Brandon Sanderson jest zdecydowanie jednym z płodniejszych pisarzy. Jego sztandarowym metacyklem pozostaje jednak ciągle Cosmere. Dla żyjących w nieświadomości: Cosmere to uniwersum, które łączy i „Elantris”, i „Z mgły zrodzonego” i „Archiwum Burzowego Światła”. Tak, tak, wszystkie te powieści łączy wspólny wszechświat, mający do zaoferowania jeszcze o wiele więcej. „Bezkres magii” to zbiór opowiadań, w którym odwiedzimy planety zarówno znane i lubiane, jak i kilka całkiem nowych.
Autor i wydawca zadbali o to, żeby nawet nieobeznany (lub obeznany tylko częściowo) czytelnik się nie zgubił i nie poczuł pokrzywdzony. Teksty pogrupowane są według miejsc, w których rozgrywa się akcja. Każdy zestaw opowiadań poprzedzony jest wstępem, pokrótce charakteryzującym cały układ gwiezdny, jego mapą i ilustracją do samego opowiadania. Poza ostatnią z wymienionych, jest to kopalnia smaczków dla każdego fana (oraz dla takich dziwadeł jak ja, które bardzo sobie cenią szersze spojrzenie na tworzone uniwersum. Na przykład takie, które uwzględnia ruch planety wokół gwiazdy, klimat oraz jego wpływ na florę i faunę. A także samą florę i faunę). Dodatkowo każdy tekst ma posłowie, w którym autor ukazuje proces twórczy. I zaczyna się spoiler alertem – bardzo to miłe ze strony autora.
Przejdźmy może do rzeczy, czyli do opowiadań samych w sobie. Zbiór rozpoczyna się tekstami osadzonymi w układzie Sel, czyli tam, gdzie „Elantris”. O „Duszy Cesarza” pisałam swego czasu osobną notkę, więc tu ją pominę (nadmienię tylko, że byłaby chyba najlepszym tekstem w zbiorze) i przejdę od razu do kolejnego tekstu.
„Nadzieja Elantris” jest z kolei tekstem najsłabszym. Odnosi się do kluczowych wydarzeń z powieści, więc może daruję sobie opis fabuły (nie żeby działo się szczególnie dużo. Czy ciekawie) – powiem tylko, ze pokazuje, co działo się w mieście, kiedy „oko kamery” pokazywało nam w powieści inne okolice i wydarzenia. Jakkolwiek idea uzupełniania opowiadaniami luk w fabule powieści jest ciekawa, tak sama „Nadzieja Elantris” ani trochę. Fabuła jest przewidywalna, właściwie te kilkanaście stron tekstu możnaby spokojnie streścić do jednej, niewiele tracąc. Poza tym to tak ordynarne granie na emocjach czytelnika, że aż nieskuteczne. Nuda, panie.
Następnie mamy trzy opowiadania ze świata „Z Mgły Zrodzonego”.
„Jedenasty metal” to okazja do spotkania z Keislerem – widzimy go podczas szkolenia na Zrodzonego z Mgły. Jest to tekst nieco lepszy niż „Nadzieja Elantris” – nie tak egzaltowany – ale cierpiący na podobne wady: przewidywalność fabuły, brak umiejętności zainteresowania czytelnika (czyli mnie). To opowiadanie fantasy jakich wiele, bardzo przeciętne i nie wyróżniające się niczym, choć bardzo poprawnie napisane.
„Allomanta Jak i Czeluści Eltanii” (w tym tytule „Jak” to imię bohatera, a nie zaimek. Przez dłuższy czas byłam w błędzie) z kolei uważam za jeden z ciekawszych tekstów zbioru. Autor nawiązuje w nich do formy odcinkowej powieści przygodowej, jakie ukazywały się w dziewiętnastowiecznych gazetach. I wychodzi mu to bardzo dobrze, muszę przyznać. Zwłaszcza, że wybraną formę nie tylko odtwarza, ale też wzbogaca na swój sposób. Jak bowiem snuję swoją romantyczno-awanturniczą przygodę w listach do redakcji, ale ma też redaktora – lekko cynicznego i bardziej kochającego nagie, konkretne fakty niż barwne opowieści Handerwyma. Handerwym jest drugim narratorem, choć czytamy go jedynie w przypisach. Mi osobiście znacznie ciekawiej czytało się jego przypisy, niż historię główną. Przy okazji mam wrażenie, że autor złożył tym opowiadaniem hołd wszystkim sfrustrowanym swoją niewdzięczną pracą redaktorom (choć nie przyznał się do tego w posłowiu).
„Z Mgły Zrodzony: Tajna historia” z kolei jest tekstem bardziej nastawionym na ekspozycję ukrytych w powieści aspektów świata przedstawionego. To zadanie spełnia wspaniale. Natomiast jako historia fabularna straszliwie się dłuży. Niewiele się tu dzieje, niewiele rzeczy wyeksponowano, mamy za to wykład z „eterycznej” (że się tak wyrażę) mechaniki świata oraz zapewne solidny koszyk ukrytych smaczków i powiązań z powieściami, których albo jeszcze nie znam, albo jeszcze nie zostały napisane. Gdybym nie znała uniwersum, wynudziłabym się solidnie.
Akcja kolejnego tekstu rozgrywa się w układzie Taldarin, znanym z wydanego niedawno u nas komiksu „Biały piasek". Bardzo przyjemy, pustynny świat, który chętnie jeszcze odwiedzę. Samo opowiadanie to opowieść inicjacyjna osnuta na kanwie konfliktu ojciec-syn. Niby nic nowego czy odkrywczego, ale czyta się całkiem przyjemnie.
„Cienie dla ciszy w Lasach Piekła” dzieją się na Ternie, który nie dorobił się własnej powieści (za to opowiadanie było już u nas publikowane wcześniej, w antologii „Niebezpieczne kobiety”). Przyznam, że to jedno z moich ulubionych opowiadań ze zbioru. Autor mocno eksploatuje w nim motyw rubieży, przy okazji obsadzając postać kobiecą w bardzo interesującej roli. Tekst zawiera też satysfakcjonujący plot twist, co niestety w tym zbiorze należy do rzadkości.
„Szósty ze Zmierzchu” (rozgrywający się w układzie Driminad, który też nie doczekał się dłuższego tekstu) z kolei nie zachwyca może fabułą (na tym etapie wydaje się ona mocno naciągana, choć mogłoby się to zmienić, jeśli autor wybrałby dłuższą formę, pozwalającą na lepszą ekspozycję tła), za to z pewnością stałby się jednym z moich ulubionych światów. Mam słabość do planet, które próbują zabić swoich mieszkańców. Bardzo do mnie przemawia też pomysł telepatii na tyle powszechnej, że wykorzystywanej przez większość drapieżników jako główny zmysł podczas polowania.
„Tancerka krawędzi”, bodajże jedyny premierowy tekst zbioru (reszta była publikowana już wcześniej) jest… no… dobra. To bardzo poprawnie napisany tekst, znowu uzupełniający pewne braki fabularne powieści. Fabuła zaskakuje, plot twist jest satysfakcjonujący, wszystko jest na mocną czwórkę. Tyle ze nie ma tu niczego, co mogłoby sprawić, żeby historia zapadła w pamięć. Dodatkowo nie podzielam sympatii autora względem głównej bohaterki.
Przyznam, że „Bezkres magii” jako zbiór trochę mnie rozczarował. Spodziewałam się większej ilości tekstów, które mają to „coś”. Tym czasem dostałam zbiór bardzo poprawny, doskonale rzemieślniczy, ale wbrew tytułowi magii pozbawiony. Owszem, czytało się go przyjemnie. Owszem, może się czepiam. Ale wiem, że nie zapadnie mi w pamięć.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Mag.
Tytuł: Bezkres magii
Autor: Brandon Sanderson
Tytuł oryginalny: Arcanum Unbounded. The Cosmere Collection
Tłumacz: Anna Studiarek
Wydawnictwo: Mag
Rok: 2017
Stron: 640
Autor: Brandon Sanderson
Tytuł oryginalny: Arcanum Unbounded. The Cosmere Collection
Tłumacz: Anna Studiarek
Wydawnictwo: Mag
Rok: 2017
Stron: 640
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.