Kiedy w tytule powieści fantasy widzę słowo „archipelag”, od razu pojawia się uporczywe skojarzenie z „Czarnoksiężnikiem z Archipelagu” Ursuli K. Le Guin. W tym przypadku skojarzenie jest o tyle uzasadnione, że akcja „Wichrów archipelagu” również rozgrywa się pośród rozrzuconych na wodzie wysepek. Tyle tylko, że zamiast potężnego Arcymaga Geda Krogulca mamy dziesięcioletniego chłopca – autystycznego Nasima.
Na wyspy Kałakowa spadła plaga: plony są coraz słabsze, zwierzęta chorują i padają, ryby odpłynęły z łowisk. Ludzi także nie oszczędza: śmiertelna choroba zwana wyniszczeniem atakuje niezależnie od wieku, płci czy statusu społecznego. Jakby tego wszystkiego było mało, wzmożoną aktywnością wykazują się maharraci, wyjęci spod prawa bojownicy o pozostawienie wysp dla Aramanów. A główny bohater powoli umiera.
Nikandr Jarosław Kałakow, jako syn panującego księcia, doskonale zdaje sobie sprawę z sytuacji. Sam cierpiąc na wyniszczenie, rozpaczliwie próbuje gromadzić informacje o pladze, licząc, że znajdzie lek na chorobę swoją i wysp. Zwłaszcza, że coraz trudniej ją ukrywać. Szybko jednak okazuje się, że plaga to najmniej palący problem: statek przewożący Wielkiego Księcia zostaje zaatakowany przez ducha ognia, zaś sam Wielki Książę ginie. Nad Kałakowem zawisa widmo wojny. Jaką rolę w tych wydarzeniach przyjdzie odegrać autystycznemu chłopcu, o którym mówi się, że panuje nad żywiołami? I co to właściwie ma wspólnego z Nikandrem?
Większość autorów fantasy nie lubi umieszczać swoich bohaterów na wyspach. Przecież tam ani wielka puszcza elfów się nie zmieści, ani łańcuch górski dla krasnoludów, o chatce mędrca-przewodnika nie wspominając. Jeśli więc autor rezygnuje ze zwartej powierzchni kontynentu, należy mu się plus za odwagę. Zwłaszcza, że to nie jedyny plus, jaki mogę dać panu Beaulieau.
Świat powieści jest niezwykle barwny: eter, kamienie duszy, statki powietrzne to tylko garść elementów, samodzielnie mało znaczących, ale razem dodających oryginalności. Spojrzenie na kwestię magii jest również interesujące – być może da się wyszukać sporo podobieństw do innych książek, ale całość jest dużo ciekawsza, niż wynikałoby to z sumy szczegółów. Niektórych czytelników może oszołomić ilość pojęć, jakie wprowadza autor, ale zapewniam, że nie ma się czego bać - po jakimś czasie udaje się to ogarnąć.
Autor zastosował jeszcze jeden chwyt, którym mnie ujął. Aby dodać swojemu światu nieco charakteru nie posłużył się ani elfem, ani krasnoludem, ani żadnym innym germańsko-celtyckim wynalazkiem. Po prostu lekko podstylizował swój świat na Rosję z plus-minus XVII, może XVIII wieku. Dla czytelnika amerykańskiego taka rusycyzacja obyczajów czy wtrącenie słówka w obcym języku to zapewne powiew świeżości i odrobina nieznanego. Dla mnie te wszystkie czerkieski, wódka czy „niet” wtrącane tu i ówdzie czynią powieść przyjemnie swojską.
Czy książka ma jakieś wady? Dosyć wolno się rozkręca i przez pierwsze sto stron czytelnik zastanawia się gorączkowo, o co właściwie tutaj chodzi. Później jednak kierunek akcji zostaje określony i od tej pory nie sposób oderwać się od lektury. Jest jeszcze jedna wada, bardziej subiektywna – autor nie boi się uśmiercać swoich bohaterów. Nie jest w tym co prawda tak skuteczny, jak choćby Martin, ale jednak. Mnie to nie przeszkadza, choć niektórym może.
Książka jak na debiutancką powieść wypada zadziwiająco dobrze. Nie odnalazłam w niej ani jednego błędu właściwego niedoświadczonym pisarzom, pomysł jest niezwykle intrygujący, zaś bohaterowie pełni życia i bardzo ludzcy. Całości dopełnia wręcz fenomenalna okładka. Cóż, pozostaje mi tylko gorąco polecić i dalej marzyć o wejściu w eter.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Prószyński i s-ka. Dziękuję!
P.S. Tutaj można odwiedzić blog autora. Po angielsku, oczywiście.
P.S.2 Tak w ogóle to miałam coś naszkicować do tej recenzji, ale jak wiadomo, najlepsze sceny są zawsze na końcu więc postanowiłam podejść do sprawy ambitniej niż szybkim szkicem. Nie bardzo uśmiechało mi się czekanie co najmniej tydzień z recenzją (żeby wykonać rysunek). Jeśli bylibyście zainteresowani, to dodam go osobno, jak skończę.
Tytuł: Wichry archipelagu
Autor: Bradley P. Beaulieu
Tytuł oryginalny: The Winds of Khalakovo
Tłumacz: Marek Pawelec
Cykl: The Lays of Anuskaya (Ballada o Anusce)
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 2011
Stron: 635
Co do błędów, wychwytują je korektorzy w wydawnictwach i poprawiają za zgodą autora. Tak to wygląda.
OdpowiedzUsuńPiter Murphy - chodziło mi o błędy większego kalibru, typu nieoptymalne rozłożenie akcji, zbyt szybkie kończenie wątków lub zapominanie o nich, braki w charakterystyce bohaterów, uporczywe powtarzanie oczywistości... takie rzeczy.;)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać Twojego szkicu. Bohaterowie mogą być średnio zajmujący, ale uniwersum "Wichrów Archipelagu" zachwyciło mnie aż za bardzo. Nie często dochodzę do wniosku, że to mógłby być mój świat.
OdpowiedzUsuńTeraz pozostaje mi czekanie na drugą część trylogii i nadzieja, że będzie jeszcze lepiej.
Agna - mnie też zachwyciło uniwersum.:) Bohaterowie również niczego sobie, ale do żadnego miłością gwałtowną nie zapałałam. Też czekam na kolejną część, zwłaszcza, że zakończenie jest raczej zamknięte i bardzo jestem ciekawa, o czym to będzie dalej.;)
OdpowiedzUsuńAj, trochę mnie zmartwiłaś tym, że Ci się podobało, bo książki nie mam, a w świetle moich ostatnich zakupów książkowych, powinnam chyba zacząć ćwiczyć moją słabą silną wolę i nie kupować przynajmniej do grudnia :)
OdpowiedzUsuńMam w planach :)
OdpowiedzUsuńO, "Wichry"! Jutro powinny trafić w moje ręce, a w ciągu jakichś dwóch tygodni może nawet uda mi się je przeczytać i zrecenzować. Ale Twoja recenzja nastraja optymistycznie, liczę, że też mi się spodobają. Plus, amerykański autor i rosyjski klimat? Brzmi interesująco! :)
OdpowiedzUsuńRecenzja bardzo ciekawa, jednak na chwilę obecną muszę się wstrzymać z większym kupnem książek, gdyż już uzbierał mi się pokaźny stosik planów czytelniczych.
OdpowiedzUsuńviv - znam ten ból, bo w świetle tego, że "Wichry..." mi się spodobały, powstał nieśmiały plan uzupełnienia serii Nowej Fantastyki na mojej półce...
OdpowiedzUsuńImmora, cyrysia - :-)
Oceansoul - w takim razie z niecierpliwością czekam na Twoją opinię.:)
Ledwo zdążyłam kupić książkę od Tiridenth, a tu taka pozytywna recenzja. Bardzo mnie to cieszy i z jeszcze większą niecierpliwością czekam na przesyłkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Wiedźma - pozostaje mi tylko życzyć miłej lektury.:)
OdpowiedzUsuńWątpię żebym przeczytała książkę, jednak rysunek z chęcią obejrzę ^^
OdpowiedzUsuń