Chyba przekroczyłam wszelkie granice spóźnialstwa, ale cóż, nic nie poradzę na to, że kwiecień był miesiącem dość szalonym. Teraz powoli zaczynam ogarniać, więc istnieje spore prawdopodobieństwo, że słowo o numerze majowym pojawi się jeszcze w maju. Tymczasem porozmawiajmy o numerze kwietniowym. Z której strony by go nie obrócić, wszędzie „Gra o Tron”. Ale może po kolei.
Jakub Winiarski w swoim comiesięcznym wstępniaku tym razem wspomina o oszołomskich interpretacjach popkultury w ogóle, a fantastyki w szczególności. Nie będę się wdawać w szczegóły, ale tym razem ma pan sto procent racji, panie redaktorze. Interpretacja pod ideologiczny klucz to zły pomysł. Dobrze, ze wniosek końcowy bardziej optymistyczny.
Jakub Ćwiek skarży się na swoich czytelników, a właściwie ich rodziców, którym się wydaje, że mają prawo obsztorcować autora za zamieszczanie treści nie dla nieletnich w swojej książce. Niedawno na to samo narzekał Kosik w swoim felietonowym kąciku, dlatego prześladuje mnie wizja matek które nagle i niespodziewanie dowiedziały się, że ich nastoletnie pociechy zrezygnowały z lektur klasyki dziecięcej na rzecz fantastyki z roznegliżowanymi (w znacznym stopniu) paniami na okładkach. I trudno mi się nie zgodzić z konkluzją Ćwieka – raczej lepiej przypilnować listy lektur dziecka, niż mieć do autora pretensje, że pisze, jak pisze. Zawsze znajdą się przecież jacyś autorzy zastępczy.
Następnie mamy temat z okładki, czyli długi artykuł o najnowszym sezonie „Gry o Tron” (plus krótki wywiad z Emilią Clarke, filmową Dany). Jako osobie, która zarzuciła oglądanie serii po pierwszym sezonie, spodobał mi się on głównie dlatego, że autor pokusił się o nieco szersze spojrzenie na fenomen tego serialu. Wyszło to całemu tekstowi na ogromny plus, choć wnioski nie są może rewolucyjne.
Pozostając w temacie filmowym, przejdźmy do tekstu Przemysława Pieniążka o reaktywacji serii „Martwe zło”. Artykuł obszerny i rzetelny, jednak ponieważ słaby ze mnie fan kinematografii, a horrorów zgoła żaden, obawiam się, że nie potrafię w pełni docenić. Może fani będą umieli.
Dalej mamy artykuł Wawrzyńca Podrzuckiego, dotyczący tym razem bzdur, jakie w fantastyce narosły wokół klonowania. Co prawda autor skupia się tu tylko na jednym aspekcie, ale to nawet lepiej – dobrze obalony mały mit jest lepszy, niż argumentowanie po łebkach szerszego tematu. A i będzie o czym kolejne teksty pisać.
Następnie możemy sobie poczytać o procedurze finansowania produkcji przez fanów (o zjawisku w tej części Internetu, w której bywam, zrobiło się głośno jakoś tak w kwietniu właśnie. Czyżby przez ten artykuł?). Potem mamy już tylko tekst o nowej jakości komiksów DC i jako osoba, która komiksami zasadniczo się nie interesuje, powiem tylko tyle, że Superman nie będzie już nosił majtek na rajtuzach. Natomiast fanom powinien się ten tekst spodobać.
Zostały jeszcze felietony. Michale Sullivan odchodzi nieco od pisania, aby przekazać młodym artystom, że powinni być wytrwali i nie zniechęcać się, bo to normalne, że dopiero fąfdziesiąty tekst, który spłodzą, będzie się nadawał do publicznego pokazu. Rafał Kosik porusza temat ciekawy, choć moim zdaniem zbyt rozległy na felietonik, a mianowicie specyficznie pojmowanego konformizmu poglądowego. Peter Watts zastanawia się, dlaczego jego prozę uważa się za pesymistyczną, skoro on tylko wyciąga logiczne wnioski z obecnej sytuacji. Zaś Łukasz Orbitowski poleca film „Beyond the Black Rainbow” – i jest to utwór, który mógłby mi się nawet spodobać, gdybym kiedyś nieopatrznie zechciała obejrzeć horror.
Przejdźmy do najważniejszej części czasopisma, czyli opowiadań. „Dziewczyna z kartofliska” Radosława Raka trochę nawiązuje do „Lilki” tegoż autora. Niestety, sprawiła też, że jasnym się dla mnie stało, iż z tym autorem się nie polubimy. Warsztatowo nie mogę mu nic zarzucić, ale cóż poradzę, że horror wiejski nuży mnie i irytuje. „Nie wszystko złoto, co się świeci” Jacka Wróbla to czysto rozrywkowe, proste fantasy, które bardzo przyjemnie mi się czytało – aczkolwiek główny bohater, spryciarz i oszust, nie wzbudził szczególnej sympatii, co trochę dziwi, bo mam słabość do takich postaci. Może po prostu był za stary.
Proza zagraniczna prezentuje wyższy poziom niż rodzima. „Po drugiej stronie” Willa MacInthosha to ciekawy eksperyment artystyczny, który da się z przyjemnością czytać (co wcale nie jest oczywiste, jeśli mowa o eksperymentach). Niemniej, mam wrażenie, że autor nie bardzo potrafił zdecydować, czy chce położyć nacisk na eksperyment naukowy, czy na ludzkie emocje. Mimo wszystko zgrabnie mu wyszedł ten konglomerat. Za to „W klatce” Klausa N. Fricka rozczarowało mnie swoją przewidywalnością. Serio, jeśli dostajemy na dzień dobry kosmiczne zoo oraz nagiego samca i samicę Homo sapiens, to czego właściwie można się spodziewać? Przy tym jednak tekst czytało się przyjemnie, choć pewnie część tej przyjemności generowała nadzieją, że autor jednak czymś mnie zaskoczy…
A teraz pozwólcie, że wezmę się za lekturę numeru majowego. Tym razem będę cwana i zacznę od opowiadań.
Jakub Winiarski w swoim comiesięcznym wstępniaku tym razem wspomina o oszołomskich interpretacjach popkultury w ogóle, a fantastyki w szczególności. Nie będę się wdawać w szczegóły, ale tym razem ma pan sto procent racji, panie redaktorze. Interpretacja pod ideologiczny klucz to zły pomysł. Dobrze, ze wniosek końcowy bardziej optymistyczny.
Jakub Ćwiek skarży się na swoich czytelników, a właściwie ich rodziców, którym się wydaje, że mają prawo obsztorcować autora za zamieszczanie treści nie dla nieletnich w swojej książce. Niedawno na to samo narzekał Kosik w swoim felietonowym kąciku, dlatego prześladuje mnie wizja matek które nagle i niespodziewanie dowiedziały się, że ich nastoletnie pociechy zrezygnowały z lektur klasyki dziecięcej na rzecz fantastyki z roznegliżowanymi (w znacznym stopniu) paniami na okładkach. I trudno mi się nie zgodzić z konkluzją Ćwieka – raczej lepiej przypilnować listy lektur dziecka, niż mieć do autora pretensje, że pisze, jak pisze. Zawsze znajdą się przecież jacyś autorzy zastępczy.
Następnie mamy temat z okładki, czyli długi artykuł o najnowszym sezonie „Gry o Tron” (plus krótki wywiad z Emilią Clarke, filmową Dany). Jako osobie, która zarzuciła oglądanie serii po pierwszym sezonie, spodobał mi się on głównie dlatego, że autor pokusił się o nieco szersze spojrzenie na fenomen tego serialu. Wyszło to całemu tekstowi na ogromny plus, choć wnioski nie są może rewolucyjne.
Pozostając w temacie filmowym, przejdźmy do tekstu Przemysława Pieniążka o reaktywacji serii „Martwe zło”. Artykuł obszerny i rzetelny, jednak ponieważ słaby ze mnie fan kinematografii, a horrorów zgoła żaden, obawiam się, że nie potrafię w pełni docenić. Może fani będą umieli.
Dalej mamy artykuł Wawrzyńca Podrzuckiego, dotyczący tym razem bzdur, jakie w fantastyce narosły wokół klonowania. Co prawda autor skupia się tu tylko na jednym aspekcie, ale to nawet lepiej – dobrze obalony mały mit jest lepszy, niż argumentowanie po łebkach szerszego tematu. A i będzie o czym kolejne teksty pisać.
Następnie możemy sobie poczytać o procedurze finansowania produkcji przez fanów (o zjawisku w tej części Internetu, w której bywam, zrobiło się głośno jakoś tak w kwietniu właśnie. Czyżby przez ten artykuł?). Potem mamy już tylko tekst o nowej jakości komiksów DC i jako osoba, która komiksami zasadniczo się nie interesuje, powiem tylko tyle, że Superman nie będzie już nosił majtek na rajtuzach. Natomiast fanom powinien się ten tekst spodobać.
Zostały jeszcze felietony. Michale Sullivan odchodzi nieco od pisania, aby przekazać młodym artystom, że powinni być wytrwali i nie zniechęcać się, bo to normalne, że dopiero fąfdziesiąty tekst, który spłodzą, będzie się nadawał do publicznego pokazu. Rafał Kosik porusza temat ciekawy, choć moim zdaniem zbyt rozległy na felietonik, a mianowicie specyficznie pojmowanego konformizmu poglądowego. Peter Watts zastanawia się, dlaczego jego prozę uważa się za pesymistyczną, skoro on tylko wyciąga logiczne wnioski z obecnej sytuacji. Zaś Łukasz Orbitowski poleca film „Beyond the Black Rainbow” – i jest to utwór, który mógłby mi się nawet spodobać, gdybym kiedyś nieopatrznie zechciała obejrzeć horror.
Przejdźmy do najważniejszej części czasopisma, czyli opowiadań. „Dziewczyna z kartofliska” Radosława Raka trochę nawiązuje do „Lilki” tegoż autora. Niestety, sprawiła też, że jasnym się dla mnie stało, iż z tym autorem się nie polubimy. Warsztatowo nie mogę mu nic zarzucić, ale cóż poradzę, że horror wiejski nuży mnie i irytuje. „Nie wszystko złoto, co się świeci” Jacka Wróbla to czysto rozrywkowe, proste fantasy, które bardzo przyjemnie mi się czytało – aczkolwiek główny bohater, spryciarz i oszust, nie wzbudził szczególnej sympatii, co trochę dziwi, bo mam słabość do takich postaci. Może po prostu był za stary.
Proza zagraniczna prezentuje wyższy poziom niż rodzima. „Po drugiej stronie” Willa MacInthosha to ciekawy eksperyment artystyczny, który da się z przyjemnością czytać (co wcale nie jest oczywiste, jeśli mowa o eksperymentach). Niemniej, mam wrażenie, że autor nie bardzo potrafił zdecydować, czy chce położyć nacisk na eksperyment naukowy, czy na ludzkie emocje. Mimo wszystko zgrabnie mu wyszedł ten konglomerat. Za to „W klatce” Klausa N. Fricka rozczarowało mnie swoją przewidywalnością. Serio, jeśli dostajemy na dzień dobry kosmiczne zoo oraz nagiego samca i samicę Homo sapiens, to czego właściwie można się spodziewać? Przy tym jednak tekst czytało się przyjemnie, choć pewnie część tej przyjemności generowała nadzieją, że autor jednak czymś mnie zaskoczy…
A teraz pozwólcie, że wezmę się za lekturę numeru majowego. Tym razem będę cwana i zacznę od opowiadań.
Gapo ty jedna, jak ty napisałaś "choć wnioski nie są morze rewolucyjne" to mnie aż wstrząsnęło. Nieuwaga, co nie? ;)
OdpowiedzUsuńChyba sobie podskubnę ten numer NFa razem z innymi. Zwłaszcza ten artykuł o zapowiada się ciekawie.
o klonowaniu* ofc
UsuńBo autokorekta Worda jest gUpia i ma wszy.=.='
UsuńW ogóle artykuły Podrzuckiego są ciekawe, choć mnie większość z nich niczym nie zaskakuje z oczywistych powodów.:) Ale dla laika jak najbardziej polecam.
Twórczości Kosika jeszcze nie poznałem, choć mam kilka jego knig. A z poglądami zaprezentowanymi przez Kosika w artykule zgadzam się w pełnej rozciągłości. Wręcz mógłbym podpisać się pod treścią obiema rękami.
OdpowiedzUsuńNo, czasami Kosikowi uda się coś takiego napisać, że nawet ja się z nim zgadzam.;)
UsuńJak jest Ćwiek, to ja chętnie przeczytam! :)
OdpowiedzUsuńOn prawie zawsze jest, ma przecież własną rubrykę.;)
UsuńHej, gdzie nabywasz Nową Fantastykę ? Ja szukam jej wszędzie i nigdzie nie mogę znaleźć.
UsuńTego numeru już raczej nie dostaniesz, bo jest z zeszłego miesiąca.;) Ale ogólnie to NF można dostać w każdym empiku i co większym salonie prasowym. A jeśli mieszkasz w małej miejscowości, to musisz się umówić ze sklepikarzem, żeby Ci sprowadzał (ale wtedy nie ma, że boli, trzeba kupić i już). Ewentualnie zostaje prenumerata.
UsuńStraciłem ostatnio serce do NF jakoś tak bez ikry się zrobiło no i wszędzie ten Ćwiek /niczym kiedyś Lenin/ ;)
OdpowiedzUsuńAle recenzja ciekawa choć pewnie w najbliższym czasie do NF nie wrócę
Mnie tam Ćwiek nie przeszkadza, czasem nawet bardzo ciekawy tekst mu wyjdzie.;)
UsuńJa mam marketingowy przesyt tego człowieka poza tym nie mogę mu wybaczyć rozmienienia cyklu "Kłamca" na drobne pozycjami typu "Chłopcy" czy "Dreszcz".
UsuńHm, ale obie pozycje powstały już po zakończeniu cyklu o Kłamcy. Choć moim zdaniem już tomy 3. i 4. pokazywały spadek formy autora.
Usuń