Kiedy przeczytałam, o czym też może być powieść „Jej wszystkie życia” Kate Atkinson, pierwszym skojarzeniem był trwający nie jeden dzień, ale całe lata „Dzień Świstaka”. Drugim była gra komputerowa – jakakolwiek, w której po nieudanym przejściu poziomu można wrócić do ostatniego save’a i zacząć od nowa. Myślę, że bohater takiej gry mógłby się czuć jak Ursula, której historie przedstawia nam pani Atkinson.
Dziesiątego lutego 1910 roku rodzi się dziewczynka i niestety umiera. Ale rodzi się drugi raz i już przeżywa. Narodzi się jeszcze wiele razy, bo życie codzienne jest pełne niebezpieczeństw: morskie fale, epidemia grypy, otwarte okna. Którą historię uda się doprowadzić do końca? I czy możliwe jest uniknięcie błędów?
Taka przywodząca na myśl grę konstrukcja bardzo mi się podoba, choć nastręcza pewne trudności – trzeba czytać uważnie i baczyć na nagłówki, żebyśmy nie byli zdziwieni, kiedy znowu cofniemy się do któregoś z poprzednich kluczowych momentów w życiu Ursuli Todd. Poza tymi niedogodnościami, styl Atkinson jest bardzo przystępny: prosty, ale nie prostacki, rzeczowy i konkretny, ale nie suchy. W zasadzie zawiera wszystko, co zawsze kojarzyło mi się z dobrym, współczesnym, brytyjskim pisarstwem. Poza tym autorka może się popisać nielichą elokwencją, a łowcy cytatów powinni być zadowoleni. A wszystko to jest niezwykle naturalnie skomponowane.
Jednak nie styl, będący ewidentną zaletą, jest najmocniejszym punktem powieści. Są nią fabuła i bohaterowie. Sama fabuła nie jest może szczególnie porywająca, choć momentami trup ściele się gęsto (bohaterka w końcu przeżyła dwie wojny). Z pewnością spodobałaby się jednak wielbicielom powieści obyczajowych. Dla mnie najciekawsze były nawet nie próby odtworzenia czasów przedwojennych, ale pokazanie, że drobne decyzje mogą zaważyć na całym życiu. I często nie są to nawet decyzje samych zainteresowanych, tylko splot zachowań ludzi z ich otoczenia. Truizm, ale jakże porywająco opisany. Atkinson zdecydowanie pokazała, ze każdemu banałowi można nadać niebanalną formę i znaczenie.
Pomówmy jeszcze chwilę o bohaterach. Ursula przyszła na świat w typowej angielskiej rodzinie z klasy średniej pierwszej dekady dwudziestego wieku. Ojciec – bankier, matka – gospodyni domowa (oczywiście tylko w takim stopniu, w jakim gospodynią mogła być panienka z dobrego domu, bo państwo Todd posiadali gosposię i pokojówkę) i czwórka rodzeństwa, w tym dwoje starszego. Autorce każdego udało się obdarzyć własnym charakterem, a dodatkowo naznaczyć tenże charakter stosunkiem Ursuli (z której perspektywy przez większość czasu) poznajemy świat powieści i wydarzenia) do danego członka rodziny. W miarę, jak dziewczyna dorasta i opuszcza dom, poznajemy też innych jej znajomych współlokatorów i kochanków.
W życiu Ursuli szczególną rolę zdają się odgrywać dwie osoby – młodszy brat i ciotka. Z ciotką Izzie problem jest o tyle ciekawy, ze jest ona osobą ledwie tolerowana w domu Toddów, synonimem chaosu i braku odpowiedzialności, doprowadzającą do szału panią domu. Rzeczywiście, Izzie taka jest, w przeciwieństwie do poukładanej i pruderyjnej pani Todd, przywiązanej do moralnych standardów obowiązujących za czasów jej młodości. Jednak kiedy Ursula wpada w poważne tarapaty, to właśnie ciotka okazuje się osobą, która udzieli jej pomocy. Młodszy brat, Teddy, jest dla odmiany maskotką całej rodziny, przez wszystkich uwielbianą i rozpieszczaną, a mimo to zachowującą miły charakter. Te dwie postacie równoważą się w życiu Ursuli.
„Jej wszystkie życia” to jedna z tych książek, które należy przeczytać samemu. A Kate Atkinson jest jedną z tych pisarek, które nie zapomniały, że powieść powinna przede wszystkim opowiadać jakąś ciekawą historię. Ta opowiada wiele. Wybierzcie sobie ulubioną.
Książke otrzymałam od wydawnictwa Czarna Owca.
Autor: Kate Atkinson
Tytuł oryginalny: Life after Life
Tłumacz: Aleksandra Wolnicka
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok: 2014
Stron: 564
Książka bierze udział w wyzwaniu Klucznik.
Powiem Ci, że czytałam już wiele recenzji tej książki, ale dopiero Twoja sprawiła, że naprawdę chcę ją przeczytać. Wcześniej byłam nastawiona raczej obojętnie, teraz poznałabym ją z przyjemnością!
OdpowiedzUsuńNabrałam ochoty na tę książkę. Tak więc moja droga rezerwuj ją dla mnie w kolejce do pożyczenia :D
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy.;)
UsuńCzeeee :) A wiesz, że na moim blogu mam do Ciebie pytanie? I to nie jedno :D
OdpowiedzUsuńhttp://czytac-nie-czytac.blogspot.com/2014/04/11-odpowiedzi-na-niestandardowe-pytania.html
Oo, książka chodzi za mną od pewnego czasu. Chętnie przeczytam jak tylko będę miała okazję :)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się tej książki u Ciebie:-) Mam ją na oku od jakiegoś czasu, nawet przez chwilę miałam wypożyczony egzemplarz po niemiecku, ale jakoś nie miałam fazy na nią, a trzeba było zwrócić do biblioteki. Teraz się ukazała po polsku, więc pewnie kupię sobie wersję na czytnik, jak znajdę jakąś fajną promocję. Bo że przeczytam, to się rozumie samo przez się:-)
OdpowiedzUsuńTeż się nie spodziewałam.;) Wahałam się, czy mi się spodoba i czy w ogóle jest sens się z nią mierzyć, ale ostatecznie przeważył fakt, ze tego typu wtrącenia motywów fantastycznych do rzeczywistości zwykle mi się podobają. No i się nie zawiodłam, warto było.:) I polecam polski przekład, bardzo płynny, bardzo ładny i bardzo staranny.
UsuńUwaga o przekładzie dodatkowo mnie motywuje :-)
Usuń