czwartek, 16 lutego 2012

Subiektywne prasowanie #2 - "Nowa Fantastyka" 02/2012

Lutowy numer Nowej Fantastyki przyjęłam z nieco mniejszym zaciekawieniem, niż styczniowy (wszak był już drugim numerem, a tym samym straciło znamię czegoś nowego w moim czytelniczym życiu). To znaczy miałam je przyjąć z mniejszym zaciekawieniem, kiedy to w oczy rzucił mi się tytuł jednego z tekstów, mianowicie „Smoki niebanalnie”. Jako typowej maniaczce wielkich gadzin, w oczach pojawiły mi się niepokojące iskierki. Ale zanim przejdziemy do dłuższej wypowiedzi na temat najbardziej interesującego mnie artykułu, sprawdźmy, co tam jeszcze w Nowej Fantastyce.

Na początek, tak dla rozkręcenia czytelnika, mamy króciutki tekścik Jerzego Rzymowskiego o tytule, nomen omen, „Wyrób tytułopodobny. Sama na początkowe teksty, które wyglądają zupełnie jak nudnawe „Od redakcji” (czyli zajmują kawałek bocznej kolumny na jednej z pierwszych stron) zazwyczaj nie zwracam uwagi. Nie wiem, jak Wy, więc na wszelki wypadek pragnę powiadomić, że artykulik jest bardzo interesujący i warty przeczytania, nawet, jeśli nie zgadzam się z autorem. Następnie mamy kolejny z uroczych felietonów Jakuba Ćwieka. Tym razem autor rozważa kwestię wszechobecnych porównań, tych rodem z czwartej strony okładki („Polski Neil Gaiman!”, „Nowy Tolkien!”, „Godny następca Kinga!”). Pan Ćwiek dochodzi do kilku ciekawych wniosków, dlatego tekst uważam za interesujący.

Czas na temat numeru. Tym razem jest to „Ekran pełen baśni” – tytuł mówi sam za siebie. Artykuł dość rozbudowany, rzeczowy i ogólnie gratka dla fanów kinematografii. Jako że się do takich nie zaliczam, pozostał dla mnie na poziomie zbioru ciekawostek. Czekam na podobny o książkach. A jeśli już przy filmowych zbiorach ciekawostek jesteśmy, warto rzucić okiem na tekst o wytwórni Asylum. Ku przestrodze. Poza tym jest jeszcze artykuł o wykorzystaniu kanonicznych motywów fantastycznych na scenach teatrów – ciekawy, ale obawiam się, że zainteresuje głównie sympatyków tej formy sztuki, bądź co bądź uważanej wciąż za bardziej wysoką, niż popularną. Skoro o sztuce wysokiej mowa – mamy prawdziwą gratkę: rzecz o tym, dlaczego (i którzy) pisarze głównonurtowi czerpią garściami z fantastyki, jednocześnie hałaśliwie się od niej odżegnując. W niektórych przypadkach zakrawa to wręcz na hipokryzję autora (bo taka „Droga” McCarthy’ego to przecież czysta postapokalipsa, ale za to stwierdzenie dostałabym od oburzonego autora w ucho…), moim zdaniem godną pożałowania.

Poza tym znajdziemy jeszcze felieton Rafała Kosika, który wydał mi się czystym laniem wody bez żadnego celu (a i temat mnie nie porwał), świetny tekst Petera Wattsa o socjopatach i psychopatach w literaturze i nie tylko, oraz jak zwykle mnóstwo recenzji i konkursów.

My little tatzelwurm by Moreni
Zastanawialiście się, gdzie ten artykuł o smokach? Cóż, jako prawdziwa (psycho?)fanka tych stworzeń, postanowiłam mu poświęcić cały długaśny akapit. Już sam tytuł – „Smoki niebanalnie” – jest nieco mylący. Spodziewałam się bowiem wywodów na temat niebanalnych przedstawień tych gadów w fantastyce, a dostałam przegląd smoków germańskich. Nie, żebym czuła się zawiedziona, ale czujcie się uprzedzeni. Niejako przy okazji, autor ubolewa nad tym, że smoki w fantasy to w zasadzie klony Smauga, a z obfitych źródeł mitologicznych nikomu się nie chce korzystać. I tu się z nim nie zgadzam. Z kilku powodów. Po pierwsze, fantasy jest takim gatunkiem, w którym masowo występuje chłam. A w chłamie, wiadomo – zabijanie smoków. A jak smok występuje dwa razy, w tym raz w scenie własnej śmierci, to po co się wysilać na coś oryginalnego? Napiszemy: skrzydła, cztery nogi, gadzi kadłub i już każdy wie, że o smoka chodzi (bo, prawda, jak ma ino dwie nogi, to nie smok, tylko wiwern; jak wodny i bez nóg, to nie smok, ino wąż morski; jak nóg ma plus-minus cztery, ale za to skrzydeł żadnych i ciało podługowate, to przecie lung, czasem jeno chińskim smokiem zwany, itd.). Z drugiej strony, tam, gdzie smok ma służyć niejako odwróceniu własnej legendy czy innym eksperymentom charakterologicznym, tam wygląd jest nieważny (ergo, często autor woli odwołać się do smaugowego wzorca, aby innowacjami nie rozpraszać czytelnika). Jednak to w książkach tego drugiego typu znajdziemy smoki różnorodne i to dużo więcej, niż trzy już wymienione przez autora. Bo mamy i Boskie Bestie Kossakowskiej (co to gadokształtne i pierzastoskrzydłe, ale oczu mają setki – na rzeczonych skrzydłach właśnie), i puchatego Pożeracza Chmur Białołęckiej, i węże morskie oraz bunyipy Novik (chociaż tu akurat częściej występuje model smaugowy), i wiele innych – z odrzutowymi smokami Świata Dysku włącznie. Wreszcie wydaje mi się, że autor jako alternatywę podał przykłady zbyt ostateczne, bo gadów wielkich jak cały świat. Przecież gdyby takiego zabić, to z miejsca nam się robi powieść o końcu świata – a to generalnie zbyt ostateczne rozwiązanie… No, z wyjątkiem tatzelwurma. To takie wdzięczne stworzonko, co to przy odrobinie wyobraźni może równie dobrze być bestią pożerającą górników, jak i domowym pieszczochem, bardziej uroczym niż dowolnie wybrany bohater serii „My Little Pony”. Niech ktoś w końcu napisze o tatzelwurmie…

Rozgadałam się, a to przecież jeszcze opowiadania domagają się uwagi. Jeśli ktokolwiek był na tyle wytrwały, żeby doczytać aż dotąd, dowie się ode mnie, że opowiadania są bardziej eklektycznie dobrane, niż w poprzednim numerze, a wszystkie trzy polskie teksty pochodzą od „odkryć” (nie, cudzysłów tym razem nie świadczy o ironii) ze strony www.fantastyka.pl. „Konfrontacja Elaine Housemann” jest opowiadaniem całkiem dobrym. Finał co prawda nie zaskakuje zbytnio, ale historia ma potencjał. Obawiam się, że Istvan Vizary nie potrafił go do końca wykorzystać – podał czytelnikowi zbyt mało informacji o tle wydarzeń i motywacjach bohaterów, przez co opowieść straciła na głębi i sile wyrazu – mimo tego kibicuję mu i mam nadzieję, że się rozwinie. „Eustachy Soplica i półdemon” to coś, co spodoba się głównie zagorzałym fanom Wędrowycza. Karol Mitka napisał przednią pointę i kilka naprawdę zabawnych sytuacji, ale wszystko to utonęło pod lawiną taniego porno, rzucania mięchem (dosłownie i w przenośni) i wszechogarniającego turpizmu. Najlepszym spośród polskich tekstów, moim skromnym zdaniem, jest „Zapisane w snach” Jarosława Sopińskiego. Niby wszystkie składowe już gdzieś były, ale autorowi udało się z nich zbudować atrakcyjną całość. Pomysł jest na tyle elastyczny, że można by go było zamienić w powieść – może wtedy nie odniosłabym wrażenia, że opowieść jest nieco bezkrwista. Ale to nieszczególnie przeszkadza. „Dzień Niepodległości” Sarah Lagan to wizja Ameryki po (w trakcie?) trzeciej wojny światowej. Niby zawiera wszystko, co lubię, ale jakoś nie porywa. Za to Peter Watts ze swoim „Ambasadorem” porywa jak najbardziej – mogłam się przekonać, że osobliwy, nadziewany naukowymi sformułowaniami styl pisarza w żadnym wypadku nie jest zbyt ciężki. S. L. Farrell za „Bogów co drugiej środowej nocy” otrzymuje ode mnie laurkę. Dlatego, że w niekonwencjonalny sposób poruszył temat RPG, który, uważam, jest przez autorów niedopieszczany i ignorowany zupełnie niesłusznie. A także za złośliwość i ironiczność względem czytelnika.

Wyszedł mi taki elaborat, że hej. Ciekawe, czy ktokolwiek dotrwa do końca. Tak to niestety bywa, kiedy do gazety wrzuca się temat nakręcający recenzenta i opowiadania, o których nie można się nie wypowiedzieć (w taki czy inny sposób). Ciekawe, czy w kolejnym numerze też znajdzie się coś, o czym warto napisać elaborat.

16 komentarzy:

  1. Twój elaborat sprawił że troszkę, ale tylko troszkę przekonałam się do NF. Bo jakoś nie jestem fanką gazet - choć to pewnie dlatego, że nie mogę ich w swojej bibliotece dorwać...

    Ps. Gdzie można spotkać tatzelwurma? Tzn, w jakiej książce?

    OdpowiedzUsuń
  2. Silaqui - no właśnie w żadnej (przynajmniej mi znanej).:( Jak dotąd tylko Sapkowski przy okazji opisywania przeróżnych fantastycznych stworów w "Rękopisie znalezionym w smoczej jaskini" o nim wspominał i od tamtej pory jestem w tym stworku zakochana.^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Mamy chyba w bibliotece wojewódzkiej ;) Kiedyś widziałam poprzednie wydanie, więc może i to :) Poszukam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uroczy felieton Jakuba Ćwieka. Madziu, teraz mnie zabiłaś. Nie wiem, czy cokolwiek produkcji tego pana może być urocze. No cóż. Ten człowiek skutecznie mnie od NF odstrasza :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Cassin - polecam:)

    Serenity - może.;) Chociaż akurat felieton z poprzedniego numeru był bardziej uroczy. A odstrasza niepotrzebnie, bo całkiem sensownie pisze (i zabawnie czasem, chociaż bywa, że mało odkrywczo).

    OdpowiedzUsuń
  6. Spieszę donieść, że ja dotrwałam do końca :)
    I po lekturze Twojego elaboratu przeczytam nawet "Wyrób tytułopodobny", potraktowany przeze mnie jak tekst "od redakcji" właśnie, a co za tym idzie - zignorowany :)
    Dziękuję za fragment o smokach - bardzo edukacyjny :) A obrazek, tradycyjnie już, uroczy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Może się ktoś w końcu skusi i opisze tego nietuzinkowego smoka :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zawsze w takich gazetach najbardziej interesują mnie felietony i artykuły, a te tutaj wydają się być naprawdę ciekawe. Muszę sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Moreni - no nie wiem, jakoś mnie nie przekonujesz. Powiem to tak - po rozmowie z Jakubem miałam wrażenie, że jego książki pisane są przez zupełnie inną osobę - wypowiada się tak nieskładnie, że mam problemy ze zrozumienie, co do mnie mówi. Istnieje teoria, że Kubusia zawsze poprawia dwóch korektorów :D

    A tatzelwurm przecudowny :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Słodki ten smoczek! Pierwszy raz o nim słyszę.

    OdpowiedzUsuń
  11. O smokach wypowiadać się nie będę, wszak to Ty jesteś ich (psycho)znawczynią. ;) Natomiast Wattsa teksty uwielbiam i gdyby tylko nie wrodzony problem odkładania rzeczy na później, dawno miałabym numer w domu.

    OdpowiedzUsuń
  12. viv - dziękuję.:) O smokach to od dłuższego czasu noszę się z zamiarem napisania notkoeseju, ale chyba jeszcze długo się ponoszę...

    Silaqui - liczę na to:)

    Immora - to zupełnie tak, jak mnie. Opowiadania wolę jednak w formie książkowej.:)

    Serenity - może to jest ten typ człowieka, któremu tylko pisanie składnie wychodzi?;) (Chociaż warsztaty pisarskie podobno prowadzi świetne). W każdym razie kiedyś nawiedzę Cię z którymś numerem i organoleptycznie się przekonasz.:) Dzięki.:)

    Zorija - Dziękuję:) W literaturze, niestety, jest raczej nieobecny...:(

    Viginti Tress - a dzisiaj dowiedziałam się, że w którymś z następnych numerów ma być jego najnowsze opowiadanie.:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetna sprawa :) Dawno nie zaglądałem do tej gazetki, a po tej recenzji aż się chce.

    OdpowiedzUsuń
  14. Moreni - nie ma co ciągnąć NFu do mnie, bo mogę go równie dobrze w bibliotece przeczytać :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Cudny rysunek! Trochę Ci zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...