy, mimo że czasem zbyt krótkie, podane są lekko, z humorem i podobają się zawsze. Sporo w nich też przeróżnych ciekawostek. I tylko podczas czytania nasuwają się smutne refleksje.
Bo okazuje się, że słowiańskie obejścia, pola i lasy aż się roiły od fantastycznych stworzeń. Tylko w przeciwieństwie do germańskich czy celtyckich, o nich nikt nie pamięta. W popkulturze praktycznie nie istnieją (jeden wiedźmin wiosny nie czyni), a choć często o nich mówimy (naprawdę zadziwiające, jak wiele z popularnych słów i powiedzonek wywodzi się od nazw duchów i demonów), to nie wiemy, że to słowiańszczyzna. Te ze stworzeń, które przetrwały w języku i tak miały szczęście. Niektórzy co prawda ciągle są rozpoznawalni, ale chrystianizacja całkiem zszargała im opinię, zamieniając w diabły i często pozbawiając przy tym tożsamości. Po największych pechowcach zostało samo imię, którego do niczego nie potrafią dopasować nawet etnografowie.
Może właśnie dlatego „Bestiariusz słowiański” jest tak bardzo inspirujący. Nawet jeśli jesteś miłośnikiem fantastyki i tego typu literaturę pochłaniasz tonami, to prawdopodobnie o większości stworów w nim opisanych nigdy nie słyszałeś. Dzięki autorom nie tylko usłyszysz, ale i zobaczysz. Może dzięki temu nasza popkultura wzbogaci się o rodzime elementy, bo jak dotąd udało się wyeksportować tylko wampira, który właśnie ze wschodu przeprowadził inwazję na zachód (wyładniał przy tym nieprzyzwoicie, ale to już inna historia). Trzymam kciuki, aby tak się stało.
Tytuł: Bestiariusz słowiański. Rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach
Autor: Paweł Zych, Witold Vargas
Seria: Legendarz
Wydawnictwo: BOSZ
Rok: 2014
Stron: 208
Zgadzam się ze wszystkim. Polecam też inne części legendarza. Są równie dobre.
OdpowiedzUsuńTeraz mam na oku "Smoki polskie". Współlokatorka akurat ma, to od niej pozyczę i rozważę zakup.
UsuńKsiążka jest przepiękna i to trzeba przyznać, bo ogląda się ją z przyjemnością. Ja jednak wolałabym, aby była dwa razy grubsza, ale posiadała więcej tekstu - tutaj jest go momentami malutko.
OdpowiedzUsuńSkromna ilość tekstu to, obawiam się, nie wina lenistwa autorów, a skrupulatnie przeprowadzanej chrystianizacji, która zatarła większość śladów po dawnych wierzeniach... Celtyckie czy germańskie miały w tej kwestii jak się zdaje więcej szczęścia.
UsuńIdealna na prezent ;)
OdpowiedzUsuńPrawda:)
UsuńZ chęcią poznam tę książkę :)
OdpowiedzUsuńW takim razie mam nadzieję, że podzielisz sie wrażeniami.:)
UsuńWłaśnie często o tym myślę (w trakcie czytania czegoś), że zachodnie mitologie i ichniejsze stworzenia to znane są wszędzie, a o naszych własnych nawet my niewiele wiemy :(. I chociaż wolę ładniejsze wampiry, to cieszę się, że przynajmniej one są "nasze". Z chęcią kiedyś się zaopatrzę w taki bestiariusz, fajnie, że o nim napisałaś :).
OdpowiedzUsuńCieszę się, że moja taktyka dzielenia sie dobrem działa. Na oku mam już kolejną ksiązke serii, o polskich smokach, więc pewnie notka niedługo.:)
UsuńZastanawiam się jeszcze, jak to jest z wilkołakami. W bestiariuszu o nich nie było, więc może na terenach polskich nie były popularne, ale Sapkowski w "Rękopisie..." wspominał, ze w Rosji istniało coś takiego jak oborotień, czyli takie wilkołaki, co mogły się zmieniać i w inne zwierzęta (tygrysołaki, niedźwiedziołaki itd.). Więc szkoda trochę, ze w bestiariuszu jednak słowiańskim nic o nich nie ma...
Mam! Kupiłam kiedyś w ramach researchu do pewnego tłumaczenia (przydało się trochę). Bardzo lubię tę książkę :-)
OdpowiedzUsuńA co tłumaczyłaś, jeśli to nie tajemnica?:)
UsuńPlanujesz nabycie tej o smokach polskich?
To było, jeśli dobrze pamiętam coś Cornelii Funke, "Nieustraszony" z serii Reckless. Wspaniała książka, notabene, już się cieszę na trzeci tom, który ma być bardzo słowiański...
UsuńSmoki - jak najbardziej :-)
O, to chyba trzeba się wziąć za ten pierwszy tom, co go dawno temu pożyczyłam od Siostry Lubego...^^
UsuńTytuł wisi na mojej liście "do kupienia" od dłuższego czasu, muszę w końcu w niego zainwestować.
OdpowiedzUsuńStrasznie boli mnie brak mitologii słowiańskiej w popkulturze, przecież pełno w niej ciekawych stworów czy postaci. Szkoda, że nie zachowała się tak dobrze jak choćby nordycka czy celtycka. :c
Też ubolewam, zwłaszcza że nawet z tego co zostało dałoby się wydłubać rzeczy fascynująco różne od dobrze znanych zachodnich... A jak narazie mamy tylko strzygę z "Wiedźmina"...
UsuńCzyż to nie powinna być lektura obowiązkowa dla wszystkich polskich pisarzy fantastyki? Mam na tę książkę straszną ochotę, bardzo chętnie poznałabym polskie stwory :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że by nie zaszkodziło - choć kiedyś podobno polska fantastyka przeżyła falę słowiańszczyzny i nie wyszło jej to na dobre (AS pisał o tym w "Pirogu"). Ale przydałoby sie choc odświerzenie dekoracji.
UsuńDostałam w prezencie i ją uwielbiam! Wspaniałe wydanie :)
OdpowiedzUsuń