Anna Gavalda to z pewnością jedna z tych pisarek, po które bez czyjejś zachęty bym nie sięgnęła. O ile w fantastyce lubię sobie przebierać i eksperymentować, o tyle w prozie głównonurtowej czuję się niepewnie. Jeśli już nawet sięgnę po coś w ramach eksperymentu, rzadko jest to eksperyment udany, a już jeśli powieść jest pisana przez kobietę, to ryzyko wzrasta dwukrotnie. To chyba jakieś fatum, że w takich przypadkach zwykle trafiam na podrzędne romansidła. Okładki powieści pani Gavaldy, chociaż dobierane przez wydawcę konsekwentnie, również nie zachęcają mnie swoim owocowym motywem. Tak więc mój kontakt z tą pisarką jest wyłączną zasługą blogosfery. Zastanawiacie się pewnie, czy był udany.
Oto trójka rodzeństwa, obecnie dorosłych już ludzi, spotyka się na nudnym do obrzydliwości przyjęciu weselnym. Razem spontanicznie postanawiają zwiać swoim współmałżonkom i wszystkim podstarzałym ciotkom i udać się do czwartego, najmłodszego brata, kustosza w wielkim, ponurym (bo jeszcze nie do końca odremontowanym) zamczysku. Spędzają tam we czwórkę ostatni spóźniony dzień dzieciństwa. Jest to zawsze jakaś okazja do podsumowań i przemyśleń, prawda?
Wydarzenia poznajemy z perspektywy jednej z sióstr, Garance. Narracja jest pierwszoosobowa i pocięta na krótkie fragmenty, co daje wrażenie pewnej ulotności chwili. Czytelnik zdaje sobie sprawę z tego, że cała akcja dzieli się na krótkie strzępy świadomości i wspomnień, które, jak fragmenty mozaiki, tworzą spójną całość. Mi osobiście bardzo taka forma narracji przypadła do gustu, chociaż wątpię, żeby się sprawdziła w bardziej obszernym dziele.
W tym krótkim tomiku pani Gavalda pozwala nam poznać historię całe czwórki ludzi już dorosłych, dostajemy wgląd w wydarzenia, które ich ukształtowały i pozwoliły nawiązać się więzi niezwykłej nawet jak na rodzeństwo. Miałam wrażenie, że oglądam sagę rodzinną w przyspieszeniu: autorka tak wszystko skondensowała, że dostajemy zamkniętą całość, mimo krótkiej formy nie pozbawioną żadnego elementu. Z takim przedstawieniem rodzinnej historii jeszcze się nie spotkałam. Jednocześnie w opowieści tej ogromną rolę odgrywają emocje: miłość i lojalność rodzeństwa, eskalacja buntu, cierpienie i rozczarowania, ale także radość, jaką daje ucieczka ze świata dorosłych na choćby jeden dzień i powrót do tych najbardziej słonecznych wspomnień dzieciństwa. Z całej powieści emanuje spokój i to jest chyba najbardziej dla niej charakterystyczne.
Anna Gavalda nie potrafi nasączyć swoich opowieści magią rzeczy zwykłych jak to robi Schmitt. Nie wplata też w nie niezwykłych wydarzeń, jak Coelho, ani nie przyspiesza akcji jak Musso. Ale jej powieść, mimo, że nie wywarła na mnie takiego wrażenia jak proza Schmitta czy Musso, ofiarowała mi tchnienie spokoju i nostalgii, bardzo adekwatne na jesienne wieczory. Nie wspominając już o fakcie, że bardzo dobrze się ją czytało.
Tytuł: Ostatni raz
Autor: Anna Gavalda
Tłumacz: Magdalena Krzyżosiak
Tytuł oryginalny: L'echappee belle
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok: 2010
Stron: 117