Kolejna książka, na którą nie zwróciłabym uwagi, gdyby nie blogosfera. Tym razem na trop naprowadziła mnie recenzja na Wrotach Wyobraźni. I świetnie się składa, bo jest to książka, którą naprawdę warto przeczytać. Zwłaszcza, jeśli jest się nałogowym czytelnikiem. Co prawda pan Bennett nie próbuje nam udowodnić, jak niektórzy autorzy, że książki mogą zabić, niemniej jednak każdy w osobie głównej bohaterki odnajdzie kawałek siebie. Co można sobie poczytać za swego rodzaju nobilitację.
Czy można sobie wyobrazić czytelniczkę bardziej znakomitą, bardziej niepospolitą, niż królowa angielska? Chyba nie, zważywszy na to, jakie wartości i cechy są kojarzone z tą funkcją. Otóż królowa pewnego dnia napotyka na swojej drodze (a właściwie drodze swoich psów) objazdową bibliotekę. Wiedziona poczuciem obowiązku (bo przecież z biblioteki nie wypada wyjść bez książki, zwłaszcza, że bibliotekarz mógłby pomyśleć, że nie jest godzien monarszego zainteresowania), wypożycza powieść. Wiedziona tym samym poczuciem obowiązku, czyta ją, czego wcześniej nigdy nie robiła ze względu na bardzo napięty chronogram zajęć. Później wypożycza następną książkę, i jeszcze jedną, i kolejną…
Znajomość z literaturą szybko przeistacza się w swoisty nałóg, przez który Jej Królewska Mość zaczyna zaniedbywać do tej pory skrupulatnie egzekwowane detale swoich obowiązków. Wszystko po to, aby z programu dnia wyszarpnąć choć kilka dodatkowych minut na lekturę. Nie podoba się to ani rządowi, ani dworzanom. Zaczynają się wręcz rozchodzić pogłoski, że starcza demencja dopadła umysł najważniejszej osoby w państwie. Nic jednak bardziej mylnego – w końcu któż dotknięty tą przypadłością mógłby z wypiekami na twarzy pochłaniać „W poszukiwaniu straconego czasu”?
W powieści nie sposób się doszukać zwrotów akcji, emocjonalnych porywów czy wzrostu napięcia. Fabuła rozumiana jako następujące po sobie w szaleńczym tempie karkołomne wydarzenia, tutaj nie występuje. Książka ma raczej charakter refleksyjny. Autor chciał nam pokazać, jakie zmiany mogą nastąpić w kimś, kto w tak zachłanny sposób jak królowa odkrywa lekturę. Wybór takiej, a nie innej bohaterki miał na celu głównie wywołanie efektu komicznego. No i chyba wstrząśnięcie brytyjskim czytelnikiem, jako że (jak podejrzewam, ponieważ nie znam się na tym kompletnie) jego stosunek do monarchii (zwłaszcza własnej) jest dużo bardziej emocjonalny, niż obywatela każdego innego państwa.
Napis na czwartej stronie okładki głosi, że jest to „Obrazoburcza i ogromnie zabawna powieść […].”. Nie zauważyłam tam ani odrobiny obrazoburczości (po prawdzie, wcale jej nie szukałam). Być może książka wydaje się taka dla mieszkańca Zjednoczonego Królestwa, jednakowoż dla zwykłej polskiej czytelniczki, która na dodatek nigdy się angielskim stosunkiem do monarchii nie interesowała, nie ma w niej krzty niestosowności. Kwestia „zabawności” jest już bardziej skomplikowana. Autor włożył dużo wysiłku, aby wiele sytuacji, które opisał, wywoływało uśmiech na twarzy czytelnika, jednak mi w szczerym śmiechu przeszkodził pewnie fakt. Ogólna pogarda dla czytania, jaką wyrażał dwór królewski, uznawanie go za objaw słabości umysłu czy niezdrową obsesję, podejmowanie wszelkich działań, aby uniemożliwić królowej lekturę, wydało mi się jako obraz ogólny strasznie smutne. Tym bardziej, że zdaję sobie sprawę z tego, że ten obraz niewiele odbiega od rzeczywistości. Bo chyba każdy z nas, moli książkowych, usłyszał kiedyś kwestię w stylu: „To ty masz czas czytać? Ja mam tyle ważniejszych spraw, że nie starcza mi czasu na głupie rozrywki.”, „Po co czytasz? To przecież strata czasu, pieniędzy z tego nie będzie”, „Do nauki byś się wziął, a nie tylko te durne powieści ci w głowie”. Smutne, ale prawdziwe. I nawet wysiłki autora nie były w stanie osłodzić mi tego faktu.
Jako mistrz pióra Alan Bennett natomiast nie zawiódł mnie wcale. Jest on przykładem pisarza, który używa języka przystępnego, ale nie prostackiego, a trudniejsze zwroty wprowadza w taki sposób, aby czytelnik nie musiał się zastanawiać, cóż one takiego znaczą. Takich pisarzy lubię czytać najbardziej: z jednej strony widzę, że wzbogacam słownictwo, obcując z prawdziwie literackim językiem, z drugiej nie muszę mieć „Słownika wyrazów obcych i trudnych” na podorędziu, żeby rozumieć tekst.
Wydanie książki też zasługuje na uznanie. Chociaż to powieść raczej kieszonkowa, kartki są szyte, oprawa twarda, a wklejki ozdobiono deseniem w stylu znanym ze starszych wydań klasyki. Nie mówiąc już o bardzo pomysłowym zdjęciu z okładki. Tłumaczenie jest świetne, widać pracę pani, która się nim zajmowała: nie ma żadnych potknięć czy rażących lapsusów, a nawet gry słowne są przełożone z wielką pieczołowitością. Na dodatek nie znalazłam ani jednej literówki. Wadą mogą być jedynie bardzo grube i sztywne kartki, które nieco utrudniają czytanie. No i brak przy takim solidnym wydaniu wstążeczki – zakładki, ale przecież nie można mieć wszystkiego.
Polecam przede wszystkim molom książkowym i fanom brytyjskiego humoru. Oraz wszystkim, którzy lubią dobry styl – nie spodziewajcie się jednak salw śmiechu czy dowcipu w stylu Pratchetta. Ani galopującej akcji. Jeśli jednak macie ochotę na chwilę lekko i przystępnie podanej refleksji nad własnym „nałogiem”, czytajcie śmiało.
Tytuł: Czytelniczka znakomita
Autor: Alan Bennett
Tłumacz: Ewa Rajewska
Tytuł oryginalny: The Unkommon Reader
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok: 2009
Stron: 112
Autor: Alan Bennett
Tłumacz: Ewa Rajewska
Tytuł oryginalny: The Unkommon Reader
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok: 2009
Stron: 112
Zatrzymam się przy niej jak tylko znajdę gdzieś w bibliotece. Słyszalam wiele dobrego :) A nałóg książkowy? skąd to znam...
OdpowiedzUsuńWidzę, że chociaż Ty miałaś miłą i przyjemną lekturę w postaci tej książki. Szkoda tylko, że ona do mnie nie trafiła i jej nie doceniłam.
OdpowiedzUsuńAkurat za brytyjskim humorem nie przepadam, ale bardzo ciekawi mnie, po jakie jeszcze pozycje sięgnęłabym królowa, w opinii autora ;)
OdpowiedzUsuńDlatego właśnie lubię czytać blogi moli książkowych, bo zawsze znajdę jakąś powieść, która jest niesamowita, a nigdy w życiu bym się o niej nie dowiedziała, gdyby właśnie nie recenzja na którymś z blogów :)
OdpowiedzUsuńCo do zrecenzowanej przez Ciebie powieści, umieściłam ją już na liście :)
Pozdrawiam serdecznie! :)
Słyszałam o niej raz w radiu. Muszę koniecznie przeczytać!
OdpowiedzUsuńA komentarze w stylu tych wymienionych pojawiają się niestety często... Przykro mi wtedy, bo ludzie, którzy tak mówią nie odkryli jeszcze wspaniałego świata książek... Szkoda.
Książka jest rewelacyjna, wszystkim niezdecydowanym szczerze polecam! :)
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona przede wszystkim Twoją wszechstronną i wnikliwa recenzją, ale książkę Bennetta tez wspominam miło.
OdpowiedzUsuńJedyna rzecz, która mi przeszkadzała, to trochę przesłodzony wizerunek królowej. Odnosiłam wrażenie, że powieść mimo humorystycznego zabarwienia miała być laurką.
Poza tym dla książkoholików lektura obowiązkowa.
czekałam na Twoje wrażenia po jej przeczytaniu i cieszę się, że ci nie zawiodła. teraz ja zacznę jej wypatrywać :)
OdpowiedzUsuńBalianna - w takim razie miłej lektury:)
OdpowiedzUsuńblackmilk - może to kwestia języka i stylu pisarza? W końcu nie wszystko każdemu musi się podobać - najwyraźniej wolisz książki ze żwawszym tempem.:)
Futbolowa - nie zawiedziesz się. Zarówno tytuły, jak i nazwiska autorów tworzą długaśną listę.:)
pandorcia - te same motywacje mną kierowały przy odkrywaniu blogosfery - znalezienia tych książek, które sama z siebie raczej obojętnie minęłabym w bibliotece, nie wiedząc, co tracę.;) Mam nadzieję, że książka Ci się spodoba.:)
Pozdrawiam również:)
Luna - mnie też przykro, kiedy coś takiego słyszę. Najgorsze jest to, że najczęściej tego typu komentarze wygłaszają ludzie, którzy nie mają żadnych pasji... i niestety, raczej marne szanse, że któryś z nich (przynajmniej w moim otoczeniu) kiedyś czytania odkryje.
Skarletka - :-)
Lirael - Dziękuję:) Też wydawało mi się, że królowa wyszła trochę zanadto wygładzona, ale wydaje mi się, że to raczej zamierzone działania autora - królowa "dobra babcia" łatwiej wpasowuje się w humorystyczny kanon, niż królowa "twarda kobieta". A że powiało przesadą, no cóż...
Varia - mam szczerą nadzieję, że się nie zawiedziesz.:)
Ja już od dawien dawna chcę tę książeczkę przeczytać, ale wciąż wyskakują jakieś inne książeczki. Czemu tak w życiu jest, że nie można przeczytać wszystkich książek świata? :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Książka raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńMasz rację, ta 'babciowatość" królowej sprawia, że historia jest naprawdę zabawna.
OdpowiedzUsuń