W ramach wznawiania w odświeżonej wersji klasyków fantasy Nasza
Księgarnia wypuściła drugą już część opowieści o magicznej krainie
Xanth. „Źródło magii”, bo o nim mowa, pozwala ponownie spotkać się z
bohaterami znanymi i najczęściej lubianymi (bo zaiste trudno ich nie
lubić) z poprzedniego tomu. Czy jednak autor trzyma poziom?
Bink
ożenił się, jednak jego żona nie pozwala mu zaznać chwili spokoju –
zwłaszcza ostatnio. Trudno się dziwić, to już dziewiąty miesiąc ciąży,
lada moment na świat przyjdzie dziecko. Trudno się też dziwić, że
zaproszenie na królewskie przyjęcie mężczyzna przyjmuje z pewną dozą
ulgi. Dość szybko okazuje się, że krótkie wyjście przerodzi się w
dłuższą wyprawę. Jej celem ma być odkrycie źródła magii, którą cała
kraina jest przesiąknięta. Ponieważ dzielny badacz nie może pójść sam,
król przydziela mu towarzystwo w postaci centaura i gryfa, który jeszcze
chwilę temu był człowiekiem. W ślad za drużyną podążają złowrogie
kopczyki ziemi…
Muszę przyznać, że „Źródło magii” nie zrobiło na
mnie tak pozytywnego wrażenia jak „Zaklęcie dla Cameleon”. Powodów jest
kilka. Pierwszy i najważniejszy to fakt, że fabuła zalicza mnogie i na
dobrą sprawę zbędne przestoje, zdające się tylko wypełniać przestrzeń.
Przybierają one często formę przemyśleń bohaterów o niezbyt
oszołamiającej głębokości i raczej irytują, niż pogłębiają ich sylwetki
(a właściwie sylwetkę, bo wszystkie przemyślenia są autorstwa Binka).
Poza tym autor przez pierwszych 150 stron postanowił sobie podworować ze
stereotypów dotyczących kobiet i jedyne, co mogę powiedzieć, to że
Pratchett robił to o niebo lepiej, śmieszniej i ciekawiej. Ale z drugiej
strony, pokazywanie pewnych rzeczy w krzywym zwierciadle nie jest
sednem humoru w cyklu „Xanth”. Króluje tam przecież humor głównie
słowny.
Dłużyzny być może nie byłyby tak dotkliwe, gdyby nie ten
specyficzny humor – którego w polskim wydaniu zostało niewiele. Podobnie
było w pierwszym tomie, ale tam wartka akcja odwracała uwagę od
niedoskonałości tłumaczenia, a i one same nie był takie zauważalne. W
„Źródle magii” częste są sytuacje, gdzie autor wrzuca w opis kilka zdań
pozornie zbędnych – czytelnik może się tylko domyślać, że w oryginale
zawierały jakiś psikus językowy. Można więc stwierdzić, że tłumaczowi
tym razem cała ta słowna ekwilibrystyka wypadłanieco gorzej, chociaż
zdarzają się też momenty, w których wyszło mu świetnie.
Słów
kilka o wydaniu. Poziom wizualny jest bardzo wysoki – ładne, tematycznie
dobrane ilustracje na okładkach i świetnie skomponowana szata graficzna
serii to coś, co nie wstyd trzymać na półce (a poza tym ten, kto
wymyślił okładkowy blurb, powinien dostać podwyżkę. Mówię serio, bez
ironii). Dodatkowo czcionka jest duża i wygodna w czytaniu. Problem
stanowi niestety korekta, której główny grzech to zjadanie myślników
sygnalizujących koniec wypowiedzi bohatera (a czasem jej początek).
Pojedyncze literówki to mały pikuś, ale ten brak oznaczenia potrafi być
irytujący.
Bądźmy jednak szczerzy – od „Xanthu” nie ma sensu
wymagać zbyt wiele. To prosta proza rozrywkowa, sympatyczna i w pewnym
sensie urocza, ale piekielnie trudna do przełożenia. Mimo pewnych
mankamentów idealnie nadaje się do roli relaksującego odmóżdżacza,
chociaż tom drugi czasami przynudza. W tym charakterze sprawdza się
świetnie, więc jednak polecam.
Recenzja dla portalu Insimilion.
Tytuł: Źródło magii
Autor: Piers Anthony
Tłumacz: Paweł Kruk
Tytuł oryginalny: Xanth 2. The Source of Magic
Cykl: Xanth
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok: 2012
Stron: 448
Autor: Piers Anthony
Tłumacz: Paweł Kruk
Tytuł oryginalny: Xanth 2. The Source of Magic
Cykl: Xanth
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok: 2012
Stron: 448