"Wysłannik przyszłości" lub "Listonosz" (The Postman)
David Brin
tłum. Michał Jakuszewski(?)
wyd. Amber(?)
Wyobraźcie sobie, że macie wczesne naście lat (jakoś początek gimnazjum) i niedawno zaczęliście interesować się fantastyką. Ponieważ skromne zasoby lokalnej biblioteki spustoszyliście już dawno, internet jest pieśnią odległej przyszłości (no w szkole mają, ale w domu jeszcze dłuuugo nie będzie), a o portalu z gryzoniem w nazwie nikomu się jeszcze nie śniło, prosicie rodzicielkę, żeby przy okazji odwiedziła bibliotekę w Mieście Dawniej Powiatowym i jakąś fantastykę wam przyniosła. Wiecie przy tym, że rodzicielka na fantastyce nie zna się ni w ząb, ale liczycie, że bibliotekarka coś jej doradzi. Cóż byście sobie pomyśleli, gdyby po powrocie rodzicielka wręczyła wam to, co widać na obrazku? Przyznam, że ja zwątpiłam w możliwości intelektualne bibliotekarki. Nie dość, że książka ma kretyński tytuł (oryginalny w sumie nie lepszy) jak z brazylijskiej telenoweli, to jeszcze na okładce widać zielonego amanta i jego nieco mniej zieloną prawdopodobnie oblubienicę (dopiero szukając obrazka do tej notki dowiedziałam się, że to w zasadzie okładka filmowa; nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co kierowało grafikiem zmieniającym oryginalne kolory plakatu na monochromatyczną zieleń...). Jak nic tanie romansidło albo równie tania powieść akcji. Niemniej, z braku ciekawszej lektury zaczęłam czytać. I wiecie co? Okazało się, że to kawał całkiem solidnego postapo. Wtedy mnie ta powieść zachwyciła, było to bodaj pierwsze postapo, jakie w życiu czytałam. I choć kilka motywów wydaje mi się dzisiaj naciąganych, myślę że nawet teraz przeczytałabym ją z przyjemnością.