niedziela, 28 października 2012

Językowej zabawy ciąg dalszy - "Źródło magii" Piers Anthony

W ramach wznawiania w odświeżonej wersji klasyków fantasy Nasza Księgarnia wypuściła drugą już część opowieści o magicznej krainie Xanth. „Źródło magii”, bo o nim mowa, pozwala ponownie spotkać się z bohaterami znanymi i najczęściej lubianymi (bo zaiste trudno ich nie lubić) z poprzedniego tomu. Czy jednak autor trzyma poziom?

Bink ożenił się, jednak jego żona nie pozwala mu zaznać chwili spokoju – zwłaszcza ostatnio. Trudno się dziwić, to już dziewiąty miesiąc ciąży, lada moment na świat przyjdzie dziecko. Trudno się też dziwić, że zaproszenie na królewskie przyjęcie mężczyzna przyjmuje z pewną dozą ulgi. Dość szybko okazuje się, że krótkie wyjście przerodzi się w dłuższą wyprawę. Jej celem ma być odkrycie źródła magii, którą cała kraina jest przesiąknięta. Ponieważ dzielny badacz nie może pójść sam, król przydziela mu towarzystwo w postaci centaura i gryfa, który jeszcze chwilę temu był człowiekiem. W ślad za drużyną podążają złowrogie kopczyki ziemi…

Muszę przyznać, że „Źródło magii” nie zrobiło na mnie tak pozytywnego wrażenia jak „Zaklęcie dla Cameleon”. Powodów jest kilka. Pierwszy i najważniejszy to fakt, że fabuła zalicza mnogie i na dobrą sprawę zbędne przestoje, zdające się tylko wypełniać przestrzeń. Przybierają one często formę przemyśleń bohaterów o niezbyt oszołamiającej głębokości i raczej irytują, niż pogłębiają ich sylwetki (a właściwie sylwetkę, bo wszystkie przemyślenia są autorstwa Binka). Poza tym autor przez pierwszych 150 stron postanowił sobie podworować ze stereotypów dotyczących kobiet i jedyne, co mogę powiedzieć, to że Pratchett robił to o niebo lepiej, śmieszniej i ciekawiej. Ale z drugiej strony, pokazywanie pewnych rzeczy w krzywym zwierciadle nie jest sednem humoru w cyklu „Xanth”. Króluje tam przecież humor głównie słowny.

Dłużyzny być może nie byłyby tak dotkliwe, gdyby nie ten specyficzny humor – którego w polskim wydaniu zostało niewiele. Podobnie było w pierwszym tomie, ale tam wartka akcja odwracała uwagę od niedoskonałości tłumaczenia, a i one same nie był takie zauważalne. W „Źródle magii” częste są sytuacje, gdzie autor wrzuca w opis kilka zdań pozornie zbędnych – czytelnik może się tylko domyślać, że w oryginale zawierały jakiś psikus językowy. Można więc stwierdzić, że tłumaczowi tym razem cała ta słowna ekwilibrystyka wypadłanieco gorzej, chociaż zdarzają się też momenty, w których wyszło mu świetnie.

Słów kilka o wydaniu. Poziom wizualny jest bardzo wysoki – ładne, tematycznie dobrane ilustracje na okładkach i świetnie skomponowana szata graficzna serii to coś, co nie wstyd trzymać na półce (a poza tym ten, kto wymyślił okładkowy blurb, powinien dostać podwyżkę. Mówię serio, bez ironii). Dodatkowo czcionka jest duża i wygodna w czytaniu. Problem stanowi niestety korekta, której główny grzech to zjadanie myślników sygnalizujących koniec wypowiedzi bohatera (a czasem jej początek). Pojedyncze literówki to mały pikuś, ale ten brak oznaczenia potrafi być irytujący.

Bądźmy jednak szczerzy – od „Xanthu” nie ma sensu wymagać zbyt wiele. To prosta proza rozrywkowa, sympatyczna i w pewnym sensie urocza, ale piekielnie trudna do przełożenia. Mimo pewnych mankamentów idealnie nadaje się do roli relaksującego odmóżdżacza, chociaż tom drugi czasami przynudza. W tym charakterze sprawdza się świetnie, więc jednak polecam.

Recenzja dla portalu Insimilion.

Tytuł: Źródło magii
Autor: Piers Anthony
Tłumacz: Paweł Kruk
Tytuł oryginalny:
Xanth 2. The Source of Magic
Cykl: Xanth
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok: 2012
Stron: 448
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...