poniedziałek, 19 września 2011

Ach, jak przyjemnie kołysać się wśród fal... - "Trzech panów w łódce, nie licząc psa" Jerome K. Jerome

Książkę pożyczyła mi JoannazKociewia. Dziękuję!:)

Większości z nas (mam tu na myśli szczególnie młodych czytelników) literatura dziewiętnastego wieku kojarzy się z uprzykrzonymi szkolnymi lekturami. Jakieś opasłe tomiszcza, w których się ględzi niesłychanie rozwlekle o smutnej doli chłopa czy robotnika fabrycznego, jakieś niemiłosiernie długie opisy wiecznego smrodu, głodu i ubóstwa, które może i są świetne z literackiego punktu widzenia, ale tchną taką beznadzieją, że odechciewa się podziwiania ich kunsztu. Przynajmniej mi przychodziło do głowy powyższe, kiedy myślałam o utworach z XIX wieku. Aż tu nagle okazuje się, że wtedy powstawały także książki radosne i tryskające humorem. Mało tego, książki pisane w przyjemnym, gawędziarskim stylu, który w dodatku można nazwać erudycyjnym. Taka właśnie książką jest „Trzech panów w łódce, nie licząc psa”.

W tym miejscu powinno nastąpić słowo o treści utworu.  Problem polega na tym, że nie bardzo ma on akcję, którą da się streścić. Ot, trójka dżentelmenów (i pies jednego z nich) postanawiają spędzić urlop pływając po Tamizie. I to w zasadzie wszystko, co mogę powiedzieć, bo tu rodzi się pewna rozbieżność między tym, co planował autor, tym, co mu wyszło według wydawcy i tym, co mu wyszło według mnie. Pan Jerome chciał napisać poważny przewodnik turystyczny po zabytkach, jakie można zwiedzić na trasie Kingston – Pangbourne. Z tego, że mu nie wyszło, sam zdawał sobie sprawę. Wydawcy zazwyczaj klasyfikują książkę jako powieść humorystyczną. Według czytelnika zaś (czytaj: „Moim skromnym zdaniem…”) jest to niesłychanie długi, poufały esej humorystyczny z wątkiem autobiograficznym. Bo cóż innego można powiedzieć o tekście, którego lwią część poświęcono na zabawne anegdoty, opowiastki historyczne czy retrospekcję?

Tyle że klasyfikacja gatunkowa jest tak naprawdę mało ważna. Najważniejszy jest subtelny, błyskotliwy, czasami złośliwy czy wręcz zjadliwy angielski humor. Może nie jest to powieść, przy której grożą nam salwy zwariowanego śmiechu, ale niewiele jest pozycji, które potrafią tak dobrze wprawiać w świetny nastrój. Niewiele też jest książek, które tak wybornie się czyta. Chyba żadna z nowości na rynku wydawniczym nie może pochwalić się językiem tak bogatym, tak subtelnym, a jednocześnie tak przystępnym i gawędziarskim, jak proza pana Jerome. A jeśli ktoś będzie mi w stanie wskazać taki tom, to będę bardzo wdzięczna – obiecuję przeczytać i stworzyć jakiś peanik pochwalny.

Cóż, pozostaje mi tylko złapać szczoteczkę do kurzy i pognać w zapomniane przez ludzi ostępy regałów z literaturą XIX wieku. Wierzę, że wiele ciekawych tytułów czeka jeszcze na odkurzenie (w sumie przydałby się jakiś przewodnik, żeby się czasem na jakiś odpowiednik pozytywistów polskich nie natknąć…), przypomnienie  czy ponownie odkrycie. A więc uważajcie książki, przybywam! 


Tytuł: Trzech panów w łódce, nie licząc psa
Autor: Jerome K. Jerome
Tytuł oryginalny: Three Men in a Boat, to Say Nothing of the Dog
Tłumacz: Magdalena Gawlik-Małkowska
Wydawnictwo: Vesper
Rok: 2007
Stron: 244

7 komentarzy:

  1. Nie za bardzo mi podchodzi ten angielski zjadliwy humor, ale jednak dam tej pozycji szansę poznania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słyszałam, już o tej książce dużo dobrego, więc może po Twojej opinii się skuszę :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też to chcę przeczytać! Muszę odwiedzić mój ulubiony antykwariat chyba - a już sobie obiecałam, że we wrześniu więcej książek nie kupuję... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest jedna z tych książek, które odkładam na bliżej nieokreślone "kiedyś" :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przez Ciebie moja lista do przeczytania się wydłużyła :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Brzmi interesująco, aczkolwiek nie powiedziałbym, że książki XIX wieczne to tylko kunsztowne opisy smrodu, głodu i ubóstwa :P

    OdpowiedzUsuń
  7. cyrysia, AgnieszkaWawka - polecam, zwłaszcza na jesienne słoty i w momencie, kiedy nie ma na półce jakichś hiperwciągających pozycji.:)

    viv - taki los blogera, że mu nieprzewidziane książki na listę wskakują.;)

    Skarletka - znam to - zjawisko jest szczególnie silne w przypadku własnych książek. Aby je zniwelować, radzę pożyczyć od znajomego - wtedy i przetrzymywać głupio, i oddać nieprzeczytaną też.;)

    Alannada - polecam się na przyszłość:D

    Pan R - och, z pewnością nie wszystkie, ale studiując listę lektur szkolnych z tego okresu trudno odnieść inne wrażenie.;)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...