poniedziałek, 13 grudnia 2010

Opowiadania nierówne - "Odette i inne historie miłosne" Erick - Emmanuel Schmitt

Ostatnio dopadła mnie jakaś stagnacja czytelnicza. Zaczynam coraz to nową książkę w nadziei, że mnie z tej stagnacji wyrwie, ale najdalej po 200 stronach się zacinam i dalsze czytanie idzie mi jak przysłowiowa krew z nosa. Postanowiłam więc sięgnąć po autora sprawdzonego i działającego rozluźniająco, refleksyjnie (byle bez przesady) i wzruszająco, czyli Schmitta po prostu. Nie ukrywam, że dużą rolę odegrały niewielkie gabaryty książki. Poprzedni zbiór opowiadań tego pana podobał mi się nad wyraz, więc i teraz przewidywałam działanie kojące. Nie zawiodłam się, aczkolwiek nie było też tak idealnie, jak bym chciała.

„Odette i inne historie miłosne” to zbiorek ośmiu króciutkich opowiadań, zazwyczaj opowiadających historie kobiet na różnych etapach wszelakich miłosnych zakrętów, opowiadane z przeróżnych perspektyw. Jednak o ile w „Marzycielce z Ostendy” wszystkie opowiadania trzymały równy, wysoki poziom, to tutaj już tak pięknie nie jest. Co prawda gniotów czy innych wpadek brak, niemniej jednak nie wszystkie teksty można nazwać nawet bardzo dobrymi.

Zacznijmy jednak od plusów. Osobiście największe wrażenie wywarło na mnie króciutkie opowiadanko „Obca”, które znacznie odbiega od tematyki pozostałych tekstów. Niestety, jak zwykle przy krótkiej formie, nie mogę niczego konstruktywnego o fabule powiedzieć, żeby nie zdradzić za wiele. Powiem tylko, że kiedy przeczytałam je do końca, byłam w niezłym szoku. Nawet nie za sprawą zaskakującej pointy, której od pewnego momentu czytelnik może się łatwo domyślić, ale przez ukazanie znanego i trudnego dość tematu z nowej perspektywy. Następnym w kwestii podobania mi się było opowiadanie „Bosa księżniczka”. Ot, niby fabułka banalna: nie pierwszej młodości aktor przybywa do miejsca w którym piętnaście lat wcześniej spędził najpiękniejszą miłosną noc w życiu. Tajemnicza kobieta, która była za tę noc odpowiedzialna, na zawsze zapadła mu w pamięć i serce, ale jakoś tak się złożyło, że dopiero teraz nasz aktor może jej poszukać. Jeśli o rozwiązanie zagadki chodzi, to powiem, że może nie było jakoś szczególnie nowatorskie, ale mnie zaskoczyło i bardzo harmonijnie komponuje się z resztą tekstu.

Na drugim końcu skali znajduje się opowiadanie „Wszystko, czego potrzeba do szczęścia”, a zaraz obok „Odette Jakkażda”. To pierwsze zniesmaczyło mnie kiczowatymi i mało prawdopodobnymi psychologicznie okolicznościami doprowadzającymi do katharsis bohaterki. Miałam wrażenie, że autor wszystko zbyt uprościł, poszedł na łatwiznę, co go niepokojąco zbliża do Coelha. To drugie zaś w sumie nie było takie złe, ale powaliło mnie niepodobną do Schmitta ilością kiczowatych w swej słodyczy obrazków i wprowadzeniem do akcji miejscowego ekwiwalentu Mary Sue (ekwiwalent różni się tym od wersji klasycznej, że nie posiada naukowego wykształcenia). W konsekwencji wyszedł całkiem przesłodzony obrazek, chociaż i na takie znajdą się amatorzy.

Pozostałe opowiadania plasują się po środku tej skali, co oznacza, że nawet jeśli nie mają w sobie niczego zachwycającego, to brak im również elementów irytujących. Przede wszystkim jednak mają poprawnie z psychologicznego punktu widzenia skonstruowanych bohaterów.

Polecam oczywiście fanom Schmitta. Pozostałym właściwie też, bo opowiadanka są bardzo przyjemne, zaś „Obcą” mogą bez strachu czytać nawet anty-fani pisarza.

Tytuł: Odette i inne historie miłosne
Autor: Erick - Emmanuel Schmitt
Tłumacz: Jan Brzezowski
Tytuł oryginalny: Odette Toulemonde et autres histories
Wydawnictwo: Znak
Rok: 2009
Stron: 242

11 komentarzy:

  1. Czytałam kilka książek Schmitta - Oskar i pani Róża, Moje Ewangelie, Dziecko Noego, Kiedy byłem dziełem sztuki ;) Ostatnio koleżance kupiłam na prezent "Marzycielkę z Ostendy" i zamierzam ją od niej pożyczyć :P A co do Odette - ciężko mi się wypowiadać, bo nie czytałam zadnego opowiadania.
    "Niepokojąco zbliża do Coelha" :D Na razie tego nie zauważyłam, ale zobaczymy jak będzie przy kolejnych pozycjach Schmitta ;)
    pozdrawiam i dodaje do linków!

    OdpowiedzUsuń
  2. Szfagree, ja również kilka książek Schmitta czytałam (trzy pierwsze z wymienionych + "Marzycielkę..."). Z tym zbliżaniem się do Coelha to był mam nadzieję tylko jednorazowy epizod, ale "uważam, że "Marzycielka..." jest od "Odette..." o niebo lepsza. I też Cię dodaję.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie też otatnio jakieś dziwne zacięcie przy tej 200 stronie, to też wybieram książki o mniejszej objętości :D

    OdpowiedzUsuń
  4. "Polecam oczywiście fanom Schmitta." To jak znalazł książka dla mnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Erick - Emmanuel Schmitt pisze przecudownie ! Z chęcią przeczytam i tą jego książkę, zwłaszcza, że 3 już mam za sobą i jestem zachwycona ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Co prawda nie jestem jakąś jego wielką fanką, ale lubię jego książki. Tej jeszcze nie czytałam ale na pewno kiedyś przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Muszę przyznać, że okładka jest ciekawa... Autora znam już z książki "Oskar i pani Róża" i muszę przyznać, ze mam miłe wspomnienia po tej książce.

    OdpowiedzUsuń
  8. izusr - Też próbowałam tej metody, ale jak na złość nie mogę znaleźć niczego interesującego poniżej 300 stron.;D

    Vampire_Slayer - :-)

    Meme - Też Schmitta bardzo lubię, chociaż najbardziej wyczekana jego książka ("Przypadek Adolfa H.") wciąż pozostaje dla mnie nieuchwytna.

    Viconia - Mogę Ci ją szczerze polecić:)

    adziocha - Wszystkie okładki Schmitta ze Znaku są bardzo ładne.:) A "Oskara..." też bardzo miło wspominam.:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Polecasz, tak :P Doooobra recenzja, polać jej! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Aria - Tak, to było specjalnie z myślą o Tobie:P

    OdpowiedzUsuń
  11. no tej książki Schmitta jeszcze nie mam :( Ale nadrobię, jak na fana przystało!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...