Już od jakiegoś czasu planowałam pisywać o komiksach. W końcu należało przejść do rzeczy. Tak się złożyło, że wydawnictwo Marginesy też doszło do podobnego wniosku (że można by pójść w komiksy) i od kilku miesięcy dość prężnie je wydaje. Jednym z pierwszych był „Neurokomiks”.
Jak sama nazwa wskazuje, historia opowiedziana na kartach komiksu (wybaczcie, ale „powieść graficzna” mi nie przejdzie przez klawiaturę. Uważam to określenie za pretensjonalną do obrzydliwości próbę tuszowania popowego rodowodu formy, o której mowa) nawiązuje do neurologii. W istocie jest to fabularyzowana, obrazkowa książka popularnonaukowa.
Jak sama nazwa wskazuje, historia opowiedziana na kartach komiksu (wybaczcie, ale „powieść graficzna” mi nie przejdzie przez klawiaturę. Uważam to określenie za pretensjonalną do obrzydliwości próbę tuszowania popowego rodowodu formy, o której mowa) nawiązuje do neurologii. W istocie jest to fabularyzowana, obrazkowa książka popularnonaukowa.
Nic w tym dziwnego, w końcu oboje autorzy zawodowo związani są z neuronaukami. Najwyraźniej oboje też lubią „Alicję w Krainie Czarów”, bo wnętrze mózgu, po którym oprowadzają bohatera wraz z czytelnikiem poziomem surrealizmu niczym nie odbiega od tytułowej krainy. Momentami wydaje się nawet bardziej magiczne i niesamowite (swoją drogą to zabawne, że kiedy przychodzi do badania czy też opisywania wnętrza umysłu wielu twórców odwołuje się do mocno surrealistycznej estetyki). Odwiedzimy więc las neuronów, wyspę pamięci czy zamczysko świadomości, spotykając po drodze osobistości, które dokonały przełomowych odkryć w dziedzinie neuronauk. A wszystko w coraz gęstszych oparach absurdu.
To co finalnie otrzymujemy, jest całkiem przyjemną przygodą. Owszem, fabuła może nie jest szczególnie subtelna, ale trudno jej nie śledzić z zainteresowaniem. Moim jedynym zastrzeżeniem jest to, że przekazywane informacje (te typowo naukowe fakty) mogą koniec końców w tej oprawie się gubić i wydać chaotyczne. No i są dość podstawowe, ale w końcu przyjęta forma nie sprzyja wdawaniu się w szczegóły.
A skoro już przy formie jesteśmy… To wydanie to małe cudeńko. Śliczna, minimalistyczna okładka, twarda. Papier świetniej jakości, ale matowy, więc odbijające się światło nie utrudnia lektury. Kreska… cóż, zdecydowanie inna niż ta, którą znamy choćby z komiksów superbohaterskich. Układ kadrów jest z tych klasycznie statycznych, postacie rzadko wychodzą poza swoje „okienka” – to ani wada, ani zaleta, po prostu cecha. Same rysunki są czarno-białe, z wysokim kontrastem, grubą kreską, bez cieniowania czy półtonów, ale bardzo estetyczne i przejrzyste. No i zdecydowanie panu Farinelli nie brakowało wyobraźni i ciekawych skojarzeń.
Jeśli chodzi o treść, jest to dzieło uniwersalne wiekowo – mogą się przy nim dobrze bawić zarówno starsze dzieci, jak i ich rodzice. Co do przedstawionego zakresu faktów, jest to zestaw prosty, więc w sam raz dla tych młodszych czytelników albo takich, którzy neurologią się do tej pory nie interesowali. W każdym razie merytorycznie niczego mu nie brakuje. Polecam.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Marginesy
Tytuł: Neurokomiks
Tytuł oryginalny: Neurocomic
Autor: Matteo Farinella, Hana Ros
Tłumacz: Jacek Konieczny
Wydawnictwo: Marginesy
Rok: 2019
Stron: 136
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.