środa, 3 listopada 2010
Saga rodzinna w pigułce - "Ostatni raz" Anna Gavalda
Anna Gavalda to z pewnością jedna z tych pisarek, po które bez czyjejś zachęty bym nie sięgnęła. O ile w fantastyce lubię sobie przebierać i eksperymentować, o tyle w prozie głównonurtowej czuję się niepewnie. Jeśli już nawet sięgnę po coś w ramach eksperymentu, rzadko jest to eksperyment udany, a już jeśli powieść jest pisana przez kobietę, to ryzyko wzrasta dwukrotnie. To chyba jakieś fatum, że w takich przypadkach zwykle trafiam na podrzędne romansidła. Okładki powieści pani Gavaldy, chociaż dobierane przez wydawcę konsekwentnie, również nie zachęcają mnie swoim owocowym motywem. Tak więc mój kontakt z tą pisarką jest wyłączną zasługą blogosfery. Zastanawiacie się pewnie, czy był udany.
Oto trójka rodzeństwa, obecnie dorosłych już ludzi, spotyka się na nudnym do obrzydliwości przyjęciu weselnym. Razem spontanicznie postanawiają zwiać swoim współmałżonkom i wszystkim podstarzałym ciotkom i udać się do czwartego, najmłodszego brata, kustosza w wielkim, ponurym (bo jeszcze nie do końca odremontowanym) zamczysku. Spędzają tam we czwórkę ostatni spóźniony dzień dzieciństwa. Jest to zawsze jakaś okazja do podsumowań i przemyśleń, prawda?
Wydarzenia poznajemy z perspektywy jednej z sióstr, Garance. Narracja jest pierwszoosobowa i pocięta na krótkie fragmenty, co daje wrażenie pewnej ulotności chwili. Czytelnik zdaje sobie sprawę z tego, że cała akcja dzieli się na krótkie strzępy świadomości i wspomnień, które, jak fragmenty mozaiki, tworzą spójną całość. Mi osobiście bardzo taka forma narracji przypadła do gustu, chociaż wątpię, żeby się sprawdziła w bardziej obszernym dziele.
W tym krótkim tomiku pani Gavalda pozwala nam poznać historię całe czwórki ludzi już dorosłych, dostajemy wgląd w wydarzenia, które ich ukształtowały i pozwoliły nawiązać się więzi niezwykłej nawet jak na rodzeństwo. Miałam wrażenie, że oglądam sagę rodzinną w przyspieszeniu: autorka tak wszystko skondensowała, że dostajemy zamkniętą całość, mimo krótkiej formy nie pozbawioną żadnego elementu. Z takim przedstawieniem rodzinnej historii jeszcze się nie spotkałam. Jednocześnie w opowieści tej ogromną rolę odgrywają emocje: miłość i lojalność rodzeństwa, eskalacja buntu, cierpienie i rozczarowania, ale także radość, jaką daje ucieczka ze świata dorosłych na choćby jeden dzień i powrót do tych najbardziej słonecznych wspomnień dzieciństwa. Z całej powieści emanuje spokój i to jest chyba najbardziej dla niej charakterystyczne.
Anna Gavalda nie potrafi nasączyć swoich opowieści magią rzeczy zwykłych jak to robi Schmitt. Nie wplata też w nie niezwykłych wydarzeń, jak Coelho, ani nie przyspiesza akcji jak Musso. Ale jej powieść, mimo, że nie wywarła na mnie takiego wrażenia jak proza Schmitta czy Musso, ofiarowała mi tchnienie spokoju i nostalgii, bardzo adekwatne na jesienne wieczory. Nie wspominając już o fakcie, że bardzo dobrze się ją czytało.
Tytuł: Ostatni raz
Autor: Anna Gavalda
Tłumacz: Magdalena Krzyżosiak
Tytuł oryginalny: L'echappee belle
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok: 2010
Stron: 117
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A mnie okładka przypadła do gustu. Może nie zachwyca, ale przykuwa uwagę, a to już coś.
OdpowiedzUsuńKilka razy spotkałam się już z pozytywną opinią o tej książce, ale jeszcze się za nią nie rozglądałam. Zapowiada się jednak dobry czas na tego typu literaturę, więc umieszczę ją w planach :)
Jedna z moich ulubionych autorek:) Fajnie, że inni też zaczynają ją doceniać, nawet jak widać fani fantastyki! Ja bardzo polecam jej "Pocieszenie"!!!:D
OdpowiedzUsuńCzyli jednak przypadła do gustu? :) to teraz "Po prostu razem" ;)
OdpowiedzUsuńMnie okładka się podoba. Natomiast do samej fabuły książki nie jestem przekonana
OdpowiedzUsuńFutbolowa - myślę, że jesienne (albo zimowe) wieczory zachęca cię do lektury tej książki.:)
OdpowiedzUsuńPaula - z pewnością poszukam.:)
Isabelle - jednak przypadł.;) Może bez zachwytów, ale przy najbliższej okazji wyniosę z biblioteki jeszcze "Po prostu razem".;)
Dominika Anna - akurat fabula tutaj ma raczej drugo albo i trzeciorzędne znaczenie. Na pierwszy plan wysuwają się wspomnienia i emocje.;)
emmm no chyba jednak podziękuję:) Jak napisałaś: głównonurtowa + autor kobieta... Mam jak coś zawsze Locka Lamorę w rezerwie!:)
OdpowiedzUsuńpodsluch - to może podsuń żonie?;)
OdpowiedzUsuńHehe no to jest jakiś pomysł:) Ona akurat kończy teraz Michalak najnowszą (Zmyślona?), więc może... aczkolwiek "Tysiąc dni w Wenecji" de Blasiego obiecała przeczytać:)
OdpowiedzUsuńJutro na targi się wybieramy więc pewnie nakupuje sobie sama książek;)
Okładka - cudowna. Treść mnie na razie nie przekonuje, poszperam jeszcze w internecie trochę na jej temat i zobaczę, czy się zdecyduję.
OdpowiedzUsuńJednego nie potrafię zrozumieć, kiedy czytam tak ogólnie twoje recenzje, skądinąd bardzo ciekawe ;) - skąd się bierze tyle surowego tonu w twoich wypowiedziach odnośnie kobiet-pisarek? Ja rozumiem, że panowie bywają bardziej precyzyjni, logiczni, i że w naszych mediach raczej to ich się podsuwa nam pod nos, ale czy naprawdę czytanie książek napisanych przez kobiety jest tak ryzykowne? A może po prostu to ty wybierasz nie te, które są tego warte? Znam wiele świetnych pisarek, więcej wiary w rodzaj żeński (niekoniecznie w dziale fantastyki w Polsce, bo u nas nie ma ani jednej dobrej pisarki s-f), ale tak ogólnie. Jeśli będziesz szukać dobrej, nieco poważniejszej literatury, jestem pewna, że znajdziesz coś dobrego, bo jak na razie czuję tylko głęboką rezerwę w twoich wypowiedziach...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Okładka mnie intryguje a twoja recenzja zachwyca ;D
OdpowiedzUsuńpodsluch - ech, targi książki... dlaczego ja mam do nich zawsze tak daleko?;)
OdpowiedzUsuńNyx - ja tą książkę wybrałam szczerze mówiąc dlatego, że była najkrótsza, a nie ze względu na treść. Możliwe, że jakieś inne powieści tej pisarki bardziej Cię treściowo zainteresują.:)
Barbara Silver - Surowy ton może brać się stąd, że kiedy wchodzę do biblioteki, to nazwiska kobiece, które pierwsze mi się w oczy rzucają, należą do autorek romansideł różnego autoramentu, których to szczerze nie znoszę. Często biorąc coś na chybił - trafił w ramach eksperymentu natykam się na takie lekkie czytadełka (do których skądinąd nic nie mam, ale w zbyt dużym stężeniu mi szkodzą). Nie wątpię przy tym, że to sprawa mojego osobistego pecha, a nie jakiejś ogólnej tendencji, bo i na damskie perełki zdarza mi się trafiać.;) Co do braku dobrych pisarek w polskim SF się zgodzę, ale w fantasy już można kilka nazwisk wyłowić.:)
A wyczuwana przez Ciebie rezerwa wynika być może z tego, że na tym blogu jeszcze nie zdarzyło mi się zrecenzować książki zachwycającej spoza fantastyki napisanej przez kobietę (bo np. takie "Zapomniane bestie z Eldu" mnie zachwyciły, a i "Kronikom Drugiego Kręgu" było do tego blisko). W każdym razie wygląda na to, że w recenzje wlewam więcej rezerwy, niż jej w rzeczywistości odczuwam...
Pozdrawiam:)
Meme - dziękuję:)
A ja, nie wiem, dlaczego, z dużą niepewnością podchodzę do takich krótkich książek. Chyba obawiam się tego, że są za krótkie, bym mogła się w nie wczuć i dlatego nie chcę na nie tracić czasu. Aczkolwiek za tą może się rozejrzę.
OdpowiedzUsuńPierwsze słyszę o tej książce, ale poczułam jakąś dziwną ochotę, by ją przeczytać. Jeżeli znajdę w bibliotece, to zapewne wypożyczę. :)
OdpowiedzUsuń