Cykl „Xanth” to już w zasadzie klasyka gatunku. Niestety, jest to również cykl, który można umieścić w kategorii „Postrach tłumacza”, dlatego też poprzednio został przetłumaczony dość niefortunnie (oględnie mówiąc), przez co nie zagościł we wdzięcznej pamięci czytelników. Czy odświeżone wydanie Naszej Księgarni w nowym przekładzie powinno podzielić ten los?
Bink jest młodym mężczyzną, bystrym, zaradnym i dobrze zbudowanym. Niestety, tam, gdzie mieszka zdarza mu się być traktowanym jak przysłowiowy wioskowy głupek. Dlaczego? Ponieważ Bink nie posiada czarodziejskiego talentu. Xanth to kraina, w której każdy ma jakiś magiczny dar, toteż trudno się dziwić, że Bink bywa obiektem złośliwych żartów. Na domiar złego grozi mu wygnanie, bo taki los został przewidziany dla wszystkich niemagicznych ludzi. Jako że nasz bohater nie ma zamiaru udać się do pozbawionego wszelkich czarów Przyziemia (okropność!), pozostaje mu tylko odszukać Dobrego Czarodzieja Humfreya i prosić go o pomoc. Wyprawa do zamku czarodzieja okazuje się trudna i pełna przygód – a to dopiero początek historii…
„Zaklęcie dla Cameleon” nie jest literaturą ambitną i nigdy do miana takowej nie aspirowało. Jest za to świetnym kawałkiem przygodowej prozy rozrywkowej, okraszonej humorem. Wydarzenia pędzą jedno za drugim, opisane lekkim piórem Anthony’ego, a czytelnik łatwo daje się porwać akcji. Co prawda tempo może niektórym wydać się zbyt duże, jednak uważam, że w prozie rozrywkowej (zwłaszcza jeśli ma być przygodowa) jest to cecha niezbędna. W końcu przy takiej książce czytelnik nie może się nudzić.
Bohaterowie stanowią jedną z mocniejszych stron powieści. Zaczynając od prawego i szlachetnego Binka, który na dobrą sprawę powinien być niesamowicie irytujący, ale jakoś nie jest, przez ekscentrycznego czarodzieja Humfreya, żądną władzy czarodziejkę Iris czy zmienną Cameleon, a na niejednoznacznym i do końca zagadkowym Złym Czarodzieju Trentcie kończąc, wszyscy są dopracowani. Wykazują co prawda pewną stereotypowość, ale trudno tego uniknąć w ponad trzydziestoletniej powieści. Wynagradzają to barwnością i faktem, że na pewno nie są sztucznymi, papierowymi tworami. Każdy czytelnik znajdzie tu kogoś, kogo będzie mógł polubić.
Przejdźmy może do humoru, który ma ścisły związek z tłumaczeniem. Mimo, że Piers Anthony jest pisarzem amerykańskim, humorowi zawartemu w jego książkach bliżej do brytyjskiego. Jednak jego najważniejszą cechą jest to, że oparto go na języku. Zabawne mają być gry słów, językowe żarciki czy nawiązania. Łatwo się domyślić, dlaczego książkę uważa się za tak trudną do przełożenia – siłą rzeczy nie wszystko da się przetłumaczyć tak, aby zachować powab oryginału. I tak część humoru się zagubiła (dla osoby nie znającej angielskiego może być nie do końca jasne, dlaczego świetliki miałyby wzniecać pożary). Mimo tego uważam, że Paweł Kruk wykonał kawał dobrej roboty, starając się z humoru uratować, co się da, zamiast rozjechać go walcem i poprzyczepiać plakietki z napisem „nieprzetłumaczalna gra słów”. I chociaż pewne rzeczy dałoby się zrobić inaczej, to opowieść nie traci płynności i czyta się ją bardzo przyjemnie.
Jednak „Zaklęcie dla Cameleon” to nie tylko śmichy-chichy. W przeciwieństwie do chociażby wczesnych książek Pratchetta (po prostu nie da się uniknąć tego porównania), pierwszy tom cyklu „Xanth” posiada nie tylko dość rozbudowaną fabułę, ale również przekazuje kilka ważnych, zwłaszcza dla nastoletnich czytelników rzeczy: że nie warto zmieniać się na siłę, bo to nasza indywidualność dodaje nam mocy, że lojalność zostaje wynagrodzona. Jednak książkę poleciłabym raczej tej młodzieży, która skończyła już 13 lat.
Jeśli zastanawiacie się, jaką książkę wziąć na wakacje, ta będzie idealna (a jeśli zbyt szybko się skończy, zawsze można dokupić tom drugi – a że okładki śliczne, to i po wakacjach na półce postawić miło). Lekka, pełna humoru, ciepła i akcji opowieść – czegóż więcej potrzeba?
Bink jest młodym mężczyzną, bystrym, zaradnym i dobrze zbudowanym. Niestety, tam, gdzie mieszka zdarza mu się być traktowanym jak przysłowiowy wioskowy głupek. Dlaczego? Ponieważ Bink nie posiada czarodziejskiego talentu. Xanth to kraina, w której każdy ma jakiś magiczny dar, toteż trudno się dziwić, że Bink bywa obiektem złośliwych żartów. Na domiar złego grozi mu wygnanie, bo taki los został przewidziany dla wszystkich niemagicznych ludzi. Jako że nasz bohater nie ma zamiaru udać się do pozbawionego wszelkich czarów Przyziemia (okropność!), pozostaje mu tylko odszukać Dobrego Czarodzieja Humfreya i prosić go o pomoc. Wyprawa do zamku czarodzieja okazuje się trudna i pełna przygód – a to dopiero początek historii…
„Zaklęcie dla Cameleon” nie jest literaturą ambitną i nigdy do miana takowej nie aspirowało. Jest za to świetnym kawałkiem przygodowej prozy rozrywkowej, okraszonej humorem. Wydarzenia pędzą jedno za drugim, opisane lekkim piórem Anthony’ego, a czytelnik łatwo daje się porwać akcji. Co prawda tempo może niektórym wydać się zbyt duże, jednak uważam, że w prozie rozrywkowej (zwłaszcza jeśli ma być przygodowa) jest to cecha niezbędna. W końcu przy takiej książce czytelnik nie może się nudzić.
Bohaterowie stanowią jedną z mocniejszych stron powieści. Zaczynając od prawego i szlachetnego Binka, który na dobrą sprawę powinien być niesamowicie irytujący, ale jakoś nie jest, przez ekscentrycznego czarodzieja Humfreya, żądną władzy czarodziejkę Iris czy zmienną Cameleon, a na niejednoznacznym i do końca zagadkowym Złym Czarodzieju Trentcie kończąc, wszyscy są dopracowani. Wykazują co prawda pewną stereotypowość, ale trudno tego uniknąć w ponad trzydziestoletniej powieści. Wynagradzają to barwnością i faktem, że na pewno nie są sztucznymi, papierowymi tworami. Każdy czytelnik znajdzie tu kogoś, kogo będzie mógł polubić.
Przejdźmy może do humoru, który ma ścisły związek z tłumaczeniem. Mimo, że Piers Anthony jest pisarzem amerykańskim, humorowi zawartemu w jego książkach bliżej do brytyjskiego. Jednak jego najważniejszą cechą jest to, że oparto go na języku. Zabawne mają być gry słów, językowe żarciki czy nawiązania. Łatwo się domyślić, dlaczego książkę uważa się za tak trudną do przełożenia – siłą rzeczy nie wszystko da się przetłumaczyć tak, aby zachować powab oryginału. I tak część humoru się zagubiła (dla osoby nie znającej angielskiego może być nie do końca jasne, dlaczego świetliki miałyby wzniecać pożary). Mimo tego uważam, że Paweł Kruk wykonał kawał dobrej roboty, starając się z humoru uratować, co się da, zamiast rozjechać go walcem i poprzyczepiać plakietki z napisem „nieprzetłumaczalna gra słów”. I chociaż pewne rzeczy dałoby się zrobić inaczej, to opowieść nie traci płynności i czyta się ją bardzo przyjemnie.
Jednak „Zaklęcie dla Cameleon” to nie tylko śmichy-chichy. W przeciwieństwie do chociażby wczesnych książek Pratchetta (po prostu nie da się uniknąć tego porównania), pierwszy tom cyklu „Xanth” posiada nie tylko dość rozbudowaną fabułę, ale również przekazuje kilka ważnych, zwłaszcza dla nastoletnich czytelników rzeczy: że nie warto zmieniać się na siłę, bo to nasza indywidualność dodaje nam mocy, że lojalność zostaje wynagrodzona. Jednak książkę poleciłabym raczej tej młodzieży, która skończyła już 13 lat.
Jeśli zastanawiacie się, jaką książkę wziąć na wakacje, ta będzie idealna (a jeśli zbyt szybko się skończy, zawsze można dokupić tom drugi – a że okładki śliczne, to i po wakacjach na półce postawić miło). Lekka, pełna humoru, ciepła i akcji opowieść – czegóż więcej potrzeba?
Recenzja dla portalu Insimilion.
Tytuł: Zaklęcie dla Cameleon
Autor: Piers Anthony
Tłumacz: Paweł Kruk
Tytuł oryginalny: Xanth 1. A Spell for Chameleon
Cykl: Xanth
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok: 2012
Stron: 448
Autor: Piers Anthony
Tłumacz: Paweł Kruk
Tytuł oryginalny: Xanth 1. A Spell for Chameleon
Cykl: Xanth
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok: 2012
Stron: 448
Podbudowałaś mnie. Zamówiłam sobie obie części i zamierzam skonsumować w wakacje. Do końca się wahałam, czy nie wyrzucić z koszyka, ale w końcu przeważyła promocja. I tym bardziej nie żałuję, że to "postrach tłumacza". Aż jestem ciekawa...
OdpowiedzUsuńWiesz, ja tak dobrze angielskiego nie znam, żeby czytać w oryginale i porównać, ale można ocenić, czy coś zgrzyta, czy nie nawet bez znajomości. Myślę, że zakupu nie powinnaś żałować.:)
UsuńCzytałam i muszę przyznać, że naprawdę mi się podobało. Takie klasyczne, jeszcze nie zepsute fantasy. Jestem ciekawa czy Nasza Księgarnia wyda całą serię. ;)
OdpowiedzUsuń"Takie klasyczne, jeszcze nie zepsute fantasy." - idealnie powiedziane.:) Szkoda tylko, że teraz mało kto docenia tego typu utwory - publika woli krew i flaki.
UsuńNa książkę miałam oko już od dłuższego czasu, ale jakoś do końca nie mogłam się zdecydować czy ją czytać. Po Twojej recenzji widzę, że jednak warto dać jej szansę. Tym bardziej, iż jest to moja ulubiona tematyka :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Szansę zdecydowanie warto dać.:) A która konkretnie tematyka jest Twoją ulubioną?:)
Usuń