wtorek, 29 czerwca 2021

"Biblioteka o Północy" Matt Haig

Jednym z ciekawszych motywów, jakie jakimś cudem pojawiają się zarówno w literaturze SF, jak i mainstreamowej, są rzeczywistości alternatywne. O ile w SF działa to najczęściej globalnie i mamy cały nowy porządek świata, to w powieściach głównonurtowych alternatywy są bardziej osobiste i tylko bohater widzi, co by było, gdyby podjął inne decyzje. I właśnie taką powieścią jest „Biblioteka o Północy” Matta Haiga. I był potencjał, tylko z wykonaniem gorzej.

Życie Nory Seed nie należy do najbardziej udanych. Praca w małym muzycznym sklepiku, kot, jeden uczeń na lekcjach pianina i leki na depresję. Nadchodzi jednak taki wieczór, gdy znajomy informuje ją o tym, że jej kota chyba przejechał samochód, szef stwierdza, że nie potrzebuje jej już w sklepie a matka ucznia zawiesza lekcję muzyki. W ten wieczór Nora myśli o wszystkich szansach, jakie zaprzepaściła w życiu: odwołany ślub, rezygnacja z zawodowego sportu a potem z gry w zespole brata… i postanawia odebrać sobie życie. Nie trafia jednak od razu do bram świętego Piotra, a do dziwnego miejsca: niekończącej się biblioteki z bibliotekarką do złudzenia przypominającą osobę, która pracowała w bibliotece szkoły podstawowej, w której uczyła się Nora. Cała ta biblioteka zawiera wyłącznie kolejne wersje życia kobiety. Wreszcie Nora może sprawdzić, co straciła.

Pomysł, jak widać ciekawy, choć nie nowy: mnóstwo alternatyw do eksperymentowania na bohaterce, mnóstwo pomniejszych historii dla czytelnika no i ta biblioteka. Który mól książkowy nie poczuje się zachęcony obietnicą biblioteki? No i faktycznie to wszystko tam jest: wiele alternatyw i wiele wyborów Nory, konkluzja, że nasze szczęście zawsze będzie mieć jakąś cenę, a nasze decyzje nie pozostają bez wpływu na innych. Problemem jest wykonanie.

I to nawet nie chodzi o to, że autor jest jakoś szczególnie pozbawiony talentu. Kiedy opisuje fabuły, wydarzenia i emocje, idzie mu całkiem nieźle. (Poza wstępem. Ten festiwal spadających na Norę nieszczęść wywoływał u mnie tylko przewracanie oczami. Nie cierpię tego typu szantażu emocjonalnego) Gorzej, kiedy zachciewa mu się uderzać w filozoficzne tony, a zachciewa mu się nader często i wylewnie. Opakowuje wtedy dość prozaiczne życiowe prawdy w długie monologi okraszone cytatami z filozofów (głównie Thoreau) i drewnianymi metaforami. Nudne to, zalatujące Paulo Coelho i zwykle do streszczenia w dwóch, trzech zdaniach, choć zajmuje 2-3 strony. Szkoda, że jakiś redaktor tego nie powycinał…

Zapewne nie powycinał, bo książka i tak jest niewielka. Co prawda papierowe wydanie ma prawie 400 stron, ale ma też wyjątkowo szerokie marginesy i wyjątkowo dużo bardzo krótkich rozdziałów zawsze rozpoczynających się od nowej strony. W wersji na aplikację Legimi (u nich wszystkie książki są przeliczane na standaryzowany rozmiar strony) „Biblioteka o Północy” ma już tylko 260 stron. Dla porównania, czytany wcześniej „Projekt Hail Mary” ma w papierze 510 stron a na Legimi 580 (i to jest standardowa proporcja).

Jeśli lubicie książki z niezbyt zgrabnym filozoficznym sznytem, ale za to lekkie i w których się „dzieje”, to myślę, że „Biblioteka o Północy” będzie da was świetną wakacyjną lekturą. Jeśli nie, to raczej się zawiedziecie. Największą wartością, jaką wyniosłam z lektury, była chęć przeczytania wreszcie „Walden, czyli życie w lesie”. Wy możecie pominąć etap pośredni.
 
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Zysk i s-ka 

Tytuł: Biblioteka o Północy
Autor: Matt Haig
Tytuł oryginalny: The Midnight Library
Tłumacz: Ewa Wojtczak
Wydawnictwo: Zysk i s-ka
Rok: 2021
Stron: 398

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...