Powiem wam szczerze, że jeśli chodzi o dystopie i antyutopie, to mam spore zaległości w klasyce. Czytałam właściwie tylko Huxleya (jeśli ktoś miałby ochotę coś klasycznego polecić, to jestem otwarta na propozycje). Dlatego notka ta będzie pisana z perspektywy osoby jeszcze nie obeznanej z tematem. Co nie znaczy, że kompletnie zielonej.
W przyszłości ludzi szkoli się, aby przestrzegali Prywatności – nie rozmawiali ze sobą, nie mieszkali razem, nie nawiązywali więzi i ogólnie nie interesowali się za bardzo czymkolwiek. W osiągnięciu tego mają pomagać szeroko dostępne narkotyki i ogłupiająca telewizja. Sztuka czytania zanikła. W takim świecie android Spofforth, jedyny robot Marki Dziewięć, szczyt ludzkiej myśli inżynieryjnej, od lat próbuje popełnić samobójstwo, jednak oprogramowanie mu na to nie pozwala. Ciągle pełni więc funkcję dziekana na nowojorskim uniwersytecie. Tam zgłasza się do niego mężczyzna, który chce prowadzić zajęcia z czytania, którego, jak twierdzi, nauczył się sam. Spofforth zatrudnia go, choć nie jako wykładowcę. Później dołącza jeszcze pewna niezwykła kobieta.
„Przedrzeźniacza” nazywa się dystopią i rzeczywiście, ma znamiona tego gatunku. Ale szczerze mówiąc, czytając go, pierwszym skojarzeniem, jakie mi się nasunęło, była powieść postapokaliptyczna. Widzicie, mnie osobiście dystopia kojarzy się z systemem może i opresyjnym, ale działającym. Prostemu ludowi w takich światach może i nie jest najlepiej, wiele dziedzin życia jest sterowanych odgórnie, a rewolucje i postulaty zmian krwawo się tłumi, ale te systemy jakoś utrzymują państwo (lub „państwo”) w całości, pozwalają rządzącym elitom realizować swoje plany. Tymczasem Ameryka w „Przedrzeźniaczu” chyli się ku upadkowi a system właściwie trudno nazwać systemem, bo trzyma się jedynie siłą rozpędu. Nie istnieje właściwie żaden rząd, który mógłby z tego stanu rzeczy czerpać korzyści. Ponadto mamy też sporo aspektów charakterystycznych dla postapo właśnie. Ludzie używają technologii której nie rozumieją i której nikt nie potrafi naprawić, tworzą się zamknięte społeczności o dość dziwnych zasadach a artefakty z przeszłości nabierają znamion religii, nie mówiąc już o tym, że umiejętności kiedyś powszechne teraz budzą zaskoczenie i podziw. Tylko spektakularnego końca świata brakuje.
Bohaterowie... są niesatysfakcjonujący. Spofforth jest bardzo oryginalnie pomyślany – melancholijny, pragnący śmierci android, najbardziej samotna istota na tym umierającym świecie. Jest najbardziej ludzki ze wszystkich postaci, ale mam wrażenie, że autor nie wykorzystał całego potencjału, jaki w nim drzemie. Robot z pewnością nie stoi w centrum tej historii, a myślę, że gdyby tak było, historia mogłaby sporo zyskać.
Bentley, czyli nasz czytający, to z kolei postać całkowicie pozbawiona oryginalności. Typowy bohater, który odkrywa coś z tego zapomnianego, dawno minionego świata, a potem pod wpływem odkrycia (a także wędrówki – pod pewnymi względami „Przedrzeźniacz” to powieść drogi) przechodzi wewnętrzna przemianę. Nie bez znaczenia jest też miłość do kobiety. Mary Lou, buntowniczka, która nie ukończyła szkolenia Prywatności i była znacznie bardziej bystra niż przewidywała ustawa, staje się katalizatorem zarówno przemian Bentleya, jak i poznania Spoffortha. Trochę szkoda, że na tym, jej rola w powieści właściwie się kończy.
Marudzę nad tą powieścią, bo może i nie jest szczególnie wybitna (wspomniany na początku Huxley stworzył dzieło o wiele bardziej niepokojące), może bohaterowie nie zachwycają, ale czytało się to całkiem przyjemnie. Choć mam nadzieję, że pozostałe książki z Artefaktów będą znacznie ciekawsze.
Tytuł: Przedrzeźniacz
Autor: Walter Trevis
Tytuł oryginalny: Mockingbird
Tłumacz: Robert Waliś
Wydawnictwo: Mag
Rok: 2015
Stron: 256
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Mag.
Autor: Walter Trevis
Tytuł oryginalny: Mockingbird
Tłumacz: Robert Waliś
Wydawnictwo: Mag
Rok: 2015
Stron: 256
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.