
Anna Brzezińska postanowiła porzucić tym razem zarówno Twardosęka, jak i babunię Jagódkę i zabrać czytelników do krainy nad morzem, podobnej w klimacie do południa Hiszpanii. Tam właśnie potężni magowie tworzą piękne, marmurowe miasta, zaklinając demony w kamieniu, ogniu, wodzie czy innym fizycznym obiekcie. Każda potęga i władza zawiera jednak w sobie strach przed utratą, tak więc okrucieństwo czarnoksiężników bywa legendarne – proces tworzenia tej legendy również dane nam jest obserwować.
Okrucieństwo w pewien sposób przewija się przez wszystkie teksty, przyjmując najróżniejsze formy: od subtelnych intryg o straszliwych konsekwencjach, przez wojny i bestialstwo podjudzonego tłumu, aż do konieczności. Jednak coś we mnie buntuje się przed uznaniem „Wód głębokich jak niebo” za studium okrucieństwa, chociaż w pewnej mierze nim są. Ale tak samo są też studium chorej miłości, szaleństwa, przeznaczenia czy legendy, a nawet prostego dobra. W zależności, w którym miejscu otworzymy książkę.
Jeśli otworzymy ją na „Życzeniu”, dowiemy się, ile prawdy może się skrywać w legendzie i jak bardzo różny od „oficjalnej wersji” może ta prawda mieć wydźwięk. Będziemy ostrzegani, aby swoje pragnienia formułować pieczołowicie, bo ich skutki mogą być nieprzewidywalne i że czasem nie da się być ostrożnym.
Jeśli otworzymy na „Różach dla Sirroco”, napotkamy na pierwszą z pięciu opowieści o magach Brionii. Z początku zda się nam, że mamy do czynienia z prostą, piękną baśnią o sile prawdziwej miłości. Przynajmniej do momentu, kiedy nie staniemy przed wyborem, czy prawdziwsza jest miłość żony, czy matki.
Jeśli otworzymy na „Zaćmieniu serca”, dowiemy się jak czas wypacza prawdę i jak skrupulatnie mu w tym pomagają zwycięzcy. Także o tym, że bezpodstawna obsesja może nas zniszczyć, że miłość prowadzi do okrucieństwa a strach do sprawiedliwości. I że, jak wszyscy wiedzą, czasem to, czego od zawsze pragnęliśmy, okazuje się gorsze od najgorszego koszmaru.
Jeśli otworzymy na „Jej cieniu”, poznamy smak szalonej obsesji. Znowu dowiemy się czegoś o legendach, a także poznamy sekret dalekiej przeszłości. Przekonamy się, że nawet demony dotrzymują słowa, a igranie z potęgą kończy się tragicznie.
W „Filarach nieba” zobaczymy ruiny dawnej dynastii, zubożałych potomków wielkiego rodu walczących niczym szakale przy truchle bestii. Dowiemy się, że magii płynącej w żyłach nie da się oszukać i poznamy destrukcyjne znaczenie powiedzenia „prawda was wyzwoli”.
W „Śmierci czarnoksiężnika” porzucimy rodowe niesnaski magów rządzących półwyspem. Poznamy za to nowe oblicze starej, dobrej hipokryzji oraz przewrotności losu. Poza tym, dostaniemy klasyczną historię z interesującym zwrotem akcji – fabularnie najlepszą w zbiorze.
W tytułowych „Wodach głębokich jak niebo” oddalamy się o półwyspu i trafiamy na wyspę, gdzie obok ludzi żyją różne potwory. To opowiadanie to studium rasizmu i nieco uproszczony schemat powstawania rzezi na tle etnicznym (tym razem w mikroskali). Także opowieść o tym, że nie trzeba godzić się z tłumem, chociaż czasem już nic nie da się zrobić…
Muszę wspomnieć o specyficznym stylu autorki. Nazwałabym go onirycznym, pełnym poetyckich, ale niezwykle obrazowych metafor i porównań. Czytając te opowiadania, niejednokrotnie miałam wrażenie, że czytam zapis snu, ze wszystkimi jego niedopowiedzeniami, tajemnicami i brakiem konkretności, a niekiedy nawet realizmu. Niektórym czytelnikom może to sprawiać pewne trudności, nie można jednak odmówić stylowi autorki swoistego piękna.
Wszystkie te historie są niezwykle mądre i wielowarstwowe. Jednak ich specyficzność sprawia, że każdy osobiście powinien się przekonać, czy pasuje mu nieco oniryczny klimat półwyspu.
Tytuł: Wody głębokie jak niebo
Autor: Anna Brzezińska
Wydawnictwo: Runa
Rok: 205
Stron: 358
Autor: Anna Brzezińska
Wydawnictwo: Runa
Rok: 205
Stron: 358
Ale mnie zaciekawiłaś! Po urlopie muszę się rozejrzeć po antykwariatach :)
OdpowiedzUsuńMiło mi:)
UsuńZ Twojego opisu - cudo... Na pewno jednak nie rzecz, która wciaga się naraz, a raczej dozuje po jednym opowiadanku. Ja tak ostatnio nawet z Babunia Jagódka robię, bo naraz mam przesyt.
OdpowiedzUsuńSorry, ale z nieznanych mi przyczyn wcina mi niektóre polskie czcionki, ę mam, "a z ogonkiem" już nie...:-((
Brzezińska zdecydowanie należy dawkować. Styl ma tyleż piękny, co ciężki, więc w dużych ilościach nie wchodzi. Swoją drogą, ciekawe, jak czytałoby się powieść tej pani.
UsuńBrzeińska: nazwisko obija mi się ciągle o uszy, trzeba będzie w końcu spróbować :_)
OdpowiedzUsuńKoniecznie.:) Na spróbowanie polecam opowiadania.
UsuńBrzezińska zawsze mnie męczyła, jakoś nie mogłem pochwycić jej stylu. Ale kto wie - może tym razem byłoby inaczej.
OdpowiedzUsuńFakt, jej styl w większych dawkach bywa męczący. Dlatego radzę czytać małymi partiami, bo w "Wodach..." jest wiele ciekawych rzeczy.:)
UsuńJa też czuję się zachęcona. Nie czytałam jeszcze żadnej powieści ani żadnego opowiadania Brzezińskiej, a chyba warto to zmienić. :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto, przynajmniej jeśli chodzi o opowiadania.:)
UsuńMam podobnie z tą autorką co Simon - po ostatnim opowiadaniu Brzezińskiej w NF na razie nie planuję po nią sięgać...
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie w NF było, szczerze mówiąc, słabe. Teksty w "Wodach..." są o niebo lepsze (chociaż pisane podobnym stylem), a moje nieliczne kontakty z babunią Jagódką również wskazują na znacznie wyższą jakość.
Usuń