Jako że ekoliteraturę bezdyskusyjnie opanowały ptaki, na każdą książkę, która o nich nie jest czekam z niecierpliwością i ciekawością. Nie inaczej było z „Lisami” Lucy Jones – zainteresowały mnie od chwili, kiedy wypatrzyłam zapowiedź na stronie wydawcy. Miałam nadzieję na interesującą lekturę i przyznam szczerze, że w niektórych aspektach jestem jak najbardziej usatysfakcjonowana. A w niektórych nie.
Lucy Jones postanowiła bowiem przyjrzeć się stosunkowi Brytyjczyków do lisów. A okazuje się, że jest on dość skomplikowany, bo lis, jako w sumie największy drapieżnik na wyspach, obrósł bogatą i niekoniecznie humanitarna kulturą arystokratycznych polowań. Które z kolei obrosły subkulturą działaczy sabotujących te imprezy. A do tego dochodzi jeszcze kwestia regulacji liczebności i ochrony zagrożonych gatunków ptaków.
Przyznam, że spodziewałam się nieco szerszego, „światowego” omówienia lisiej kwestii. Tymczasem „Lisy” są bardzo brytyjskocentryczne – poza czysto biologicznym wstępem koncentrują się tylko na Wielkiej Brytanii. Nie jest to wada, niemniej wspominam. Ale skoro już autorka skoncentrowała się na jednym tylko kraju, to trzeba jej przyznać, że pracę domową odrobiła starannie. Zaczynamy bowiem od zarysu nie tylko biologii lisa, ale też jego historii, zarówno w folklorze i sztuce, jak i po prostu jako zwierzęcia. Przyznam, że pewnym zaskoczeniem było dla mnie to, jak bardzo w czasach bo epidemii dżumy trzebiona była brytyjska fauna, z lisem włącznie. Mam wrażenie, że fakt, iż od średniowiecza nie ma na wyspach zwierzęcia, które może bezpośrednio zagrozić człowiekowi (wszak jest to strefa wolna od wścieklizny; jak lis w Londynie jest głównie utrapieniem rozwlekającym zawartość śmietników, tak w Europie kontynentalnej wciąż jest uznawany za zagrożenie epidemiologiczne) miał niebagatelny wpływ na tamtejszą kulturę i stosunek do natury.
Autorka stara się pozostać bezstronna i w swojej relacji udzielić głosu absolutnie każdej ze stron. Rozmawia z naukowcami studiujący zachowania i biologię lisów, aktywistami zajmującymi się pomocą dzikim zwierzętom, miłośnikami, którzy robią wszystko, aby swoje tereny uczynić możliwie przyjaznymi dla tych drapieżników. Rozmawia z rolnikami, tępicielami szkodników (firmy tym się zajmujące mogą starać się o przyznawanie pozwoleń na wykonywanie odstrzału lisów). Jednak najwięcej miejsca poświęca tradycyjnym polowaniom.
Polowania w Polsce budzą gorące dyskusje, ale tradycyjne polowanie z psami w Wielkiej Brytanii to prawdziwy punkt zapalny. Chwali się autorce (deklarującej sympatię do lisów), że postanowiła przyjrzeć się każdemu aspektowi zarówno samych polowań, jak i działaczom je zakłócającym. Przedstawia argumenty i kontrargumenty obu stron, bierze udział zarówno w polowaniu, jak i w akcji sabotażystów. Ostateczna ocenę pozostawia jednak czytelnikowi, nie próbując udowadniać, która ze stron ma rację. Zawsze bardzo to sobie cenię w dziennikarstwie.
Mimo całej swojej rzetelności, Lucy Jones posługuje się raczej językiem rzetelnej relacji niż literackim. Zdania są proste i przejrzyste, nastawione na precyzyjny przekaz, bez ozdobników czy nadmiernego epatowania epitetami. Najwyraźniej celem jest pokazanie tematu, a nie siebie.
Niemniej, z naszej kontynentalnej perspektywy, jest to ciekawe spojrzenie, w pewien sposób egzotyczne, ponieważ u nas ani polowania same w sobie, ani lisy nie mają aż takiego umocowania w życiu społecznym i nie budzą szczególnych kontrowersji. Można się zastanowić, co stosunek do lisów mówi o Brytyjczykach.
Lucy Jones postanowiła bowiem przyjrzeć się stosunkowi Brytyjczyków do lisów. A okazuje się, że jest on dość skomplikowany, bo lis, jako w sumie największy drapieżnik na wyspach, obrósł bogatą i niekoniecznie humanitarna kulturą arystokratycznych polowań. Które z kolei obrosły subkulturą działaczy sabotujących te imprezy. A do tego dochodzi jeszcze kwestia regulacji liczebności i ochrony zagrożonych gatunków ptaków.
Przyznam, że spodziewałam się nieco szerszego, „światowego” omówienia lisiej kwestii. Tymczasem „Lisy” są bardzo brytyjskocentryczne – poza czysto biologicznym wstępem koncentrują się tylko na Wielkiej Brytanii. Nie jest to wada, niemniej wspominam. Ale skoro już autorka skoncentrowała się na jednym tylko kraju, to trzeba jej przyznać, że pracę domową odrobiła starannie. Zaczynamy bowiem od zarysu nie tylko biologii lisa, ale też jego historii, zarówno w folklorze i sztuce, jak i po prostu jako zwierzęcia. Przyznam, że pewnym zaskoczeniem było dla mnie to, jak bardzo w czasach bo epidemii dżumy trzebiona była brytyjska fauna, z lisem włącznie. Mam wrażenie, że fakt, iż od średniowiecza nie ma na wyspach zwierzęcia, które może bezpośrednio zagrozić człowiekowi (wszak jest to strefa wolna od wścieklizny; jak lis w Londynie jest głównie utrapieniem rozwlekającym zawartość śmietników, tak w Europie kontynentalnej wciąż jest uznawany za zagrożenie epidemiologiczne) miał niebagatelny wpływ na tamtejszą kulturę i stosunek do natury.
Autorka stara się pozostać bezstronna i w swojej relacji udzielić głosu absolutnie każdej ze stron. Rozmawia z naukowcami studiujący zachowania i biologię lisów, aktywistami zajmującymi się pomocą dzikim zwierzętom, miłośnikami, którzy robią wszystko, aby swoje tereny uczynić możliwie przyjaznymi dla tych drapieżników. Rozmawia z rolnikami, tępicielami szkodników (firmy tym się zajmujące mogą starać się o przyznawanie pozwoleń na wykonywanie odstrzału lisów). Jednak najwięcej miejsca poświęca tradycyjnym polowaniom.
Polowania w Polsce budzą gorące dyskusje, ale tradycyjne polowanie z psami w Wielkiej Brytanii to prawdziwy punkt zapalny. Chwali się autorce (deklarującej sympatię do lisów), że postanowiła przyjrzeć się każdemu aspektowi zarówno samych polowań, jak i działaczom je zakłócającym. Przedstawia argumenty i kontrargumenty obu stron, bierze udział zarówno w polowaniu, jak i w akcji sabotażystów. Ostateczna ocenę pozostawia jednak czytelnikowi, nie próbując udowadniać, która ze stron ma rację. Zawsze bardzo to sobie cenię w dziennikarstwie.
Mimo całej swojej rzetelności, Lucy Jones posługuje się raczej językiem rzetelnej relacji niż literackim. Zdania są proste i przejrzyste, nastawione na precyzyjny przekaz, bez ozdobników czy nadmiernego epatowania epitetami. Najwyraźniej celem jest pokazanie tematu, a nie siebie.
Niemniej, z naszej kontynentalnej perspektywy, jest to ciekawe spojrzenie, w pewien sposób egzotyczne, ponieważ u nas ani polowania same w sobie, ani lisy nie mają aż takiego umocowania w życiu społecznym i nie budzą szczególnych kontrowersji. Można się zastanowić, co stosunek do lisów mówi o Brytyjczykach.
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Marginesy.
Autor: Lucy Jones
Tytuł oryginalny: Foxes Unearthed. A Story of Love and Loathing in Modern Britain
Tłumacz: Adam Pluszka
Seria: Eko
Wydawnictwo: Marginesy
Rok: 2019
Stron: 272
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.