„Ciemnorodni” to książka, która zainteresowała mnie właściwie od początku. Pomysł na świat przedstawiony mnie urzekł, ale autorki nie znałam, a oceny miała raczej przeciętne. Niemniej, postanowiłam sprawdzić. I choć w książkę trudno było mi się wgryźć, to pozytywnie mnie zaskoczyła.
Pewnej nocy do drzwi doktora Balthasara puka kobieta, z którą w dzieciństwie się przyjaźnił. Jest w zaawansowanej ciąży, co wypada dość niezręcznie, jako że jej narzeczony od więcej niż dziewięciu miesięcy nie pojawiał się w mieście. Przyszła, żeby Bal pomógł jej urodzić i pozbyć się kłopotu. Okazuje się jednak, że bliźnięta mają jeszcze bardziej podejrzany rodowód niż możnaby się spodziewać, a do tego jeszcze kilka nietypowych cech. Doktor nie spodziewa się, że ta przysługa ściągnie na niego i jego rodzinę katastrofę.
Sporo jest w tej książce fajnych rzeczy, ale najbardziej przypadł mi do gustu pomysł na świat przedstawiony. Takiego świata, podzielonego nieprzekraczalną granicą zmierzchu i świtu między dwie rasy jeszcze nie spotkałam. Bo widzicie, kiedyś była tylko jedna ludzka rasa, ale w wyniku klątwy rozdarto ją na pół. Ciemnorodni są ślepi, za to potrafią posługiwać się echolokacją. Wzrok nie jest im do niczego potrzebny, bo każde światło (poza ogniem) ich zabija. Światłorodni odwrotnie – pozbawieni odpowiednio silnego światła zaczynają żywcem i bardzo szybko gnić. Co ciekawe, przy odrobinie wysiłku obie grupy potrafią owocnie koegzystować na tej samej przestrzeni. W pierwszym tomie trylogii poznajemy perspektywę Ciemnorodnych.
Autorka w pełni wykorzystała potencjał swojego pomysłu, dbając przy tym o szczegóły. Rzeczywistość Ciemnorodnych jest ciasna – nie mogą dostrzec niczego, co jest oddalone bardziej niż o kilkadziesiąt metrów, a i to nie jest granica osiągalna dla wszystkich. Niebo czy horyzont to dla nich pojęcia zupełnie abstrakcyjne, nie znają też kolorów (przez całą powieść autorka ani razu nie użyła nazwy koloru. Jestem pod wrażeniem). Musieli więc wykształcić, przynajmniej częściowo, zupełnie inne rytuały niż istoty nawykłe do korzystania ze wzroku – i sporo takich opisów autorka nam serwuje. Śledzenie kultury Ciemnorodnych (bo i ona różni się znacznie od kultury i zwyczajów Światłorodnych; przypomina za to wiktoriańską) było fascynującym doświadczeniem.
Bohaterów też mamy nietypowych. Co prawda standardowy (acz sympatyczny i dający się lubić) szpieg-awanturnik o szlacheckim rodowodzie akurat nie jest niczym nowym, ale pan doktor z rodziną to już inna para kaloszy. Widzicie, autorzy często ułatwiają sobie życie, tworząc bohaterów pozbawionych zobowiązań – bo i o wątek romantyczny wtedy łatwiej, i nie trzeba się martwić, z kim dzieci zostawić. Bal i Telmaine Herne zaś mają dwójkę małych dzieci i są dobrze (choć może nie tak dobrze, jak życzyłaby sobie rodzina Telmaine) sytuowanym, szczęśliwym małżeństwem. Ciekawe, że w tym duecie postacią znacznie silniejszą jest Telmaine. Jednocześnie jest ona też skrępowana gorsetem obyczajowym, który nie pozwala ciemnorodnym kobietom okazywać siły charakteru. A panią Herne bardzo dobrze wychowano. Toteż możemy sobie poobserwować, jak stacza wewnętrzne boje, kiedy jej wrodzona chęć działania walczy z latami wpajania zasad. Jest jedną z najlepiej skonstruowanych postaci kobiecych, o jakiej miałam przyjemność w tym roku czytać. Dla odmiany Bal to człowiek spokojny, typ solidnego naukowca, dla którego gwałtowne działanie nie jest czymś naturalnym, choć w kryzysowych sytuacjach bez wahania robi, co trzeba. Doskonale pasuje do swojej żony.
Postacie dalszoplanowe też są ciekawie zarysowane, ale… właśnie tylko zarysowane. Co jest ich główna wadą, bo czasem bardzo przydałoby się więcej informacji. Ale nie narzekam, może w kolejnych tomach dostaniemy ciekawsze historie (właściwie wspomniany wyżej baron awanturnik też mógłby się dorobić szerszego życiorysu. Nie wątpię, że autorka go przygotowała, bo czasem coś tam czytelnikowi rzuci, ale mogłaby się dzielić hojniej).
Największym problemem powieści jest niewyważona fabuła. Widać, że autorka miała na nią pomysł, i to całkiem fajny, ale większość rozwiązań zagadek pozostawiła najwyraźniej na kolejne tomy. To sprawia, że po lekturze czytelnik ma wrażenie, jakby ktoś powieść urwał w losowym miejscu – wątek główny dla tomu, ale epizodyczny z punktu widzenia trylogii (a przynajmniej na taki teraz wyglądający) został co prawda zamknięty, ale naprawdę interesujące rzeczy dopiero zaczną się dziać. Trochę to rozczarowujące. Dodatkowo na początku zdarzają się jeszcze dłużyzny, co może zniechęcić do dalszej lektury.
Mimo tego, czuję się pozytywnie zaskoczona. Sceptycznie spodziewałam się powieści na trzy mniej, dostałam solidne trzy z plusem, a może nawet cztery. Oczywiście mogło być lepiej i po cichu liczę na to, że w kolejnych tomach będzie. Obym się nie pomyliła.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Bellona.
Tytuł: Ciemnorodni
Autor: Alison Sinclair
Tytuł oryginalny: Darkborn
Tłumacz: Katarzyna Ciarcińska
Cykl: Zrodzeni z mroku
Wydawnictwo: Bellona
Rok: 2014
Stron: 368
Absolutnie się nie spodziewałam, że to jest coś dobrego, wydawało mi się (ach, to ocenianie okładką...) przerysowane i kliszowate. A jak widać, to aż tak źle nie jest i myślę, że z ciekawości sięgnę. Może niekoniecznie kupię, ale sięgnę.
OdpowiedzUsuńA mnie się akurat okładka podoba - jakoś tak pasuje do całości. Choć fakt, ze biorąc pod uwagę trendy, może się kojarzyć z romansem.
Usuń