Skończyłam właśnie lutowy numer
Nowej Fantastyki. Na okładce Van Helsing ze swoją nieśmiertelną samopowtarzalną
kuszą automatyczną. Czyli wiadomo, co
będzie tematem numeru. Ale zamiast od razu do niego przejść, omówmy wszystko po
kolei.
We wstępniaku Jakub Winiarski
cieszy się, że żywe trupy wyszły z mody. Bo skoro w prasie wszystko próbuje się
pożenić z aktualnie modnym motywem popkulturowym, to już lepiej z hobbitem, niż
z zombie. Jakub Ćwiek zaś rozwodzi się nad zaletami entuzjastycznej,
amatorskiej improwizacji. Bo amator to przecież także miłośnik.
Zaraz za Ćwiekiem – temat z
okładki. Robert Ziębiński w „Łowcy potworów: historii prawdziwej” próbuje
przybliżyć czytelnikom tę profesję, zarówno w ujęciu
legendarno-folklorystycznym, jak i popkulturowym. Właśnie wchodzą do kin
„Hansel i Gretel”, a przecież nie oni pierwsi parają się ucinaniem łbów
maszkarom - jest więc okazja powspominać. Ziębiński bardzo ciekawie opisuje, co było przed nimi i wspomina
zarówno o produkcjach, które wszyscy znają (choćby ze słyszenia), jak i o
bardziej niszowych.
Następny jest długi artykuł Pawła
Laudańskiego o rosyjskiej fantastyce. Może nie porywający, ale każdy czytacz
może sobie dzięki niemu skomponować własną listę rosyjskiej fantastyki wartej
poznania. Zaraz za nim zdecydowanie najlepsza pozycja numeru – „Darwin w
wielkim mieście” Wawrzyńca Podrzuckiego. Autor pięknie wypunktowuje w nim
wszystkie głupoty na temat ewolucji człowieka, jakie ostatnio są na topie nie
tylko w fantastyce, ale i w szeroko pojętym mainstreamie, jednocześnie dodając
co ciekawsze wyniki badań i polemik naukowych. Aż szkoda, że tak krótko.
Dalej mamy wspomnienie o sobie
samym Macieja Parowskiego po około trzydziestu latach działania w fantomie i
wywiad z Dave’em McKeanem. Muszę przyznać, że prace McKeana do mnie nie
przemawiają (takie ilustracje w „Koralinie” są owszem, klimatyczna, ale wracać
do nich raczej nie chcę), ale fanom jego twórczości rozmowa powinna przypaść do
gustu.
Z okazji wznowienia „Świata
Czarownic” Andre Norton redakcja zapewniła czytelnikom artykuł o tym właśnie
cyklu. O tyle ciekawy, że zawiera spis wszystkich pozycji wchodzących w skład
serii z podziałem na podcykle. Potem czekają nas jeszcze dwie rozbudowane
recenzje (i mnóstwo standardowych, ale nad nimi rozwodzić się nie będę). Pierwsza
dotyczy najnowszej i nieco kontrowersyjnej produkcji Googla – czyli
interaktywnej gry „Ingress”. Jedni są nią przerażeni, bo to kolejny krok ku
wirtualizacji życia codziennego, ale drudzy, jak autor tekstu Paweł
Chełchowski, są zachwyceni. Jest to bowiem pierwsza gra, która od gracza wymaga
ruszenia tyłka z domu. Szkoda tylko, że jak się zdaje ma cokolwiek do
zaoferowania jedynie mieszkańcom dużych miast. Druga zaś dotyczy nowego serialu
z uniwersum „Battlestar Galactica” – „Blood & Chrome”. Z pewnością będzie
gratką dla fanów serii.
To teraz przejdźmy do pozostałych
felietonów. Michael Sullivan radzi adeptom sztuki pisarskiej, jak w swoich
tekstach mają łączyć elementy realne z fantastycznymi, aby ich były
przystępne dla czytelnika. Rafał Kosik dowodzi, że wojna w krajach wysoko
rozwiniętych raczej nie wybuchnie, bo to się nie opłaca. Zaś Peter Watts pisze
o Philipie K. Dicku i o nowej książce tego autora, jaka niedawno na zachodzie
wyszła. Łukasz Orbitowski tym razem opowiada o filmie „John Dies at the End”.
Czas przejść do opowiadań,
którymi numer lutowy wypchano wyjątkowo obficie – choć dominują teksty
króciutkie. Zacznijmy od prozy polskiej. „Ceną będzie samotność” Bernadety
Prandzioch to klimatyczne opowiadanko, któremu najbliżej chyba do horroru.
Historia ma raczej poruszać, niż straszyć i całkiem dobrze spełnia swoje
zadanie, choć wątek fantastyczny jest tu najwyżej pretekstowy. „Non serviam”
Pawła Ciećwierza to historia o ciekawym klimacie i dekoracjach, jednak z mało
zaskakującą fabułą. Niemniej powiedziałabym, że to najciekawsze polskie
opowiadanie numeru. „Rzeźbiarze światła” Macieja Musialika to miniaturka
horroru z bardzo ciekawym i nośnym pomysłem – przy odrobinie umiejętności
możnaby na nim zbudować ciekawą powieść. „Lwiątko Heraklesa” Macieja Salamończyka
zupełnie nie przypadło mi do gustu. Sam pomysł z oplatającą planetę
siecią życia wpływającą na ewolucję może i ciekawy, ale w opowiadaniu
przegadany i zarzucony zwałami surrealistycznej i pustej w zasadzie erudycji –
typowy przykład przerostu formy nad treścią.
Przejdźmy więc do prozy
zagranicznej. „Jesteś tutaj” Jacka Skillingsteada to futurystyczny kryminał i w
swojej klasie wypada całkiem dobrze. „Dziewiąta muza” Tada Williamsa to tekst
na dobrym poziomie i całkiem ciekawa interpretacja starego motywy spotkania z
obcą cywilizacją. „Dziesięć Sigm” Paula Melko jest chyba najbliższy hard SF z
całego numeru. Porusza problem podejmowania decyzji i alternatywnych
rzeczywistości w sposób nieco odmienny, niż przyzwyczaiła nas popkultura.
„Zajęcia w terenie” Alexa Shvartsmana to humorystyczna miniaturka o ćwiczeniach
terenowych grupki studentów ksenoarcheologii. Muszę przyznać, że ma
niezaprzeczalny urok.
A poza tym w numerze konkursy
recenzji i to, co zwykle. Miłej lektury.
Podobał mi się ten numer, oj, podobał:3
OdpowiedzUsuńNiezły numer. Co do "Jesteś tutaj" raczej nazwałbym go cyberpunkowym kryminałem :) Widzę też, że "Non serviam" spodobał się nie tylko mnie :)
OdpowiedzUsuń