Są takie cykle, które trzymają poziom od początku do końca. Jest to sytuacja o tyleż idealna, co rzadka. I „Pamiętniki Lady Trent” nie są przykładem takiego cyklu. To inny przypadek: taki, który zaczyna się dość rozczarowującą, ale zakończenie ma naprawdę mocne.
Izabela, posiadaczka tytułu Lady Trent, znamienita naukowczyni, a prywatnie dobiegająca czterdziestki, szczęśliwa w drugim małżeństwie matka prawie dorosłego syna, cierpi na pewien niedosyt. Mąż bowiem dokonuje odkryć na niwie lingwistyki (w której się specjalizuje), a ona odcina tylko kupony od dawnych dokonań. Los jednak bywa przewrotny i stawia na jej drodze pewnego Yelangijczyka, który przemierzył pół świata, aby ja poinformować, że znalazł zwłoki nieznanego gatunku smoka. Nie zrobił tego jednak z dobroci serca i miłości do nauki – chce znalezisko zamienić na poparcie polityczne swojej sprawy, o które Izabela, jako posiadaczka szlacheckiego tytułu, może zabiegać… Czegóż jednak nasza badaczka nie zrobi, aby móc szukać nowych gatunków w najwyższych i najbardziej niedostępnych górach świata?
Izabela, posiadaczka tytułu Lady Trent, znamienita naukowczyni, a prywatnie dobiegająca czterdziestki, szczęśliwa w drugim małżeństwie matka prawie dorosłego syna, cierpi na pewien niedosyt. Mąż bowiem dokonuje odkryć na niwie lingwistyki (w której się specjalizuje), a ona odcina tylko kupony od dawnych dokonań. Los jednak bywa przewrotny i stawia na jej drodze pewnego Yelangijczyka, który przemierzył pół świata, aby ja poinformować, że znalazł zwłoki nieznanego gatunku smoka. Nie zrobił tego jednak z dobroci serca i miłości do nauki – chce znalezisko zamienić na poparcie polityczne swojej sprawy, o które Izabela, jako posiadaczka szlacheckiego tytułu, może zabiegać… Czegóż jednak nasza badaczka nie zrobi, aby móc szukać nowych gatunków w najwyższych i najbardziej niedostępnych górach świata?
Na szczęście to kolejny tom, w którym przepychanki polityczne autorka postanowiła do maksimum skrócić, żeby więcej miejsca poświęcić badaniom i opisom smoczych zwyczajów. Dzieje się tu bardzo wiele i dochodzi do rzeczy niesłychanych, ale pisanie o tym byłoby spoilerem, więc zrobię to w specjalnie oznaczonej sekcji. „Pamiętniki Lady Trent” to zdecydowanie seria, która kładzie większy nacisk na prezentację pomysłów autorki na świat przedstawiony (często przy okazji awanturniczych zwrotów akcji) niż na misterne niuanse fabuły czy charakterów postaci. Osobiście bardzo lubię takie pozycje, ale to też znaczy, że nasi bohaterowie niewiele się zmieniają. Narzekałam już na to przy okazji recenzji poprzedniego tomu i tam też pisałam o przyczynach. W takiej sytuacji zwykle barwniejsze wydają się nam postacie dopiero co poznane niż stali bohaterowie serii.
UWAGA, SPOILERY!
A tutaj nowo poznani bohaterowie są wyjątkowo atrakcyjni. Autorka robi bowiem coś dość monumentalnego: podsuwa nam inną rasę rozumną. Mało tego, rasę, która tysiące lat temu stworzyła wielką cywilizację, która potem upadłą i została zapomniana, a jej twórców zdegradowano do roli demonów z mitów i baśni. Oczywiście przedstawiciele, których spotykamy w powieści to potomkowie zbiegów, ledwie niewielka społeczność zamieszkująca skrajnie odizolowaną górską dolinę. Ale autorka dość pomysłowo dzięki temu odtwarza w settingu fantasy motyw pierwszego kontaktu, eksploatowany zwykle w SF. A ja ten motyw bardzo lubię. Dodatkowo Izabela, jako badaczka, ma bardzo analityczne spojrzenie, głównie na aspekty biologiczne, które również jest mi bardzo miłe. A autorka wszystko to opisuje dość spójnie i wiarygodnie.
I ktoś mógłby zadać pytanie „Ależ Magdo, do tej pory narzekałaś na skupianie się autorki na ludzkich ustrojach społecznych, ale wystarczy ludzi podmienić na inny gatunek i już jesteś zachwycona?”. Cóż… tak. Problem polega na tym, że jeśli przedstawiamy świat przed rewolucją technologiczną (która może rekompensować pewne biologiczne braki i niedogodności), to biologiczne aspekty mają spory wpływ na kształtowanie się ustrojów społecznych. Ludzką biologię znamy i trudno autorom zaprezentować jakieś społeczeństwo, którego mniej lub bardziej podobny wariant nie istniał historycznie. Ale wystarczy dorzucić choćby jajorodność i otwierają się zupełnie nowe perspektywy.
KONIEC SPOILERÓW
I tak cykl, który na początku śledziłam najwyżej z uprzejmym zainteresowaniem, kończy się tak, że chcę więcej. (Głównie więcej tego, jak dalej potoczyła się historia świata. Wielu autorów lubi kończyć cykl jakimś przełomowym wydarzeniem, które po prostu musi mieć dalsze reperkusje w świecie przedstawionym i uważa, że najciekawsze już było. Ja z kolei jestem zdania, że najciekawsze to dopiero będzie obserwowanie, jak w dłuższej perspektywie świat reaguje na zmiany). I jest więcej, bo autorka napisała już sequel do cyklu, opowiadający o wnuczce Izabeli. Pewnie nie zostanie u nas wydany, ale nadzieja umiera ostatnia.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Zysk i s-ka
Tytuł: W Sanktuarium SkrzydełAutor: Marie Brennan
Tytuł oryginalny: In The Sanctuary of Wings: A Memoir of Lady Trent
Tłumacz: Dorota Żywno
Cykl: Pamiętnik Lady Trent
Wydawnictwo: Zysk i s-ka
Rok: 2021
Stron: 354
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.