Kwestia klasyków gatunku (definiowanych jako powieści ważne dla tegoż gatunku formowania) jest dość skomplikowana, zwłaszcza w przypadku fantastyki. Z jednej strony warto znać choćby po to, żeby wiedzieć, skąd wzięły się niektóre klisze gatunkowe czy motywy. Z drugiej strony: te powieści często nie starzeją się zbyt dobrze. Przykładem choćby „Zmierzch”: nie da się ukryć że zapoczątkował potężny trent paranormal romance/romantasy, ale czytanie tego teraz to festiwal żenady. Chcę przez to powiedzieć, że sięgając po klasyki fantastyki nigdy nie ma pewności, czy trafi się perełka, czy wręcz przeciwnie.
Tutaj na scenę wchodzi Carl Sagan. W Polsce jest znany raczej z książek popularnonaukowych (które jeszcze przede mną, wszystkie grzecznie czekają na półce) i „Kontakt” jest jedyną wydaną u nas powieścią tego autora. Nie ma wątpliwości, że jest to dla SF już klasyka i oczywiście wypada znać. Więc, korzystając z okazji, że Zysk i s-ka wydał prześliczne wznowienie, postanowiłam poznać.
Blurb już nam nieco spoileruje treść, ale szybko ją nakreślę: pracująca w programie SETI dr Eleanor Arroway pewnej nocy odbiera coś, co zdecydowanie nie jest białym szumem. Bardzo szybko staje się jasne, że to ewidentnie przekaz od obcej cywilizacji. Po odszyfrowaniu okazujący się planem jakiegoś urządzenia. Światowe mocarstwa z jednej strony zwierają szyki, żeby jak najefektywniej pracować przy tym projekcie, a z drugiej każdy próbuje składać swoją wersję urządzenia, tak na wszelki wypadek, żeby przeciwnicy polityczni nie byli zbytnio do przodu. Cóż jednak się stanie, kiedy urządzenie powstanie? Do czego służy? I jaki cel tak naprawdę mieli obcy?
Od czego by tu zacząć… Może od tego, że „Kontakt” nie jest typem powieści nastawionym na wartką akcję. Autor lubi kreślić życiorysy nawet trzecioplanowych postaci, uciekać w dygresje i dodawać całe strony popularnonaukowej ekspozycji. Które są oczywiście bardzo rozwijające dla czytelnika, ale niewskazane pod kątem sztuki pisarskiej. Zdecydowanie nie jest to utwór, którego mocną stroną jest wartka akcja. Ale też i nie taki był plan autora.
Saganowi zależało (oczywiście moim zdaniem) na stworzeniu swoistej symulacji: co by było, gdyby Obcy się rzeczywiście odezwali. Nie jest więc zainteresowany snuciem intrygi czy relacjami pomiędzy bohaterami, ale tłem. Misternie splata alternatywne lata 80te: wszystko niby takie same jak u nas, ale co jakiś czas natrafiamy na drobiazg sugerujący, że to jednak nie jest Kansas. Jak choćby powszechne, miniaturowe automaty do manikiuru. (potem oczywiście przenosimy się w czasie dalej, przynajmniej do przełomu wieków, ale ponieważ dzieje się to już po odebraniu Wiadomości, działa pełna licencja poetycka). Mamy więc mnóstwo odniesień do polityki, zarówno tej współczesnej autorowi, jak i tej czysto spekulatywnej (mnie na przykład bawi fakt, że w 2000 roku wciąż istnieje Związek Sowiecki i najwyraźniej ma się dobrze) oraz przewidywań skutków społecznych takiego nagłego kontaktu. Niestety, zdarza mu się popadać w nadmierne szczegulanctwo i to bywa irytujące; jako czytelniczka doprawdy nie potrzebuję czytać omówienia fikcyjnej oferty amerykańskich stacji telewizyjnych.
Drugim celem autora była najwyraźniej edukacja czytelnika, ponieważ z „Kontaktu” możemy się dowiedzieć zaskakująco wiele o radioastronomii (i zakładam, że są to dane prawidłowe przynajmniej dla roku 1984, w którym książka powstawała), fizyce i astronomii ogólnie. Są to wstawki tyleż wadzące fabule, co całkiem przyjemne do czytania i bardzo przystępne. Nie da się jednak ukryć, że „Kontakt” ma przez to nieco wyższy próg wejścia, niż typowo rozrywkowa space opera. Z drugiej strony, jest to bardzo przystępne hard SF.
Wiele uwagi Sagan poświęca też tarciom na linii religia-nauka. Mamy całe rozdziały, w których opisuje religijną topografię swoich Stanów Zjednoczonych, gdzie prym wiodą najwyraźniej telewizyjni kaznodzieje. Tym najpierw rozpisuje życiorysy, a potem każe prowadzić ogniste dysputy z główną bohaterką. Powiedziałabym, że są to fragmenty, które zestarzały się najgorzej: świat poszedł już na tyle do przodu, że to, o czym pisze Sagan, raczej nic nowego do dyskusji na tym polu nie wnosi.
Przy tym wszystkim autor musiał być bardzo wnikliwym obserwatorem, bo bohaterowie wyszli mu całkiem żywi. I to nawet pomimo tego, że część z nich oparta jest na kliszach. Mamy więc naukowczynię z przełomowym odkryciem, czyli dr Arroway, którą poznajemy jako kilkulatkę i w pierwszych rozdziałach śledzimy ją od czasu, kiedy była kilkulatką do chwili, gdy znalazła zatrudnienie w projekcie Argus (tym, w ramach którego odebrała ostatecznie Wiadomość). Mamy całą plejadę różnych archetypicznych akademickich osobowości: od entuzjasty niepopularnych hipotez po pracownika rządowego wysokiego szczebla. Wszyscy mają jakąś własną osobowość i śledzenie ich losów jest całkiem przyjemne. I tylko archetyp genialnego miliardera-wynalazcy bardzo brzydko się zestarzał, bo w obliczu ostatnich poczynań realnych miliarderów trudno go traktować poważnie.
Sagan z pewnością jest utalentowanym pisarzem, mającym dar bardzo precyzyjnego i klarownego posługiwania się językiem. Problem polega na tym, że to czyni go świetnym pisarzem popularnonaukowym. Do powieściopisarstwa trzeba już nieco innych kompetencji. I bardzo to w „Kontakcie” widać. Jest on raczej bardzo długim esejem popularnonaukowo-futurystyczno-filozoficznym ubranym dla niepoznaki w fabułę. I jeśli podejdzie się do niego z tym nastawieniem, do będzie się w pełni usatysfakcjonowanym z lektury. Jeśli zaś ktoś spodziewa się wartkiej akcji i szybkiej lektury, zawiedzie się srodze. Ale ciągle uważam, że warto znać.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Zysk i s-ka
Tytuł: Kontakt
Autor: Carl Sagan
Tytuł oryginalny: Contact
Tłumacz: Mirosław P. Jabłoński
Wydawnictwo: Zysk i s-ka
Rok: 2022
Stron: 540
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.