Założenie było takie, żeby ta notka pojawiła się jeszcze w lutym, ale życie zweryfikowało, prawdaż. Tymczasem trzeba nadrobić zaległości, więc oto czas na kilka słów o lutowym numerze Nowej Fantastyki.
We wstępniaku Jerzy Rzymowski zastanawia się nad miejscem Bizancjum we współczesnej kulturze, czym zresztą nawiązuje do przewodniego (choć chyba niezamierzenie) leitmotivu numeru. Po nim Mateusz Wielgosz pisze o nowych odkryciach dotyczących pozaziemskiego życia i robi to jak zwykle bardzo interesująco.
Czas na pierwszy z artykułów bizantyjskich, czyli „Fantastyczne Bizancjum” Przemysława Marciniaka. Jest to przegląd tekstów, głównie literackich (choć trafiają się też filmy i seriale) nawiązujących do motywu Cesarstwa Wschodniorzymskiego. Nie wszystkie z nich było dane poznać polskiemu czytelnikowi i patrząc na tytuły takie jak „Zombies of Bizantium” jakoś nie żałuję. Drugi tekst w temacie to „Gondor – Bizancjum Śródziemia”. Autor przedstawia tu tezę, jakoby Gondor był tolkienowskim odpowiednikiem Cesarstwa i muszę przyznać, że bardzo sensownie ją argumentuje.
Pozostając w temacie Tolkiena, mamy też drugą część „O pochodzeniu hobbistów”, znowu poświęconą literackim inspiracjom Profesora. Jak poprzednio omówiono mitologiczne i starożytne, tak tym razem skupiono się na współczesnych i okazuje się, że było ich całkiem sporo. Dalej mamy jeszcze bardzo interesujący (jak zwykle) tekst Wawrzyńca Podrzuckiego o kluczowej roli wyobraźni w ewolucji człowieka. Jest też wywiad ze Stefanem Dardą, bardzo sympatyczny, aczkolwiek sądzę, że bardziej ucieszyłby dowolnie wybranego fana grozy, bo jako osoba, do której takowa kompletnie nie trafia pewnie nie doceniam należycie. A na dokładkę, skoro już przy horrorze jesteśmy, dostajemy artykuł o prozie Ligottiego, podobno szczególnie polecanej koneserom gatunku.
Felietonów znowu sporo, bo poza wspomnianym tekstem Wielgosza jest jeszcze pięć. Maciej Parowski prezentuje drugą odsłonę subiektywnej historii miesięcznika, ale przyznam, że jako czytelniczka kolejnego pokolenia jakoś nie podzielam płynącej z tekstu nostalgii. Rafał Kosik ubolewa nad ogólnym ogłupieniem światowego społeczeństwa, które według jego przewidywań będzie głupieć dalej, chyba że coś się stanie (ale jak dotąd nic na zmianę trendu nie wskazuje). Peter Watts równie pesymistyczne, ale o czymś innym – o ekonomii mianowicie, ciekawie porównując ją do ekosystemu (a jest jeszcze przy tym trochę informatyki i innych ciekawych rzeczy). Robert Ziębiński prowadzi rozważania na temat prekursora seryjnych mordów w popkulturze (a w każdym razie prekursora pewnego typu seryjnych mordów). Zaś Łukasz Orbitowski tym razem nie o horrorze, tylko o czarnej komedii, którą udało mu się mnie zainteresować. Mowa o „Co robimy w ukryciu”.
Pora przejść do sekcji literackiej, którą w lutym opanowały krótkie teksty. „Ostatni pierdziel na świecie” Jarosława Urbaniuka to druga odsłona projektu Nowe Perspektywy. Jest co prawda ciekawiej niż poprzednio, bo mamy dość nietypowe podejście do idei przedłużania ludzkiego życia, ale ostatecznie tekst trudno uznać za wybitny. Do założeń Nowych Persektyw jakoś bardziej mi pasują „Tuziemcy/Zaziemcy” Jędrzeja Burszta, bo pokazują naprawdę nietuzinkowy pomysł na wykorzystanie motywu pierwszego kontaktu. Choć z drugiej strony idea, że znalezienie szczątków starożytnych, pozaziemskich cywilizacji zrodzi sporą grupę zafiksowanych na tym fetyszystów nie powinna dziwić – nie takie rzeczy można w sieci znaleźć. „Euforystia” Iwony Michałowskiej to już zupełnie inny klimat, bardziej psychodeliczny i nieokreślony, podobno dickowski. „Objawienica” Tomasza Kaczmarka też trochę do tej aury nawiązuje. Opowiada historię, w której ludzie, broniąc się przed kosmiczną inwazją, jako broni postanowili użyć szaleństwa. Niestety, broń rykoszetowała.
W prozie zagranicznej również mamy dwa teksty krótkie i jeden zdecydowanie bardziej rozbudowany. „Cykle” Charlesa Yu to interesująca zabawa konwencją buntu maszyn, o tyleż ciekawa, że do buntu ostatecznie nie dochodzi z powodu rozczulenia. „Każdy cywilizowany człowiek” Mike’a Gelprina to krótka historia postapokaliptyczna z wojną nuklearną w tle. Trzeba przyznać, że podejście do tematu jest dość oryginalne, bo takiego pomysłu na odrodzenie ludzkości jeszcze nie spotkałam (fajnie wypada też pierwszoosobowa narracja, początkowo z perspektywy dziecka). Najlepszym tekstem numeru pozostaje dla mnie jednak „Epoka” Cory’ego Doctorowa. Byłam jej szczególnie ciekawa, bo jedną książkę autora mam na półce, ale nie czytaną i to opowiadanie miało mi powiedzieć, czego się po nim spodziewać. Najwyraźniej tego, co najlepsze. Opowieść o pierwszej (i wszystko wskazuje na to, że ostatniej) SI stworzonej i zniszczonej przez człowieka jest o tyle niepokojąca, że autor manipuluje czytelnikiem równie sprawnie, jak BIGMAC (rzeczona SI) bohaterami. Nie jest to może zachwyt na poziomie ostatniego tekstu Kena Liu, ale z pewnością rzecz warta przeczytania.
"Co robimy w ukryciu" jest z jednej strony cudne (sama konwencja mocumentary wydaje się być fajnym sposobem na odświeżenie nie najświeższego tematu - no i warto poczekać do samego końca i sceny po napisach ;-)), a z drugiej ja miałam tak trochę nie za przyjemne wrażenie, bo twórcy nie do końca wiedzieli, jak wybrnąć z tego, że robią komedię o wampirach było nie było pożywiających się ludźmi. Muszę zajrzeć do tego tekstu Orbitowskiego koniecznie.
OdpowiedzUsuńJa generalnie sama nie wiem, jaki mam stosunek do czarnych komedii jako takich, więc staram sie nie mieć oczekiwań. Co wiele ułatwia. Ale test Orbitowskiego i tak polecam.:)
Usuń