Dawno temu, kiedy jeszcze chodziłam do liceum, wpadł mi w ręce zbiorek opowiadań Wolfe’a.* Nie wszystkie pamiętam, ale kilka wyjątkowo mocno utkwiło mi w głowie. Jednym z nich, tym, które najbardziej podziałało mi na wyobraźnię i dało do myślenia, było „H.O.R.A.R.”. Z grubsza ujmując, mówiło o człowieku, który okazał się być androidem, ku własnemu zaskoczeniu. Właśnie „H.O.R.A.R” miałam z tyłu głowy przez cały czas, kiedy czytałam „Datę ważności”. Co prawda akcja debiutu Powella nie rozgrywa się w czasie alternatywnej (przyszłej?) wojny w Wietnamie, tylko na obrzeżach Londynu a.d. 2049, przez co trochę brak tu ciężaru aktualnych i nośnych politycznie wydarzeń, a bohaterami są nastolatki, a nie żołnierze, ale poruszany temat jest taki sam. I choć może warsztatowo Powell (jeszcze?) Wolfe’owi nie dorównuje, to formę swoim przekazom nadał bardziej przystępną i równie celnie trafiającą do czytelnika.
„Data ważności” to transkrypcja pamiętnika Tani (pozwólcie, że w deklinacji będę używać polskiej odmiany tego imienia, próba odmieniania angielskiego zapisu bardzo boli w oczy), dziewczynki, która w wyniku wypadku dowiaduje się, że jest robotem. Konkretnie teknoidem, czyli robotem skonstruowanym specjalnie po to, żeby zastępował dziecko rodzicom, którzy nie mogą go mieć. Niestety, zła wiadomość jest taka, że teknoidy są tylko wypożyczane i kiedy osiągną osiemnaście lat, producent zabiera je z powrotem. Niemniej, Tanya stara się żyć normalnie i właśnie to życie śledzimy na kartach powieści.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się wiele po tej książce. Właściwie, życzyłam sobie tylko, żeby nie okazała się romansem, jakąś odmianą paranormala, gdzie wampira zastąpi android, a to wszystko umoczone w dystopii. Nawet nie przypuszczałam, że będzie więcej niż przeciętna. A jednak.
Pierwszym, co mnie zszokowało, to sposób, w jaki Powell podszedł do problemu. Stworzył niedaleką przyszłość, w której ludzie nagle zaczęli tracić możliwość płodzenia potomstwa, co doprowadziło do zamieszek i w sumie (wraz z postępującym kryzysem energetycznym i ekonomicznym) do wybuchu trzeciej wojny światowej**. W której (rzeczywistości, nie wojnie) rozmnażać się mogą tylko nieliczni, a pozostałym państwo podsuwa syntetyczny substytut dziecka. A potem… osadził akcję w małym miasteczku w Anglii, dodatkowo niczym nie różniącym się od tych, które znamy obecnie (oczywiście w większych miastach wygląda to nieco inaczej, ale różnice polegają raczej na wzroście przestępczości i liczby bezdomnych, niż na pojawieniu się biegających ulicami mutantów). I pozwolił opowiedzieć swoją historię małej dziewczynce. Okazuje się bowiem, że w tej opowieści nie chodzi o ratowanie świata, tylko o jednostkę w nim żyjącą.*** A i sam dystopijny świat miał być raczej pretekstem.
Widzicie, czytając o Tani, wcale nie miałam wrażenia, że czytam o walce o emancypację robotów (a jest pod koniec jeden wątek, dość kluczowy, który autor mógł rozwinąć w tym kierunku. Ale postanowił niekonwencjonalnie pójść w innym), zresztą, jak sądzę, zgodnie z zamysłem autora. Tanya to po prostu nastolatka, która stara się żyć ze swoją innością. Jej inność jest zresztą pozorna, bo tajemnicą poliszynela jest fakt, że ludzkie dzieci można policzyć na palcach jednej ręki, a co za tym idzie, większość kolegów z klasy to też muszą być roboty. Chodzi do szkoły, słucha muzyki, gra na basie i rozgląda się za chłopakami. Mimo, że ma świadomość, że pewnego bardzo konkretnego dnia jej życie się skończy, stara się o tym nie myśleć. Tanya przywodzi na myśl dziecko chore, które żyje w miarę normalnie, ale jednak świadomość nieuleczalnej choroby izoluje je do ludzi, nawet jeśli na zewnątrz nie widać żadnych objawów.****
Wszystko to napisane jest świetnie – autor doskonale oddał styl i psychikę nastolatki (w końcu to jej pamiętnik czytamy). Co prawda taka forma narzuca pewne ograniczenia, na przykład nie można pochwalić się wirtuozerią warsztatu czy pomysłowością formy (nastolatka pisząca pamiętnik w stylu choćby prozy Tokarczuk byłaby bardzo mało wiarygodną i ciężkostrawną postacią), ale z drugiej strony sam fakt, że prostym językiem udało się wzbudzić emocje już wiele mówi sprawności pióra. A Powellowi się udało. Tak sobie marzę, że autor napisze kiedyś książkę dla dorosłych czytelników, a ja będę mogła obserwować, jak rozwija skrzydła.
Myślę, że data ważności to taka idealna książka młodzieżowa, tylko trzeba ją umiejętnie zareklamować. Bo ci, którzy lubią obyczajówki, będą zachwyceni. Tym zaś, którzy lubią lekkie SF (w sensie lekko podane, nie poruszające lekkie tematy typu bitwy kosmiczne), zalecam cierpliwość, bo początek zawiera zaskakująco mało fantastyki. Ale polecam. To jedna z lepszych młodzieżówek, jakie czytałam w tym roku – a z pewnością najlepszy debiut.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Uroboros.
Autor: William Campbell Powell
Tytuł oryginalny: Expiration Day
Tłumacz: Maciej Franaszek
Wydawnictwo: Uroboros
Rok: 2014
Stron: 446
* Kompletnie spontanicznie. Teraz raczej miłości do Wolfe’a nie rozumiem. Opowiadania pisał co prawda genialne (przynajmniej niektóre), ale powieści tworzy cokolwiek przekombinowane. wróć
** Autor nazwał ten czas Niepokojem, bo co prawda żadnego frontu nie było, ale jeśli zrzucono bomby atomowe, no to jednak chyba można użyć słowa „wojna”, prawda? wróć
*** Im dłużej czytałam „Datę ważności”, tym bardziej przypominała mi ”Gdzie dawniej śpiewał ptak”. Może nie do końca treścią (choć pod koniec trochę też), ale z pewnością klimatem. Oczywiście trzeba pamiętać, że powieść Wilhelm jednak bierze na warsztat zupełnie inny rodzaj opowieści o indywidualizmie. wróć
**** Autor delikatnie próbuje też poruszać kwestie dyskryminacji, ale raczej się w to nie angażuje. Opisuje raczej drobne złośliwości, jakich Tanya doświadcza, ale nie jest to coś, co można określić mianem poruszania problemu dyskryminacji.wróć
Jednak cieszę się, że nie kupiłam tej książki. Nie to, że mnie zniechęciłaś do niej! Tylko w momencie, kiedy przeczytałam Twoją opinię, zrozumiałam, że męczyłabym się przy lekturze.
OdpowiedzUsuńMożesz rozwinąć temat męczenia się? Bom ciekawa.:)
OdpowiedzUsuńA proszę Cię bardzo. Nie chciałam się rozpisywać, bo nie chciałam, żebyś pomyślała, że jestem jakaś lewa, bądź, że się wywyższam :D
OdpowiedzUsuń"to transkrypcja pamiętnika Tani, dziewczynki, która w wyniku wypadku dowiaduje się,
że jest robotem"
o matulu,nie dość, ze pamiętnik dziewczynki, to jeszcze skrzywdzonej przez los.
"Konkretnie teknoidem, czyli robotem skonstruowanym specjalnie po to,
żeby zastępował dziecko rodzicom, którzy nie mogą go mieć"czyli A.I Sztuczna inteligencja.
"Niestety, zła
wiadomość jest taka, że teknoidy są tylko wypożyczane i kiedy osiągną
osiemnaście lat, producent zabiera je z powrotem" oczywiście laska będzie chciała żyć normalnie i takie tam.
"Niemniej, Tanya stara
się żyć normalnie i właśnie to życie śledzimy na kartach powieści" no patrz XD
"Stworzył niedaleką przyszłość, w której ludzie nagle zaczęli tracić możliwość płodzenia potomstwa, co doprowadziło do zamieszek" jaki temat na czasie!
Później ten wzruszający opis o tym, jak to chce żyć normalnie, gra na instrumencie, lepi garnki i je pomarańcze, pomimo, że zaraz i tak ją wyłączą. A przepraszam bardzo, wszczepili jej świadomość? Bo jak nie, to dochodzi do tego fakt kompletnej bzdury, jakoby robot mógł odczuwać.
Ja ledwo wytrzymuję dzieci i nastolatki w książkach, a tu jeszcze pamiętnik i jest robotem... nie, ja tego bym nie przeszła XD
Ależ rozpisuj się do woli, lubię to.^^
OdpowiedzUsuń"o matulu,nie dość, ze pamiętnik dziewczynki, to jeszcze skrzywdzonej przez los."
Nie no, nie takiej skrzywdzonej. Prawdziwych ludzi poniżej osiemnastego roku życia jest gdzieś tak 1-5% na oko, więc to raczej oni są wyróżnieni.;)
"oczywiście laska będzie chciała żyć normalnie i takie tam."
akurat dramy pt. "OMG, zegar tyka, I CO TERAZ?" jest tu przyjemnie mało.:)
"jaki temat na czasie!"
No w powieści raczej nie - to czasy dzieciństwa ojca Tani.;)
No, świadomość musi mieć, bo jak można bez świadomości pisać pamiętnik?:D
Ale rozumiem, że nie wszyscy muszą lubić nastoletnich bohaterów (nawet ja, choć zasadniczo ich lubię, często niektórymi jestem zirytowana).
Tu dochodzimy do filozoficznego zagadnienia, czy skoro program potrafi wywoływać emocje identyczne z naturalnymi, jest jeszcze sens rozdzielać je od naturalnych.:D W końcu nasze emocje to też tylko programy chemiczne zadawane nam przez nasze bezduszne DNA.XD
OdpowiedzUsuńProgram nie wywoła emocji, Program sprawi, że będzie Ci się wydawało, ze coś, na co patrzysz ma emocje.
OdpowiedzUsuńTyle że program, który byłby w stanie wiarygodnie symulować emocje w każdej sytuacji (i dodatkowo jeszcze sam oceniać, jakie emocje kiedy ma symulować), chyba musiałby być już na tyle złożony, żeby wykształcić jakiś rodzaj świadomości. Może zupełnie inny od naszej, ale jednak. (powiedziała osoba, która kompletnie nie zna się na robotyce i SI)
OdpowiedzUsuńNie zmienia to faktu, że dalej by nie odczuwała, bo reagowałaby tak, jak program jej nakazuje. Czyli świadomości dalej nie ma. Stąd moje pytanie, czy została wszczepiona tym robotom świadomość (w końcu jeżeli czytamy taką książkę, jestem w stanie kupić hasło: wszczepiamy świadomość, tak, świadomość można wszepić itd.). Bo jezeli nie, to o kant tyłka to wszystko rozbić :)
OdpowiedzUsuńZasadniczo mają świadomość własnego ja (no bo pamiętnik - gdyby Tanya miała tylko symulować przed rodzicami, po co miałaby tworzyć zapiski emocji tylko do własnego wglądu). Produkowanie robotów bez niej do takiego celu jak w książce byłoby chyba bez sensu - który rodzić chciałby żyć ze świadomością, że to coś, czym się opiekuje, w ogóle nic nie czuje.
OdpowiedzUsuńNie, nie rozumiesz mnie. Żyjemy w świecie, gdzie chodzą sobie roboty, które są nie do odróznienia od ludzi. Programy, który został w nie załadowany, jest bardzo skomplikowany (tak jak Ty się na tym nie znam), także mogą płakać, śmiać się, czytać, zachwycać, zakochać się... ale problem w tym, że to nie jest ich wybór, ich program tak został napisany, że w połączeniu w jakichś sytuacjach, reagują tak, a nie inaczej. One dalej nie robię tego z własnej woli, tylko jest program. To jest taki świat, że wszystko jest możliwe. Także bez świadomości, to ciągle jest program. To tak jak grasz. Co z tego, że gra może mieć pierdylion zakończeń. Tak samo te roboty, miała pierdylion opcji, ale wybrała pisanie pamiętnika. To dalej jest robot, który działa, tak jak program jej nakazuje. Więc skoro nie wszczepili im świadomości, to dalej są to chodzące roboty, czyt. ona tak naprawdę nie czuje XD To Tobie się tak wydaje, jej może się wydawać, ale w "rzeczywistości" tak nie jest.
OdpowiedzUsuńTak na przykładzie:
OdpowiedzUsuńproducent robi psikus i robotom ładuje program, że jak kończą 18 lat, nagle wszystko zapominają. Jak miałyby świadomość, to nie byłoby to możliwe.
Spróbuj przekonać ekspres do kawy, żeby ugotował Ci ziemniaki. Dasz odpowiedni program, to ugotuje Ci ziemniaki, nie będzie tego, ziemniaki zostaną nieugotowane. Teraz masz te roboty., czyli poziom level master hard XD Nie kupuję całej historii bez wszczepiania świadomości. Dla mnie Tania będzie robotem, która będzie swoim zachowaniem robiła mi mętlik w głowie, ale dalej to będzie robot, nawet jak będę płakać na jej pogrzebie :)
A widzisz, bo my chyba mamy inne definicje świadomości. Ja generalnie uważam, że jeśli robot tak idealnie udaje emocje, że jest w stanie trwale i skutecznie oszukiwać ludzi, to kwestia świadomości staje się drugorzędna (także, że przy takiej złożoności funkcji musi istnieć jakiś program nadrzędny, ogarniający składowe, który od biedy można nazwać świadomością). Ty potrzebujesz świadomości zdefiniowanej - i chciałabym się dowiedzieć, jak ją właściwie definiujesz. Bo czy jeżeli robot ma zaprogramowany cały obraz samego siebie i swojej pozycji względem innych jednostek, to to już jest świadomość, czy tylko kolejny program składowy? Czy w takim razie kryterium miałaby być kreatywność? Nawet teraz sporo robotów potrafi tworzyć obrazy (no, sztuką tego nazwać nie można, ale nie oszukujmy się, moich obrazków też nie). Czy wystarczy, że autor gdzie napisze "A temu robotowi wgraliśmy świadomość", bez wnikania w szczegóły?
OdpowiedzUsuńPrzejdźmy teraz do Tani I UWAGA SPOILERY.
Nikt nie powiedział, że "tak, teknoidom wgraliśmy świadomość". Ale na końcu okazuje się, że nadrzędnym celem produkcji tych robotów jest wyhodowanie ludzkich umysłów w metalowym mózgu. Ponieważ na poziomie programowania nie da się określić, czy to się udało, konieczne jest wychowywanie ich jak ludzkich dzieci. I większość rzeczywiście jest jakaś wybrakowana, bo wpada w dolinę niesamowitości (czy tam osobliwośći, jak zwał, tak zwał) i jest zwracana przed zakończeniem cyklu rozwojowego. Akurat Tanya była jedną z tych szczęśliwych, której umysł okazał się ludzki. więc chyba można zaryzykować istnienie świadomości, niezależnie od definicji. (ale ta kwesti rozwiązywana jest dopiero na końcu, więc nie wszyscy, dla których to ważne, mogą dotrwać)
"jeśli robot tak idealnie udaje emocje, że jest w stanie trwale i
OdpowiedzUsuńskutecznie oszukiwać ludzi, to kwestia świadomości staje się drugorzędna"
a dla mnie nie. Ponieważ on działa na zasadzie programu, a nie świadomości swojego istnienia. Nie jest świadomy tego ze robi dobrze czy źle, on został zaprogramowany. Ty masz wybór i mozesz świadomie działać tak, a nie inaczej, pomimo, że wiesz, ze robisz źle. Robot tak nie zadziała. Bez świadomości (z tego co pamiętam jeszcze z programów discover), którą posiadają niektóre zwierzęta czy też świadomości siebie samego , robot nigdy nie będzie ludzki. Także ja nie kupuję wersji "chciała żyć normalnie". Ona żyła tak, jak ją zaprogramowano. Ona tak naprawdę nie odczuwała. Jak dla mnie autor poszedł na skróty i sprawił, że uczłowieczy maszyny. Taki tai chwyt, który świetnie się sprzedaje w filmach familijnych: krótkie spięcie, wyładowanie baterie. Owszem, na Sztucznej Inteligencji ryczałam jak bóbr, ale tu? Pamiętnik? Poważnie? XD Ot zamienili udręczone dziewczę, które znajdowało pocieszenie w ramionach wampira/wilkołaka/maga/blablabla na robota, który zapewne znajdzie ukojenie, akceptację i samą siebie dzięki jakiemuś gachowi XD Ta sama zawartość w innym sreberku.
Hm, może to tylko u mnie, ale przypisy nie działają. :< Kliknięcie w gwiazdkę odsyła mnie do informacji, że nie mam uprawnień do oglądania strony.
OdpowiedzUsuńPomysł osadzenia akcji w takiej a nie innej scenerii uważam za spory plus, ogólnie całość brzmi naprawdę przyjemnie i chyba sprawdzę to w wolnej chwili.
Jeśli miałabyś ochotę na większą ilość dzieci-androidów, to mogę polecić bardzo dobry komiks w takim klimacie. ;)
(Psst, zjadło cudzysłów w ostatnim akapicie.)
Już działają.:)
OdpowiedzUsuńA komiks w sumie czemu nie, jak kreska ładna, to nawet chętnie przeczytam.:)
Kreska przecudowna. ^^ Wisi u mnie recka pierwszego numeru, rzecz nazywa się "Descender".
OdpowiedzUsuń