Dziś 21 lipca, czyli Dzień Świnki Morskiej. Normalnie pewnie doczekalibyście się tylko odpowiedniego statusu na fanpejdżu, ze stosownym zdjęciem. No ale data wypadła w dzień notkowy na blogu, więc miałabym wyrzuty sumienia wobec moich świnkopanien. Bo jak to, kota nie masz, a notki z okazji Dnia Kota były, za to świnki masz, a notki im żałujesz? No sami widzicie, nie miałam wyjścia.
Nawet Imperium lubi świnki morskie. Jedno ze zdjęć wykonanych w ramach akcji promującej adopcję zwierząt na zlecenie tej fundacji. |
Zwykle z okazji dnia czegoś tam przygotowuję notkę o moich najulubieńszych czymś tam w popkulturze. I tu następuje pewna konsternacja – niestety, popkultura z jakiegoś powodu traktuje świnki morskie bardzo po macoszemu. To bardzo niesprawiedliwe, bo przecież inne gryzonie dostają swoje książki, filmy lub seriale. Mamy niesamowite i uniwersalne „Wodnikowe Wgórze” o epickiej wyprawie królików (tak, wiem, że króliki to nie gryzonie, ale popularnością dorównują świnkom i status w świadomości społecznej mają podobny), szczurom całą powieść ze Świata Dysku poświęcił Pratchett (że już nie wspomnę o bardzo sympatycznej disnejowskiej animacji), chomik dostał cały serial anime… No a myszy to już w ogóle rządzą – w latach dziewięćdziesiątych były z Marsa i jeździły na motorach, a od roku dwutysięcznego regularnie pojawiają się w przeróżnych animacjach kinowych, że już o regularnie sprawiającym łomot kotu Jerrym nie wspomnę. Czyli wszystkie popularnie zwierzaki domowe karierę w popkulturze robią, a świnki…
…A świnki dostały tylko „Załogę G”. Która jest filmem tak kiepskim, że na ten moment wolałabym sobie wydrapać oczy, niż obejrzeć go jeszcze raz. I jest to trochę dziwne, bo inne gryzonie dostają role, choćby epizodyczne, znacznie częściej (chomik w „Piorunie” chociażby). Może głównym problemem jest PR, jaki mają świnki morskie? Wiecie, opinie jakie zwykle o nich krążą mówią o gryzoniu niezbyt bystrym, kompletnie pozbawionym charakteru, niezbyt ciekawym, mówiąc ogólnie. Tymczasem świnki morskie są na tyle inteligentne, że mogą reagować na imię a nawet uczyć się wykonywania prostych sztuczek. Poza tym uwielbiają głaskanie i przywiązują się do właściciela (no, moje bardziej przywiązały się do torby z karmą, ale pracuję nad tym), a charakteru mógłby im pozazdrościć niejeden pies.
Zdjęcie pożyczone stąd. Mam nadzieję, że autorka się nie obrazi. |
Drugą przyczyną może być fakt, że świnki morskie w naszym klimacie nie występują na wolności. Dużo łatwiej jest europejczykowi pisać o znanych sobie królikach lub szczurach, które – zwłaszcza, jeśli pochodzi ze wsi - mógł nawet obserwować na żywo, niż o gryzoniach zza morza, których zwyczajów najprawdopodobniej nie zna. Więc taki na przykład quest w poszukiwaniu nowego miejsca do życia napisać trudniej. Trudniej też świńskich bohaterów wysłać w teren, bo do naszych terenowych warunków są raczej nieprzystosowani. Ciekawi mnie za to, czy w literaturze południowoamerykańskiej świnki mają się lepiej. Może niekoniecznie oczekiwałabym dzieła na miarę „Wodnikowego Wzgórza”, ale chociaż częstszej obecności w literaturze dziecięcej (pobieżny risercz wykazał, że w takich na przykład anglosaskich książkach dla najmłodszych pojawiają się całkiem często. A przynajmniej dużo częściej niż u nas). Jeśli ktoś dysponuje materiałem porównawczym, to niech się podzieli.
Co do polskich książeczek dla dzieci, to znalazłam jedną ze świnkami w roli głównej. Dość zaskakującą, bo rok wydania to 1968. Chodzi o „Wyprawę nad morze” Ludwika Górskiego. Jednak nie cieszcie się, bo „Wyprawa nad morze” najwyraźniej nigdy nie była wznawiana (a sądząc po zdjęciach, jakoś szczególnie nie odstaje wizualnie od współczesnych książek), więc zdobycie jej graniczy z cudem. Recenzję książeczki przeczytacie na tym blogu.
No i szkoda mi tych biednych, pomijanych przez popkulturę zwierząt. Łudzę się, że moje informacje są po prostu niekompletne. Znacie jakieś popkulturowe świnki? Podzielcie się.:)
___________
A teraz małe post scriptum. Z okazji Dnia Świnki Morskiej chciałabym przypomnieć, że istnieje organizacja pomagająca tym zwierzątkom, takim, które nie miały w życiu zbyt wiele szczęścia. To Stowarzyszenie Pomocy Świnkom Morskim. Czasem opiekunowie nie mogą się już zajmować ulubieńcami i sami zwracają się do Stoważyszenia o pomoc w znalezieniu dobrego domu. Jednak wiele bezdomnych świnek zostało porzuconych w lecznicach, śmietnikach, na klatkach schodowych lub zwyczajnie w parkach. Trafiają się też podopieczni z laboratoriów czy z likwidowanych pseudohodowli. Więc jeżeli zastanawiacie się nad zaświnieniem mieszkania, może warto rozważyć adopcję? Zwłaszcza że świnka z SPŚM jest zdrowa, przebadana i oswojona, co rzadko można powiedzieć o zwierzakach sklepowych. Jeśli nie możecie sobie pozwolić na zwierzaka w domu, istnieją jeszcze inne formy pomocy (więcej na stronie SPŚM). Może uratujecie jakieś małe, świńskie życie.
Świnki morskie są urocze, miałam jedną jako dziecko i to było moje pierwsze zwierzątko. Była bardzo wytrwała - przeżyła dwie operacja wycinania nowotworu. A w popkulturze świnka morska pojawiła się też w "Opowieściach na dobranoc", Wyłupek się bodajże nazywała. :P
OdpowiedzUsuńZastanawiam się nad tą literaturą południowoamerykańską, bo jednak świnki morskie hodowało się tam (kiedyś przynajmniej, jak wynika z zasłyszanych opowieści -- nie wiem, jak teraz) w celach innych niż u nas, więc i ich los w literaturze mógłby być nie do zazdroszczenia.
OdpowiedzUsuńAle ja właściwie nie o tym: jaka cudowna czytająca świnka morska! Widzę, że preferuje styl nieco plażowy i od razu nowoczesną technikę ;)?
Świniaki często widzę u znajomych blogerów, a moje dwie przyjaciółki też je mają :).Kochane futrzaki ^^.
OdpowiedzUsuńChociaż sama jestem raczej chomikowa :P.
Ale jak tak piszesz, to faktycznie mało się ze świnkami spotykam. Jakoś mi nie przychodzi do głowy żaden film czy książka :/. Może się to w końcu zmieni kiedyś :).
City of Dreaming Books
Twarda sztuka.:)
OdpowiedzUsuńO, o tym filmie nawet nie słyszałam, może kiedyś obejrzę.Dzięki.:)
No, świnki morskie są tam traktowane jak u nas króliki - część szczęśliwców jest domowymi pupilami, większość trafia do pasztetu... (Luby nie był tak delikatny jak Ty i stwierdził wprost, że jak chcę szukać świnek w literaturze południowoamerykańskiej, to powinnam zacząć od książek kucharskich;)). Ale skoro u nas króliki mogły odbyć epicki quest w poszukiwaniu Ziemi Obiecanej mimo tego pasztetu, to może tam świnki też?...
OdpowiedzUsuńNo cóż, Momo (to ona jest na zdjęciu) wręcz pożera klasycznie wydane ksiązki. Dosłownie.;D Dlatego elektronika to konieczność. Appa nie jest tak żarłoczna i możemy pozostać przy papierze, ale ona z kolei boi się aparatu...
Ja znam dwóch zaświnionych blogerów.:D Cóż, świnka to świetne rozwiązanie, kiedy chcemy mieć zwierzę interaktywne, ale jednocześnie nie chcemy, żeby nam się samopas szwendało po mieszkaniu (i kiedy za bardzo cenimy sobie swój księgozbiór, żeby mieć szczury). Chomiki miałam w nastolęctwie - dwóch długowłosych samców o imieniu Mniumniuś. Ale teraz stwierdziłam, że czas na zwierzaka, któremu będzie bardziej zależało na kontakcie.;)
OdpowiedzUsuńW "Doktorze Dolittle" z Eddiem Murphym jest pyskaty świniak o głosie Chrisa Rocka.
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=VKE1aYvqHLM
https://www.youtube.com/watch?v=MAMoTlcf2wI