wtorek, 5 lutego 2013

Za krótka - "Długa Ziemia" Terry Pratchett, Stephen Baxter


Terry Pratchett jest jaskrawym przypadkiem pisarza, który został niewolnikiem jednego cyklu – każda jego powieść spoza „Świata Dysku” przechodzi bez większego echa. W sumie i tak ma szczęście, bo „Świat Dysku” ma bardzo elastyczną formę i wiele można do niego włożyć, ale czasem chciałoby się napisać coś innego. Do tego przydaje się inny pisarz, który swoim nazwiskiem zniweluje dyskowe skojarzenia. A jeśli chciałoby się napisać książkę z innej dziedziny, niż dotychczas, to pisarz obeznany z nią staje się oczywistym wyborem. Tak więc współautorem „Długiej Ziemi” stał się Stephen Baxter, sam będący poczytnym, brytyjskim pisarzem SF. (Ale to tylko moje domysły, nikt nie wiem, jak było naprawdę.;))

Pewnego dnia ktoś umieszcza w sieci plan prostego urządzenia. Sporo dzieciaków zbudowało je i uruchomiło. I rozpętało się małe pandemonium, bo działający kroker przenosił je na alternatywną Ziemię, ale jeśli się go zbudowało niedokładnie, to z powrotem mógł być problem. Na szczęście nastoletni Joshua zawsze trzymał się instrukcji i tej nocy został bohaterem. Jego talent zapewnił mu niechcianą sławę i w kilkanaście lat później Joshua dostał propozycję uczestniczenia w wyprawie mającej na celu odkrycie sekretów Długiej Ziemi, która wydawała się nieskończona…

Mam wrażenie, że „Długa Ziemia” była od początku zaprojektowana jako eksperyment myślowy na zasadzie „co by było gdyby”. Z tej strony zbliża się do typowego hard SF - tam zazwyczaj chodziło o to, żeby opisać jakieś naturalne zjawisko/wynalazek i próbować przewidzieć, co ludzie z nim zrobią, jak go już dostaną w swoje łapki. Jednak aby formie gatunkowej stało się zadość, warto byłoby pokusić się o próby wyjaśnienia działania wynalazku/zjawiska (bez tego wydaje mi się, że wchodzimy w  zakres socjologicznej SF – granica jest tu trochę płynna, a nie mnie takie teoretyczne rozważania prowadzić), a tu tego nie ma. Niemniej, nie ma też liniowej fabuły, prowadzącej z punktu A do punktu B i dalej do Z. Czytelnik dostaje raczej chronologiczną mozaikę, światowy kalejdoskop konsekwencji nagłego powiększenia się do nieskończoności zasobów naturalnych dostępnych dla wszystkich. I tego, że jednak nie wszyscy mogą z nich skorzystać.

Fascynujące jest to śledzenie migawek ze zmian i trochę szkoda, że (przynajmniej w porównaniu do innych autorów, zdolnych na takiej kanwie natrzaskać 800 stron powieści) panowie nie poświęcili mu więcej uwagi. Jednak nie mniej interesująca jest druga odnoga fabularna powieści. Długa Ziemia to przecież nieskończona ilość światów – każda ewentualność o prawdopodobieństwie różnym od zera znajduje w niej swoje miejsce. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem, pozwalającym pokazać czytelnikowi chociaż ułamek tego bogactwa jest wyprawa. I znowu szkoda, że powieść nie jest tak ze dwa razy dłuższa, bo bogactwo alternatywnych Ziem wymaga osobnego cyklu. Wiele pomysłów, które tutaj są tylko zalążkami, można by rozwinąć w niesamowite scenariusze. 

Zagraniczny hardcover.
Zasadniczy problem, jaki mam z „Długą Ziemią” jest taki, że to powieść, która zdecydowanie bardziej podoba się, kiedy trwa, niż kiedy się kończy. Zakończanie bowiem nie dość, że nie daje satysfakcji, to jeszcze przerywa cudowną przygodę. Będąc dobrą książką, „Długa Ziemia” stawia też mnóstwo pytań (po części natury fabularnej, po części nie), na które czytelnik nie dostaje odpowiedzi. Z jednej strony to inspirujące, z drugiej irytujące. (Z uwagi na powyższe, „Długa Ziemia” idealnie nadaje się do rozwinięcia w fanfikach, scenariuszach serialowych czy w systemie franszyzy. Ale z uwagi na to, że ekranizacji się nie doczeka, bo nie ma tam wielkiej historii miłosnej – marne szanse. A szkoda.)

Jeszcze trochę o technikaliach. Stylu Stephena Baxtera nie znam, dopiero niedawno się dowiedziałam, że ktoś taki istnieje i nawet wydano go w Polsce (swoją drogą, ciekawe, czy ktoś wyda może coś nowego tego pana, albo coś wznowi?), nie mogę więc się wypowiadać o jego stylu. Natomiast co do Terry’ego Pratchetta, to wyraźnie widać jego humor (pojawia się nawet ulubione przez pisarza porównanie z kotem o długim ogonie i fotelach na biegunach). Nie są to stężenia dyskowe, bo i powieść humorystyczna nie jest, ale charakterystyczny styl wyraźnie widać. Język jest lekki i przyjemny, zaś polska okładka jak rzadko podoba mi się bardziej od oryginalnej.

Wielu (łącznie z autorem artykułu w NF) twierdzi, że „Długa Ziemia” ma być twórczym testamentem Pratchetta. Ja w niej widzę raczej nowy początek. A oba te zdania można bardzo łatwo pogodzić: może Pratchett do spółki z Baxterem chcą nam powiedzieć, że tak naprawdę koniec nie istnieje, bo możliwości są nieskończone? Miejmy nadzieję, że tak.

Ksiązkę otrzymałam  od wydawnictwa Prószyński i s-ka.

Tytuł: Długa Ziemia
Autor: Terry Pratchett, Stephen Baxter
Tłumacz:
Piotr W Cholewa
Tytuł oryginalny:
The Long Earth
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 2013
Stron: 359
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...