Pomysł na ten wpis snuł mi się gdzieś w podświadomości od dłuższego czasu, ale dopiero ostatnia fala łańcuszków pozwoliła mu się wykrystalizować. Bo widzicie, każdy z nas ma takich autorów, których sam uwielbia, ale ogół raczej nie podziela jego uwielbienia. Nawet nie dlatego,.że gusta się rozmijają, tylko zwyczajnie dlatego, że za mało osób o nim słyszało. I dlatego postanowiłam stworzyć listę tych autorów, których ja bardzo lubię, a którzy na moje oko są jednak trochę za mało znani.
Dziś przedstawię wam listę autorów zagranicznych (lista autorów polskich też się pojawi, ale najpierw muszę zweryfikować jedną z autorek, którą chciałabym umieścić, ale jeszcze nic z jej twórczości nie czytałam). Pominęłam na niej nazwiska pisarzy świetnych, ale jednak bardzo znanych, jak Pratchett czy popularny ostatnio Sanderson, a skupiłam się na tych, o których moim zdaniem mówi się zdecydowanie za mało.
Ci, którzy mojego bloga czytają od dłuższego czasu nie powinni być zaskoczeni.;) Uwielbiam sztandarowy cykl Novik, czyli "Temeraire'a" i polecam go każdemu fanowi smoków, bo tak zacnych smoków zaiste nigdzie nie znajdziecie (i nie przejmujcie się słabszymi tomami - po nich zawsze następuje poprawa). Autorka ma ciekawe pomysły, bardzo przyjemny styl i pisze zwykle bardzo rozrywkowo i przygodowo - aż dziwne, że praktycznie o niej nie słychać. Z drugiej strony, Rebis na dniach wydaje pierwszy tom jej drugiego cyklu, co raczej by nie nastąpiło, gdyby Novik się nie sprzedawała (bo poprzedni cykl mogliby chcieć dokończyć na przykład ze względów pijarowych - mało prawdopodobne, ale możliwe). Z pewnością przekonam się osobiście, jak jej posłużyła zmiana realiów.
A na koniec dodam jeszcze, że Novik będzie gościem tegorocznego toruńskiego Coperniconu. Mam zamiar zdobyć jej autograf na wszystkich posiadanych książkach (do razu z góry przepraszam wszystkich, którzy w kolejce będą stali za mną...).:)
To autor, który w Polsce zdecydowanie nie miał szczęścia - pierwsze polskie wydanie jego sztandarowego cyklu zakończyło się po pięciu tomach. Potem autora przejął Mag i okazało się, że choć jest wola wydawania ze strony wydawcy, to jednak coś w tym ciągle przeszkadzało (plotka głosi, że tłumacz). Dopiero w tym roku, po groźbach agenta, udało się ruszyć z kopyta - za miesiąc dostaniemy dwupak Dresdena, a w przyszłym roku aż cztery tomy (podejrzewam, że to oznacza dłuższa przerwę dla fanów Petera Granta, bo wypuszczenie dwóch serii o bardzo podobnej tematyce nie wydaje się rozsądnym posunięciem). I znowu - upór, z jakim Mag dąży do wydawania tej serii świadczy o tym, że Butcher sprzedaje się co najmniej zadowalająco. Ale nigdzie jej nie widać - na palcach jednej ręki mogę policzyć miejsca, w których natknęłam się na recenzję jakiegoś tomu cyklu (podejrzewam, że może to wynikać z dużych przerw między kolejnymi premierami). A Butcher pisze świetnie - nie brak mu poczucia humoru, akcję pogania jak dobry jeździec konia, a i bohaterów tworzy nadzwyczaj sympatycznych i nie szczędzi im nie zawsze przyjemnych przeżyć. Moim zdaniem, najlepsze urban fantasy, jakie pojawiło się na naszym rynku w ciągu ostatnich dziesięciu lat.
Cykl o "Niecnych Dżentelmenach" jest obowiązkową pozycją dla wszystkich, którzy kochają łotrzyków. Lynch pisze z rozmachem, tworzy złożony świat (a czytelnik może go poznać, bo w każdym tomie autor rzuca swoich bohaterów w całkiem inne miejsce), który ma swoją historię i mitologię i zdecydowanie nie ogranicza się tylko do miejsca i czasu, który nawiedzają bohaterowie. Do tego dorzuca świetna kreację postaci i za każdym razem interesująca intrygę (choć tu, przyznam, miewa lepsze i gorsze pomysły). Dodam jeszcze, że mimo iż "Niecny Dżentelmeni" to na razie jedyne powieści napisane przez autora, to po opowiadaniach można sądzić, że pomysłów mu nie brakuje i jak tylko skończy z panem Lamorą, zajmie się jakąś równie ciekawą ideą. Dlaczego więc tak niewiele osób go czyta?
Scott Westerfeld
To jest autor nieco inny od poprzednio omówionych. O tamtych się nie mówiło, ale (chyba) się sprzedawali. Westerfeld to trochę inna historia. Pisze, o ile się orientuję, tylko powieści dla młodzieży i dwie z jego młodzieżowych trylogii ukazało się w Polsce. "Brzydkich" jeszcze nie czytałam, ale jest to dystopia, która wyprzedziła swoje czasy - pojawiła się kilka lat przed sukcesem "Igrzysk Śmierci" i pewnie dlatego przeszła bez echa, a wznawiać jej z okazji mody nikt nie chciał. Druga trylogia to "Lewiatan" - świetna, steampunkowa w stylistyce przygodówka z historią alternatywną w tle, którą czytało mi się bardzo przyjemnie (na tyle przyjem,nie, żeby wyprodukować cała serię szkiców). Niestety, chyba nie sprzedawała się szczególnie dobrze, bo na chwilę obecną można ją wygrzebać w supermarketowych koszach z tanią książką. Szkoda, bo autor zasługuje na rzesze piszczących fanek zdecydowanie bardziej niż taka na przykład autorka "Zmierzchu" (przynajmniej, jeśli kryterium miałby być warsztat pisarski) - ma zdecydowanie lepiej nakreślonych bohaterów. Szkoda też dlatego, że to zdecydowanie zmniejsza szanse na wydanie w Polsce jego nowej trylogii.
To jest autor nieco inny od poprzednio omówionych. O tamtych się nie mówiło, ale (chyba) się sprzedawali. Westerfeld to trochę inna historia. Pisze, o ile się orientuję, tylko powieści dla młodzieży i dwie z jego młodzieżowych trylogii ukazało się w Polsce. "Brzydkich" jeszcze nie czytałam, ale jest to dystopia, która wyprzedziła swoje czasy - pojawiła się kilka lat przed sukcesem "Igrzysk Śmierci" i pewnie dlatego przeszła bez echa, a wznawiać jej z okazji mody nikt nie chciał. Druga trylogia to "Lewiatan" - świetna, steampunkowa w stylistyce przygodówka z historią alternatywną w tle, którą czytało mi się bardzo przyjemnie (na tyle przyjem,nie, żeby wyprodukować cała serię szkiców). Niestety, chyba nie sprzedawała się szczególnie dobrze, bo na chwilę obecną można ją wygrzebać w supermarketowych koszach z tanią książką. Szkoda, bo autor zasługuje na rzesze piszczących fanek zdecydowanie bardziej niż taka na przykład autorka "Zmierzchu" (przynajmniej, jeśli kryterium miałby być warsztat pisarski) - ma zdecydowanie lepiej nakreślonych bohaterów. Szkoda też dlatego, że to zdecydowanie zmniejsza szanse na wydanie w Polsce jego nowej trylogii.
Patrick Rothfuss
Tutaj mam pewien problem. Autor zdecydowanie zasługuje na to, żeby być bardziej znanym, bo pisze świetnie i tworzy wspaniały, złożony świat (uwaga - pisarz zdecydowanie nie dla tych, co nie lubią dygresji i niezwiązanych z główna nicią fabuły wątków pobocznych). Ale... pisze też strasznie wolno i jest jak dotąd autorem jednego cyklu (znaczy, za oceanem jakieś tam krótkie formy wypuszczał, ale żadna spoza świata "Kronik Królobójcy" do mnie nie dotarła). Tak więc polecam go waszej uwadze, bo raczej kiedy już napisze ten kolejny tom, to on u nas wyjdzie (Rebis w końcu rzucił fanom na otarcie łez tę malutką nowelkę o jednej z pobocznych postaci). Tylko nie wiadomo, kiedy to nastąpi. Tymczasem poczytajcie rzeczy już wydane, bo warto.
Oto moja lista. Całkiem możliwe, że za dwa, trzy lata będzie wyglądać kompletnie inaczej (gdybym robiła ja dwa, trzy lata temu i wtedy czytała Sandersona, to z pewnością by się na niej znalazł). No i, nie oszukujmy się, większość nawet mało znanych autorów zagranicznych jest i tak bardziej znana od mało znanych autorów polskich. A wy kogo byście dodali?
Tutaj mam pewien problem. Autor zdecydowanie zasługuje na to, żeby być bardziej znanym, bo pisze świetnie i tworzy wspaniały, złożony świat (uwaga - pisarz zdecydowanie nie dla tych, co nie lubią dygresji i niezwiązanych z główna nicią fabuły wątków pobocznych). Ale... pisze też strasznie wolno i jest jak dotąd autorem jednego cyklu (znaczy, za oceanem jakieś tam krótkie formy wypuszczał, ale żadna spoza świata "Kronik Królobójcy" do mnie nie dotarła). Tak więc polecam go waszej uwadze, bo raczej kiedy już napisze ten kolejny tom, to on u nas wyjdzie (Rebis w końcu rzucił fanom na otarcie łez tę malutką nowelkę o jednej z pobocznych postaci). Tylko nie wiadomo, kiedy to nastąpi. Tymczasem poczytajcie rzeczy już wydane, bo warto.
Oto moja lista. Całkiem możliwe, że za dwa, trzy lata będzie wyglądać kompletnie inaczej (gdybym robiła ja dwa, trzy lata temu i wtedy czytała Sandersona, to z pewnością by się na niej znalazł). No i, nie oszukujmy się, większość nawet mało znanych autorów zagranicznych jest i tak bardziej znana od mało znanych autorów polskich. A wy kogo byście dodali?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.