Książki o pracy weterynarzy należą do moich ulubionych. Niestety, niewiele się ich w Polsce wydaje, bo poza cyklem Jamesa Herriota (który niezbyt przypadł mi do gustu) wyszły bodajże cztery. Nic więc dziwnego, że kiedy wydawnictwo Feeria zapowiedziało „Dramat zwierząt domowych” Achima Grubera, wzbudziło to we mnie wręcz niezdrowy entuzjazm. Z nadziejami, po ostatnim rozczarowaniu, byłam nieco ostrożniejsza.
Książka Grubera to nie do końca jest opowieść o pracy weterynarza (właściwie jest nią tylko w niewielkim stopniu). Przede wszystkim autor co prawda sam jest weterynarzem, ale patologiem, więc rzadko spotyka się w pracy z żywymi zwierzętami (bo nawet jeśli jego pacjenci akurat nie kopnęli w kalendarz, to dostaje najwyżej wycinki ich tkanek). Co ma swoje zalety, bo o ile o pracy standardowych wetów w przychodniach można obejrzeć multum seriali, jeśli poczytać się nie da, to o pracy takich wysoko wyspecjalizowanych lekarzy weterynarii trudno cokolwiek gdzieś znaleźć (zresztą, jak pisze sam Gruber, większość z nich zostaje na uczelniach i nie prowadzi praktyki). Niemniej, choć autor o swoich przypadkach pisze, zawsze są one tylko pretekstem o omówienia jakiegoś szerszego zagadnienia. Przyznam, że to mój ulubiony zabieg w przypadku książki popularnonaukowej.
I z jednej strony bardzo mi się podobało, a z drugiej jestem odrobinę rozczarowana. Bo autor co prawda wszystko opisywał zajmująco i ze znajomością rzeczy, a z drugiej wybór tematyki w większości był bardzo zachowawczy i oczywisty. Najciekawiej wypadły chyba zagadnienia prawne, bo jako profesor znanej uczelni jest często proszony o wykonanie ekspertyzy sądowej (osobiście najbardziej mnie urzekł – jeśli można tak powiedzieć – przypadek kociej interchampionki, która zeszła była nieszczęśliwie w czasie zaaranżowanej randki). Choć muszę przyznać, że pomimo bardzo wyważonego doboru przykładów (wybranych jak sądzę raczej ze względu na ciekawe zagadnienie niż chęć epatowania wstrząsającymi przypadkami) i tak ilość ludzkiego okrucieństwa, bezmyślności i zwyczajnej głupoty była niepokojąca.
Kolejne rozdziały są poświęcone zoonozom oraz problemom, które można wspólnie zamknąć w słowie „przerasowienie”. Muszę przyznać, że oba tematy autor opracował bardzo solidnie, poruszając nie tylko zagadnienia znane wszystkim (jak choćby wścieklizna), ale też niszowe ciekawostki (np. jak się odkrywa nowy patogen). Oczywiście mnóstwo miejsca w rozdziałach poświęconych hodowli zwierząt rasowych poświęca psom brachycefalicznym (czyli krótkopyskim, jak mopsy czy buldożki) i choć interesowałam się tym tematem wcześniej, to i tak jestem pod wrażeniem, jak bardzo kompleksowo Gruber go opisał. Przy czym doceniam jego wyważone sądy, bo nie pozuje na fanatyka, który każdą próbę hodowli psów z krótszym pyskiem wypalałby żelazem: oczywiście zaznacza, że to, co zrobiono współczesnym mopsom to zło, ale z nadzieją patrzy na próby przywrócenia tych ras do pierwotnego kształtu. Jest też ciekawy rozdział o owczarkach niemieckich oraz o umaszczeniu merle.
I świetnie mi się to czytało, ale liczyłam na mniej oczywisty dobór tematów. Na przykład na coś o zagrożeniach związanych z utrzymywaniem egzotycznych zwierząt nieudomowionych w mieszkaniach jako pupili. Albo szerszy temat o gryzoniach czy egzotycznych gadach. Ale rozumiem też, że autor pisząc swoją książkę mógł jako jej target wyobrażać sobie ludzi mniej wkręconych w temat.
Warto też wspomnieć o pracy tłumaczki, Urszuli Szymanderskiej. Co prawda nie jestem w stanie ocenić jakości tłumaczenia, bo ani nie znam niemieckiego, ani książki w oryginale na oczy nie widziałam, ale czytało się płynnie. Bardziej warte zaznaczenia jest to, że „Dramat zwierząt domowych” zawiera mnóstwo przypisów od tłumacza, zwłaszcza w pierwszej części, gdzie sporo się mówi o prawie. Pani Szymanderska zaś podjęła wysiłek sprawdzenia, jak wyglądają kwestie prawne poruszane przez Grubera w Polsce (on, z przyczyn oczywistych, odnosił się do prawa niemieckiego), co znacznie poprawia odbiór książki (podobne wyjaśniające przypisy pojawiają się również później, jednak potrzeba ich już mniej). Warto docenić tłumaczkę.
Czy polecam? Oczywiście, uważam, że jest to książka, w którą powinien się zaopatrzyć każdy miłośnik zwierząt, niezależnie od tego, czy jakieś ma. Gruber pisze przystępnie i zajmująco, całkiem zgrabnie dobiera słowa i nie stara się czytelnika szokować. Z pewnością każdy w tej książce znajdzie jakieś informacje, których wcześniej nie znał. Świetny debiut. Mam nadzieję, że pan profesor na nim nie poprzestanie.
Tytuł: Dramat zwierząt domowych
Autor: Achim Gruber
Tytuł oryginalny: Das Kuscheltierdrama: Ein Tierpathologe über das stille Leiden der Haustiere
Tłumacz: Urszula Szymanderska
Wydawnictwo: Feeria
Rok: 2020
Stron: 368
Autor: Achim Gruber
Tytuł oryginalny: Das Kuscheltierdrama: Ein Tierpathologe über das stille Leiden der Haustiere
Tłumacz: Urszula Szymanderska
Wydawnictwo: Feeria
Rok: 2020
Stron: 368
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.