sobota, 20 lutego 2021

"Red, White & Royal Blue" Casey McQuiston


Zasadniczo nie lubię romansów. Ale wychodzę też z założenia, że na cały gatunek nie ma się co zamykać i od czasu do czasu warto sprawdzić, czy ten czy inny tytuł nie jest wart uwagi. Tym razem padło na „Red, White & Royal Blue”, z kilku powodów. Po pierwsze, miał mnóstwo pozytywnych recenzji nawet u tych osób, które same zwykle od romansów stronią. Po drugie, recenzje zapowiadały fluffną historię (czego akurat czasem potrzebuję, a jak się szuka kolejnej lektury po książce o koncepcji drzewa życia i filogenetyce molekularnej to umówmy się, fluff jest pożądany) i trochę wartości dodanych. Po trzecie zaś, jest romansem gejowskim, a to dla gatunku oryginalne (przynajmniej w Polsce). Zabrałam się więc za lekturę.

Alex jest synem pierwszej w historii prezydentki USA. Henry zaś jest księciem Walii, czwartym w kolejce do tronu wnukiem brytyjskiej królowej. Delikatnie mówiąc, nie pałają do siebie sympatią. I na weselu starszego brata Henry’ego (drugiego w kolejce do tronu) obaj wywołują skandal, wpadając po krótkiej szamotaninie w tort weselny. Aby uniknąć skandalu dyplomatycznego, działy PR obu głów państw postanawiają wysłać młodych mężczyzn na kilka wspólnych imprez i wypadów, żeby prasa mogła się rozpisywać o ich kwitnącej przyjaźni. Tymczasem, kiedy chłopaki bliżej się poznają, okazuje się, że wiele ich łączy. Bardzo wiele. Tak wiele, że gdyby to wyszło na jaw, matka jednego mogłaby stracić bardziej konserwatywny elektorat, a babka drugiego dostałaby apopleksji.

Najbardziej podobała mi się pewna wartość dodana powieści. Autorka bowiem tworzy tutaj alternatywną wersję naszego świata, w której tamtejszy odpowiednik Trumpa przegrał wybory z kobietą (acz akurat trwa walka o zwycięstwo w kolejnych), dwóch brytyjskich książąt ma jeszcze siostrę, a królowa miała córkę zamiast syna, która to córka wyszła za mąż za znanego aktora. Autorka nie sili się na jakieś zniuansowane aluzje, jak sama pisze w posłowiu chciała napisać nieco lepszą wersję naszej rzeczywistości i to działa. Przy okazji umożliwia też punktowanie pewnych mechanizmów i wbijanie szpil. Pewnie bardziej docenią je ludzie śledzący amerykańska politykę i poczynania rodziny królewskiej, ale i mi się nieźle czytało.

Jest też oczywiście fluff. Głowni bohaterowie mają paczkę oddanych przyjaciół, którzy zawsze ich wspierają (tak samo jak i matka Alexa, która stara się być na bieżąco z życiem syna mimo prezydenckich obowiązków), przeżywają razem fajne chwile, przekomarzają się i wydurniają. Przy czym wszyscy są opisani bardzo naturalnie (także na poziomie językowym. McQuiston posługuje się językiem żywym i bardzo plastycznym, ale stylizowanym na mowę potoczną, więc zdarzają się i wulgaryzmy, i dużo stwierdzeń potocznych, ale też mnóstwo nawiązań do popkultury), aż się chce o nich czytać. Jedyny problem mam z zakończeniem, bo wiecie, ono też jest ciepłe i puchate i jak oczywiście chciałabym tego w głównych wątkach, tak jednak autorka trochę przesadza. Wiecie, na końcu jedna z postaci pobocznych, która przez cały czas była standardowym bubkiem, przeciwnym związkowi bohaterów, była dla nich opryskliwa i okropna, doznaje olśnienia i przeprasza za swoje błędy. Nawet jak na gejowski romans, trochę za dużo tęczy w tym zakończeniu.

A przy tym wszystkim okazało się, że ja jednak ciągle nie lubię romansu. Tutaj jest on skonstruowany w ten sposób, że na początku ma zabarwienie znacznie bardziej erotyczne niż romantyczne (i jest sporo scen, dość odważnych, ale bez przesady), co mnie niemożliwie znudziło. Znacznie bardziej podobało mi się, kiedy bohaterowie krążyli wokół siebie niczym żuraw i czapla (i potem, kiedy zaczęły ich dopadać problemy codzienności na świeczniku) niż kiedy się w końcu zeszli i mieli okazję dawać upust swym namiętnościom. Tak że jakby wyciąć z tego romansu romans, Moreni byłaby znacznie bardziej usatysfakcjonowana.

Fajne to było. Taki słodki cukierek dla mózgu, który przede wszystkim pooprawia nastrój. Autorka umie tworzyć oryginalnych, ale realistycznych i przyjemnych bohaterów, których da się lubić i chce się im kibicować. No przyjemne, ciepłe i puchate, jak mi obiecywano. McQuiston pracuje już nad kolejną książką i jeśli tylko wyjdzie po polsku, to z pewnością ją przeczytam. Nawet jeśli to będzie romans.
 
Tytuł: Red, White & Royal Blue
Autor: Casey McQuiston
Tytuł oryginalny: Red, White & Royal Blue
Tłumacz: Emilia Skowrońska
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 2020
Stron: 476

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...