niedziela, 15 lipca 2012

Nadchodzi zima i bez skojarzeń proszę! - "Planeta wygnania" Ursula K. Le Guin

Sponsorem niniejszej recenzji jest Oisaj, który wystąpił w roli pożyczkodawcy. Dziękuję!:)

 Ursula K. Le Guin wcale się nie kryje z tym, że jest romantyczką. Najbardziej ten, naiwny jeszcze, romantyzm był widoczny w „Świecie Rocannona”, pierwszej powieści autorki. Jak sama stwierdziła, później starała się go wyrażać subtelniej. Cóż, nie dałabym głowy za to, że w „Planecie Wygnania” romantyzm jest subtelniejszy – sądzę nawet, że wręcz przeciwnie. Ale co jest złego w tym, że w prozie opartej na emocjach pojawia się romantyzm?

Jakob Agat jest członkiem rady sprawującej rządy w jednej z dawnych ziemskich kolonii. Kolonia ta została założona 600 standardowych lat temu i przez samych mieszkańców jest uważana za zapomnianą. Niemniej, potomkowie dawnych kolonistów ciągle przewyższają umiejętnościami rdzennych mieszkańców planety, którzy są na etapie koczowniczego trybu życia i traktują przybyszów jako czarowników i obcych. Niesnaski trzeba będzie jednak odłożyć na później, bo właśnie nadciągają dwaj najwięksi wrogowie: północne plemiona Gallów, silniejsze niż kiedykolwiek i trwająca 5000 dni zima. Czy Agatowi uda się skłonić obie rasy do współpracy? I jak na to wpłynie jego związek z miejscową kobietą?

Zarys akcji raczej nie przedstawia niczego wyjątkowego: ot, jeden ze standardowych tematów fantastyki, okraszony trudną miłością. I jest to prawda. Cała oryginalność i czar tej króciutkiej powieści zawarty jest w sposobie opowiadania. Teraz już nikt nie ma odwagi czy umiejętności zamykania czegoś, co nadaje się na epicką sagę, w stu pięćdziesięciu stronach.

Ursula K. Le Guin nie skupiała się na meandrach polityki, opisach potyczek czy barwnym odmalowywaniu kłótni. Jej celem było pokazanie czegoś innego, a nawet wielu innych rzeczy. Od banalnego, zdawałoby się, stwierdzenia, że miłość jest cenna, po udowodnienie, że różnice najczęściej są tak wielkie, jak powszechne przekonanie o nich. A także to, że wystarczy zmiana przekonań, aby je zatrzeć. Problem polega na tym, że to nigdy nie jest łatwe.

Jeszcze chwilkę poświęcę historii miłosnej. Jest to chyba najbardziej autentyczna, odarta z lukru i swoistej mitologii, relacja z miłości od pierwszego wejrzenia. Brak tu lukrowanych scen, brak powłóczystych spojrzeń, jest tylko swoisty smutek związku dwójki ludzi, którzy się pokochali, ale nie mieli czasu się poznać. Którzy tęsknią i drżą o życie kogoś, kogo pierwszy raz zobaczyli dwa tygodnie wcześniej. A wszystkie ich uczucia są takie prawdziwe, że nawet największemu malkontentowi o zamrożonym sercu szyderczy uśmiech zamiera na wargach.

Cóż mogę powiedzieć? Klimat zarówno tej, jak i innych książek Le Guin jest niepowtarzalny i odurzający. Może niezbyt pasuje do leniwych dni spędzonych na zgiełkliwej plaży, ale jeśli w wakacje znajdziecie jakieś zaciszne miejsce, zabierzcie tam ze sobą „Planetę Wygnania”„Świata Rocannona” nie musicie wcześniej znać.

Tytuł: Planeta Wygnania
Autor: Ursula K. Le Guin
Tytuł oryginalny: Planet of Exile
Tłumacz: Juliusz P. Szeniawski
Cykl: Ekumena (Hain)
Wydawnictwo: Amber
Rok: 1990
Stron: 142

9 komentarzy:

  1. Nie wiem, co jest w tych książkach Le Guin, chyba naprawdę magia, że działają absolutnie odurzająco, co zresztą słusznie zauważyłaś. Dla mnie to wtedy (to już ze dwadzieścia lat będzie) było objawienie, ale też byłam w podatnym wieku na tego typu literaturę. Le Guin stoi u mnie na piedestale i tam też pozostanie;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam wrażenie, że zawsze jestem w podatnym wielu na tego typu literaturę.;) Zwłaszcza, że Ekumena podoba mi się bardziej niż Ziemiomorze. Ciekawe, jak by wypadły najnowsze powieści autorki.

      Usuń
  2. Muszę w końcu przeczytać coś Le Guin. Po Twoim ostatnim tekście wygrzebałam u siostry Świat Rocannona, ale póki co poprzestałam na postawieniu u siebie na półce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weź się za niego, to na dobrą sprawę tylko jeden wieczór czytania, a warto.

      Usuń
  3. Kiedyś nawet próbowałam ją przemóc, ale chyba złą książkę wybrałam :P W każdym razie, "Czarnoksiężnik..." leży na półce, a od niego to już prosta droga do pozostałych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A od czego zaczynałaś? Bo jak pisałam wyżej, mi się Ekumena bardziej podoba niż Ziemiomorze.:)

      Usuń
  4. Myślę, że to by mnie przekonało. Gdzieś tam już kilka razy Le Guin mi przemykała, ale nigdy nie miałem okazji po nią sięgnąć. Tymczasem z Twojej recenzji wynika, że może być naprawdę wiarygodna i przejmująca historia miłosna, rozgrywająca się pośród wojny.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...