Od niedawna próbuję sobie wyrobić nowy nawyk zaznaczania fiszkami co ciekawszych fragmentów w książkach. Zwykle znajduję ich nie więcej niż cztery. Eseje Anne Fadiman przebiły jednak wszystkie moje poprzednie lektury. Na 170 stronach znalazło się aż 20 ciekawych fragmentów. A było ich tak mało wyłącznie dlatego, że często za ciekawy cytat uznawałam cały esej. W tym miejscu wypada podziękować mojej dyżurnej biblionetkowej dobrej duszy, Joannie. Gdyby nie ona, pewnie lata całe spędziłabym bezowocnie poszukując tej książki w bibliotekach.
O czym właściwie są te eseje? Wydaje mi się, że autorka w tej niewielkiej książeczce zawarła rozważania na temat wszystkich aspektów czytania i książkomolizmu w ogóle. Za najbardziej uroczy uznałam pierwszy z utworów. Dotyczy on bowiem, jak wskazuje tytuł, zaślubin księgozbiorów. Okazuje się, że dla bibliofila ślub to za mało, aby w pełni poczuć braterstwo dusz ze współmałżonkiem. Ostatecznym sprawdzianem wzajemnej więzi jest połączenie dwóch osobistych biblioteczek w jedną, małżeńską. Na ten ostateczny krok (nazwany „przejściem na wyższą formę intymności”) pani Fadiman zdecydowała się dopiero po pięciu latach małżeństwa i urodzeniu dziecka. A ileż przy tym było niesnasek i sprzeczek! Jak uszeregować wspólny księgozbiór? Czyje z dublujących się egzemplarzy zostawić, a czyje wyrzucić? Których autorów ustawić obok siebie, a czyje sąsiedztwo im uwłacza? Całe szczęście, że małżeństwo autorki przetrwało tą ciężką próbę.
Eseje poruszają też zagadnienia traktowania książek. Autorka zastanawia się na przykład, jaka miłość do książek daje więcej satysfakcji: „dworska” – gdzie dba się o formę materialną książki i nie dopuszcza do nawet najmniejszego uszkodzenia, czy „zmysłowa” – gdzie czytelnik „zaczytuje książki na śmierć”. Chyba każdy zna z autopsji problemy takie jak odkładanie książek grzbietem do góry czy zaginanie rogów, ale niewielu tylko zdobyłoby się na wyrywanie przeczytanych rozdziałów, aby zmniejszyć ciężar bagażu. Niektórzy z nałogowych czytaczy zakrzyknęliby pewnie „Znam to!” nad esejem poświęconym znęcaniu się nad perfidnymi literówkami w czytanych tekstach, które drażnią jak brzęcząca nad uchem mucha. A wszystkim cierpiącym na przerost biblioteki podobały się fragment poświęcony metodom przenoszenia książek i ekonomicznego ustawiania regałów. Zaiste, każdy mól książkowy znajdzie tu coś dla siebie.
Bardzo mi przypadł do gustu również język książki. Ann Fadiman pisze w piękny, literacki sposób, nie nadużywając jednak słów trudnych i niezrozumiałych (którym z resztą poświęcony jest jeden z esejów). Znalazłam tu coś, co trudno nazwać i określić, a czego boleśnie brakuje większości wydawanych obecnie książek. Najbardziej adekwatne byłoby chyba nazwanie tego przystępną erudycją. Samo wydanie również jest solidne i ładne. Co niezwykłe, moją uwagę zwrócił przyjemny zapach papieru, na którym książkę wydrukowano, a rzadko zwracam uwagę na takie subtelności. Krótko mówiąc, zarówno forma, jak i treść sprawia, że kartkowanie „Ex librisu” jest przyjemnością samą w sobie.
Mogłabym jeszcze długo pisać o tej książce. Jednak wiele już powstało recenzji, w tym i o niebo lepsze od mojej. Można więc powiedzieć, że wszystko zostało powiedziane. Resztę, indywidualną i inną dla każdego, zostawiam do odkrycia czytelnikom.
A. Fadiman, Ex libris: wyznania czytelnika, Świat Literacki, Izabelin 2004, s. 172