wtorek, 28 września 2010

Opowieści o miłości i śmierci - "Marzycielka z Ostendy" Eric-Emmanuel Schmitt


Wiem, że dla niektórych Schmitt jest niestrawny. Że stawia się go na tej samej półce co Coelho albo wyzywa od bezczelnych hien, żerujących na ludzkich emocjach. Mimo tego powiem otwarcie, że ja Schmitta bardzo lubię i cenię. Może i jego powieści to nie są arcydzieła literatury światowej, ale dla mnie są przesiąknięte magią. Magią tego typu, która emanowała z „Małego Księcia”. Magią, która pozwala patrzeć na banalne historie jak na najwspanialsze baśnie, niby na wyciągnięcie ręki, a jednak tak niezwykłe, że nieosiągalne. Magią, którą każdy z nas może odnaleźć we własnej historii, jeśli tylko zechce.

Do „Marzycielki z Ostendy” podchodziłam dość sceptycznie, ale z dużą dozą ciekawości. Sceptycyzm brał się z tego, że nie przepadam za opowiadaniami. Ciekawość zaś to skutek mojej sympatii do autora. Zastanawiałam się, czy fakt, że lubię autora przekona mnie do nielubianej formy. Muszę przyznać, że przekonał.

Pięć opowiadań, wchodzących w skład zbioru traktuje o przeróżnej tematyce, ale w prawie każdym (oprócz jednego), sporą rolę odgrywa miłość. Są to przeróżne formy miłości, nie sprowadzającej się li tylko to uścisków wreszcie szczęśliwej pary na tle zachodzącego słońca. Kiedy teraz patrzę na te opowiadania jako całość, mam wrażenie, że autor chciał nam pokazać, że rewersem miłości wcale nie jest nienawiść (jak każą wierzyć skostniałe schematy), ale śmierć. Śmierć, która pozwala dołączyć do ukochanego. Śmierć, która wyzwala, ale nie daje radości. Śmierć całkiem przypadkowa. Wreszcie śmierć, która jednym pozwala zakończyć życie oparte głównie na wspomnieniach, a drugim poznać na prawdę tych, których tylko wydawali się znać. To opowiadania w równym stopniu o miłości, co o śmierci.

Najbardziej poruszyło mnie opowiadanie tytułowe, najobszerniejsze i mogące w zasadzie uchodzić za mikropowieść. Każda z nas marzyła kiedyś o tym, żeby spotkać księcia z bajki, prawda? Ale chyba żadna by nie uwierzyła, gdyby okazało się, że komuś z sąsiedztwa takie spotkanie się przytrafiło. Dlatego, że to mało prawdopodobne. Dlatego, że to się nie zdarza. Dlatego, że to tylko bajki, a czasy kopciuszków nawet, jeśli kiedykolwiek były, dawno już minęły. Dlatego, gdyby starsza, schorowana dama opowiedziała nam o swojej miłości tak nieprawdopodobnej, pewnie zostałaby wyśmiana. Jak tytułowa marzycielka, której po konfrontacji z wymogami brutalnej rzeczywistości pozostały już tylko wspomnienia, która kochała tak bardzo, że wolała samotność z duchami przeszłości niż towarzystwo nędznej namiastki. Bo „Z wielkiej miłości nie da się wyleczyć.” [20]

Pozostałe opowiadania nie zaczarowały mnie aż tak bardzo, ale poruszają jakąś strunę wzruszenia w duszy. Największą niespodzianką były chyba „Kiepskie lektury”, które najbardziej odbiegają od klimatu pozostałych opowiadań. Jest to mianowicie kolejny utwór literacki traktujący o tym, że książki mogą zabijać. Zwłaszcza w połączeniu ze zbyt wybujałą wyobraźnią czytelnika nienawykłego do powieści sensacyjnych, a w dodatku strachliwego z natury. Po Schmitt’cie się nie spodziewałam, że poda swoim czytelnikom coś takiego. Ale trzeba mu przyznać, że umiał stworzyć nastrój napięcia i nawet, w pewnym sensie, grozy. Bardzo intrygujące wydało mi się też króciutkie opowiadanko „Kobieta z bukietem”. Jest ono jednak tak niewielkie, że nie pisnę słowa o fabule, bo nawet jedno mogłoby być tym o jednym za dużo. Sami odkryjcie, o co chodzi.

Nie polecę tego zbioru czytelnikom Schmitta nielubiącym. Stwierdziliby tylko, że tematyka banalna i pretensjonalna, ogólnie taki Coelho dla bardziej wymagających. Ale zapewniam, że każdy, kto lubi niezwykły klimat zwykłych wydarzeń i magię dnia codziennego, znajdzie tu coś dla siebie. Wszystko pisane malowniczym stylem, tak charakterystycznym dla tego pisarza.

Tytuł: Marzycielka z Ostendy
Autor: Eric-Emmanuel Schmitt
Tytuł oryginalny: La reveuse d'Ostende
Tłumacz: Anna Lisowska
Wydawnictwo: Znak
Rok: 2009
Stron: 314

19 komentarzy:

  1. Idziesz jak przecinak z tymi recenzjami :D Aż nie nadążam komentować :P

    Hm... Co prawda, nie stawiam Schmitta na tej samej półce, co Coelho. Coelho idzie do śmieci! :D A ze Schmittem pobawić się można ^^ Czytałam "Oskara i Panią różę", jedno opowiadanie ze zbiorku "Odette i inne historie miłosne" i "Zapasy z życiem' (ostatnie nawet ma recenzje na moim blogu :D). Nie żeby mnie zachwycił, nie płakałam przy jego książkach, nie przeżywałam katharsis. Można powiedzieć, że jestem za stara :P ale "Oskara..." czytałam w liceum. I jakoś nie rzucił mnie na kolana. Autor wtedy wydał mi się bardzo okrutny. W moim młodym świecie pełnym młodzieńczego maksymalizmu, nikt nie powinien umierać, nawet postacie literackie.
    A po "Zapasy z życiem" sięgnęłam przez Japonię ^^ Niezła książeczka ^^ Zajrzyj, myślę, że może Ci się spodobać.
    Także Schmitt nie jest zły, tylko czytać się go nie chce. Wolę "Małego księcia" i Pismo Święte :D

    Wybacz za słowotok. Dopiero się obudziłam i nawet nie piłam jeszcze kawy. Aż dziwne, że mam tylko do powiedzenia przed pierwszą kawą, hmm :P

    Pozdrawiam i życzę miłego dnia! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja chętnie przeczytam i cieszę się, że i takie książki i tacy pisarze są! :) a co! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja Schmitta zawsze uwielbiałam, już od pierwszej książki, którą przeczytałam. Pokochałam, gdy byłam na promocji książki " Ulisses z Bagdadu". Ujął mnie swoją prostotą, humorem, energią i ciepłem, które od niego bije.
    Dodam jeszcze ( wszystkim to mówię i wiem, że z tym przynudzam :-)), że Schmitt w przeciwieństwie do Coelho jest doktorem filozofii. Nie bez powodu odnajduje się w tym czego ludzie ( w tym i on sam ) zawsze szukają, jakich odpowiedzi. Porusza tematy, które interesują również i jego samego, dzięki temu wkłada całego siebie. Coelho jest odtwórczy, ma swoje schematy. Jest zachowawczy i mało zaskakujących. Swoim utworom chce nadać jakąś " rangę", być " świętszym od papieża". Schmitt po prostu szuka odpowiedzi.
    Coelho jest po prostu maszynką do pieniędzy....

    OdpowiedzUsuń
  4. Aria - Też zaczęłam od "Oskara i pani Róży" i też byłam wtedy w liceum.;) Ale mi się właśnie podobało to, w jaki sposób Schmitt potrafi pisać o umieraniu - beż odzierania chorych z godności, bez epatowania brudami fizjologii, jakoś tak naturalnie... To mnie urzekło i do tej pory Schmitt potrafi mnie urzekać (raz bardziej, raz mniej, ale zawsze). A "Zapasy z życiem" właśnie kończę, jutro dodam recenzję, a jeszcze dziś pewnie zajrzę do Twojej.;) Tak się zastanawiałam podczas lektury, czy wiedza o Japonii, jaką autor prezentuje jest bardziej rzeczowa, czy bardziej życzeniowa.

    Kaś - To jest nas w tej radości już dwie.;)

    Miss Jacobs - Nie wiedziałam, że Schmitt ma takie wykształcenie (zawsze bardziej interesują mnie książki niż ich autorzy;)), to sporo wyjaśnia. Do Coelha co prawda też mam sentyment pozostały jeszcze z lat wczesnonastoletnich, ale uważam, że Schmitt pod każdym względem przewyższa go co najmniej o kilka półek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozumiem.
    Jednak przy niektórych książkach wykształcenie jest ważne. Wykształcenie niekoniecznie papierkowe. Jest przecież wielu pasjonatów, którzy wiedzą przewyższają dyplomowanych specjalistów. Im więcej wiesz, tym lepsze decyzje podejmujesz, tym szybciej odnajdujesz odpowiedzi, których szukasz.
    Życiorys autora też wpływa na wiarygodność w jakimś sensie. Nie umniejszam tutaj roli wyobraźni czy też empatii, altruizmu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam:) Ja też czytałam "Oskar i pani Róża" i byłam tą książką zachwycona. Pomysł w jaki ukazano ostatnie dni życia Oskara był dla mnie naprawdę przekonujący i wzruszający. Myślę, że może zabiorę się za tą książkę i zobaczę czy przez nią przebrnę. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Moreni, chyba bardziej życzeniowa. Tak mi się wydaje... Pięknie pisał o medytacji, ale czy można o tym pisać rzetelnie, samemu nie spędziwszy w tym kilku dobrych lat? Bo nie wiem, czy Eric spędził ^^ I skąd u niego ten pociąg do Japonii... Czy go zafascynowała, czy na pisał 'na fali' szału na ten kraj. Trzeba by zapytać Internet ^^

    A do recenzji zapraszam ( http://czytac-nie-czytac.blogspot.com/2010/07/zapasy-z-zyciem-eric-emmanuel-schmitt.html ) I do komentowania ^^ Chętnie podyskutuję :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Miss Jacobs - Nie mam zamiaru negować wpływu wykształcenia czy życiorysu autora na jego twórczość. Wręcz przeciwnie, zgadzam się z Tobą, że ma to znaczenie spore, a niekiedy nawet decydujące. Chodziło mi tylko o to, że życiorys chcę poznawać dopiero wtedy, kiedy zakocham się w twórczości. Poznając życiorys, niejako pieczętuję znajomość.:)

    Patka - Mam nadzieję, że się skusisz. A na Twój blog też będę regularnie zaglądać.:)

    Aria - Mi też się tak wydaje. Z drugiej strony, "Zapasy z życiem" to trochę jak przypowieść, więc nie wszystko musi się zgadzać. Do recenzji zajże, jak tylko skończę się pakować.;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakiś czas temu czytałam wywiad z tym autorem w "Wysokich Obcasach", gdzie powiedział "Kiedy sprzedawałem 400 egzemplarzy, byłem geniuszem. Przy 40 tysiącach - beztalenciem. Powyżej 400 tysięcy stałem się hochsztaplerem". I za to zdanie bardzo go polubiłam , bo przecież nie można nikogo winić za to że jego książki się sprzedają albo nie. To by oznaczało, że specjalistyczne podręczniki, dla ludzi z danego fachu, są najlepsze i najinteligentniejsze, bo kupuje je tylko garstka zainteresowanych ludzi.
    Nie lubię Coelho, do mnie nie przemawia, ale są ludzie do których tak i dobrze.
    Przyznam się od razu, ze nie czytałam nic Schmitta, ale po wywiadzie z nim nabrałam ochoty, bo to mądry facet.
    A tu link do wywiadu http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53668,8357033,Bog_to_nie_firma_wysylkowa.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Tusienka - Dzięki, świetny jest ten wywiad.:) Nie wiem, co Ci polecić na dobry początek znajomości, większość Schmitta mam dopiero w planach, ale może właśnie na "Marzycielkę się skusisz?:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam zamiar zacząć "przygodę" z tym pisarzem. koleżanka polecała mi zacząć od "oskar i pani róża", ale jakoś mnie odrzuca:P Strasznie chciałabym przeczytać, np. "Zapasy z życiem":)

    OdpowiedzUsuń
  12. A może się i skuszę, dzięki Twojej recenzji, chociaż przyznam szczerze, że opowiadania to nie jest moja ulubiona forma, wolę te obszerniejsze. Gdzieś w domu mam "Oskar i pani Róża', więc poderzewam, że to pierwsze wpadnie mi w ręce:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Sara, Tusienka - Z zaczynaniem od "Oskara" jest dość niezręczna sytuacja: co bardziej wrażliwi na cierpienie dziecka czytelnicy mogą się zrazić, ale z drugiej strony książka jest bardzo dobra. Tak że radzę się przygotować psychiczni przed lekturą.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie przepadam za tym autorem, zraziłam się po dwóch, trzech książkach. Na tą mam jednak ochotę... bo ogromnie podoba mi się tytuł:) Fajna motywacja, nie ma co:P

    OdpowiedzUsuń
  15. Czas nadrobić moje zaległości ze Schmittem. Baaardzo go lubię, a już tak dawno nic nie czytałam. Zakochałam się po dwóch książkach, chociaż może i nawet p pierwszej :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Skarletka - Z które to Cię tak zraziły? A motywacja całkiem niezła, mnie też czasem prześladuje tytuł, chociaż częściej okładka.;)

    Tucha - Też właśnie tak nadrabiam, bo się stęskniłam za jednym z moich bardziej lubianych autorów.:)

    OdpowiedzUsuń
  17. "wyzywa od bezczelnych hien, żerujących na ludzkich emocjach" oj, niech ja spotkam tylko takich ludzi! ;)

    "Marzycielka z Ostendy" też mnie oczarowała. Końcówka była śliczna i wzruszająca. Sama jestem pewna, że nie wierzyłabym w żadne słowo, które ona by mi powiedziała, bo ja z natury wszędzie węszę spisek ;) Na "Kobiecie z bukietem" uroniłam łzę. Było baaardzo minimalistyczne, ale to tylko dowód na to, że jeśli ktoś pisze z sensem (i umie to robić zajmująco, a to nie lada wyzwanie) i chce coś przekazać, potrzebuje naprawdę niewiele miejsca. A "Kiepskie lektury" mną wstrząsnęły, bo takiej Schmittowej opowieści jeszcze nie czytałam...

    OdpowiedzUsuń
  18. Nyx - to o hienie to z autentycznego artykułu, krążącego w internecie, do którego link kiedyś ktoś na Biblionetce podał. Niestety, teraz nie jestem w stanie go odszukać.:( CO do reszty Twojej wypowiedzi, to się zgadzam.:) Może tylko z wyjątkiem "Kiepskich lektur", które mną nie wstrząsnęły, ale raczej zaskoczyły. Z tego samego powodu, z którego Ciebie wstrząsnęły.;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Schmitt lekarzem dusz? Zakochałam się w jego literaturze ... zaczęłam od Oscara i róży i chcę zgłębić wszystko co napisał! Moim zdaniem tylko po przeczytaniu wszystkiego co napisał w życiu autor można go ocenić - Schmitt jeszcze żyje - i tak jak marzycielka z Ostendy wolę czytać po śmierci pisarza.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...