sobota, 18 lutego 2012

Magia dżungli - "Rio Anaconda" Wojciech Cejrowski

Wojciech Cejrowski jest człowiekiem o poglądach dość radykalnych, przez co niektórzy czytelnicy czują się do jego książek zniechęceni. Szczerze mówiąc, kiedy zaczynałam znajomość z tym panem (przez szklany ekran telewizora), nie wiedziałam o jego kontrowersyjności. Program się spodobał, więc postanowiłam także coś podróżniczego przeczytać. Przeczytałam raz i było fajnie. Teraz przeczytałam znowu, tym razem „Rio Anaconda”. Wrażenia będą krótkie i raczej ogólne, bo trochę czasu już od lektury minęło, a ja tak na zimno i po czasie nie bardzo potrafię pisać… (Bogiem a prawdą, notkę dotyczącą tej książki już miałam sobie odpuścić, gdy nagle dorwałam „Gringo wśród dzikich plemion” – a bardzo nie chcę, żeby mi się wrażenia pomieszały).

O czym jest „Rio Anaconda”? Jest to opis wyprawy autora do wioski ostatnich Dzikich, Indian z plemienia Carapana. Dzicy to ludy, które ciągle jeszcze opierają się cywilizacji, głównie chowając się przed nią w najdalszych ostępach dżungli i delikatnie dając do zrozumienia, że nie życzą sobie jej na swoim terenie widzieć (cywilizacji znaczy). Dzięki temu tradycje i magia tych plemion przetrwały. Choć nie wiadomo, jak długo jeszcze.

Główną postacią, oprócz autora, rzecz jasna, jest tutaj szaman. Niezwykły człowiek, jeden z ostatnich, którzy potrafią korzystać z prawdziwej magii. Nie tani kuglarz (chociaż sztuczki są potrzebne – widowiskowe rytuały dają plemieniu poczucie bezpieczeństwa), ale prawdziwy mag. Taki, który zdaje sobie sprawę z tego, że jego moc jest po części darem, po części zaś wypadkową siły woli szamana i wiary współplemieńców. Taki, który wie, jak ogromna odpowiedzialność na nim ciąży i który potrafi ją udźwignąć. A przy tym jego umiejętności są zadziwiające.

Cóż, niektórzy pewnie powiedzą, że to bujdy. Ich sprawa. Ja już jakiś czas temu doszłam do wniosku, że poglądy skrajnie racjonalistyczne nie są dla mnie, zwłaszcza, że bazując na współczesnych teoriach naukowych można dojść do całkiem magicznych wniosków (niby skąd miałaby się brać science fiction?). Odrobina magii czyni życie barwniejszym i bardzo chcę wierzyć, że ciągle gdzieś tam żyje ktoś, kto potrafi się nią posługiwać niczym Ged Krogulec, że nie sprowadza się ona do hecy ze szklaną kulą czy wahadełkiem, że istnieje moc dostępna tylko dla wybranych i nigdy za darmo. Może jestem idealistką, chodzącą z głową w chmurach, ale dobrze mi z tym (a poza tym, jestem niegroźna^^’). 

Miało być o książce, a wyszło jakieś refleksyjne niewiadomoco. Ale tak działa autor: gawędziarski styl sprawił, że wydawało mi się, że sama siedzę w chatce szamana nad Rio Anaconda i słucham jego opowieści o wiedzy i zwyczajach, które pewnie wkrótce zanikną. To też jest jakiś rodzaj magii, prawda?

Tytuł: Rio Anaconda: Gringo i ostatni szaman plemienia Carapana
Autor: Wojciech
Cejrowski
Wydawnictwo: Bernardinum, Zysk i s-ka
Rok: 2006
Stron: 435
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...