Po dłuższej przerwie naszła mnie
nieprzeparta ochota na opowiadania. Jako że polecany kiedyś przez viv zbiorek
Iana Watsona leżał i czekał na swoją kolej już od dłuższego czasu, a gabaryt
miał niewielki, a ja ochotę na SF, to postanowiłam wreszcie się nim zająć. I
tak oto rozpoczęłam lekturę „Powolnych ptaków”.
Zbiorek zawiera osiem opowiadań
autora znanego u nas głównie z krótkich form. Wszystkie są co najmniej dobrej
jakości.
Tytułowe „Powolne ptaki” to, jak
się zdaje, historia z Ziemi w niedalekiej przyszłości (lub jakiejś Ziemi
alternatywnej – „Długa Ziemia” mnie zepsuła i wszędzie widzę światy alternatywne),
tyle że nawiedzanej przez anomalie o kształcie mniej więcej ptasim, poruszające
się w powietrzu ślimaczym tempem i od czasu do czasu wybuchające i zamieniające
kilka hektarów gruntu w taflę szkła. Autor pomysłowo wykorzystał tę scenerię do
pokazania konfliktu dwóch skrajnie różnych postaw (a najbardziej poruszający w
tym wszystkim jest chyba fakt, że człowiek w obronie własnych idei jest gotów
całkowicie się im sprzeniewierzyć). Tekst charakteryzuje też najlepsza pointa
ze zbioru (co w sumie nie jest szczególnym osiągnięciem, ale pointa nawet
obiektywnie jest dobra).
„Zimne światło” było na okładce
rekomendowane jako jeden z najciekawiej opisanych kontaktów człowieka z
całkowicie obcym bytem. Choć sam pomysł (którego nie przybliżę, bo wokół motywu
interakcji obraca się cała fabuła) jest niewątpliwie ciekawy, to nie wydaje mi
się ani szczególnie oryginalny, ani porywający.
„W duchu Lukrecjusza” to
opowiadanie przewrotne i nazwałabym je nawet humorystycznym, gdyby nie
dramatyczne wydarzenia, jakie opisuje. A pomysł na fabułę jest prosty i
błyskotliwy zarazem. Każdy pewnie w jakimś stopniu kojarzy greckich i rzymskich
filozofów starożytnych oraz niektóre z ich bardziej szalonych teorii odnośnie
genezy i budowy świata a także praw nim rządzących. Teraz wyobraźmy sobie, jak
wyglądałby świat, gdyby te teorie dosłownie powcielać w życie.
„Okna” to drugie opowiadanie z
pomysłem na spotkanie z obcą cywilizacją, jednak bardzo różne od „Zimnego
światła” zarówno pod względem fabuły, jak i klimatu. Choć ostrzegam, że jeśli
ktoś spodziewa się kontaktu na miarę E.T., to się zawiedzie. Dla mnie
opowiadanie to byłoby świetną bazą dla rozbudowanego uniwersum
powieściowo-serialowego, bo ma ogromny potencjał inspiracji.
„Rentgenowscy rozbitkowie” to
króciutki tekścik w realiach postapokaliptycznych (dość oryginalnych, bo
katastrofę wywołał wybuch Syriusza-supernowej). Autor zwrócił tu uwagę na ten
aspekt katastrofy o charakterze globalnym, który, mam wrażenie, rzadko jest
poruszany. Pojawia się mianowicie pytanie: skoro przeżyli praktycznie wyłącznie
obywatele krajów najbogatszych (głównie biali), to jak wygląda kwestia rasizmu?
Czy nastroje ocalałych ukształtują się w poczuciu winy, czy radości, że „gorsi”
już nie zajmują miejsca?
Teraz kilka słów o opowiadaniu,
które urzekło mnie pomysłem i wykonaniem. „Powrót do domu” opowiada historię
dość osobliwej wojny nuklearnej pomiędzy USA i ZSRR. Przy okazji autor ładnie
pokazuje, co dla którego ustroju jest najważniejsze (a że jestem w trakcie
czytania „Nowego wspaniałego świata”, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że
amerykańscy żołnierze są w jakiś sposób warunkowani) i jak silnie wpływa na nas
otoczenie i zwykłe przedmioty.
Na ciekawym pomyśle oparto „W
lustrze Ziemi”. Mamy tu bowiem świat alternatywny, który przypomina naszą
planetę z zamienionymi miejscami wodami i lądami (oraz kilkoma innymi
detalami), w istocie połączony z naszym światem. Cóż, sam koncept ciekawy, ale
przydałaby się do niego równie ciekawa fabuła.
„Anomalia” kojarzy mi się w jakiś
sposób z „Długą Ziemią” Pratchetta i Baxtera (w jaki – nie powiem, bo to byłoby
ujawnianie zbyt wielkiej części fabuły). Niemniej, znowu ciekawy pomysł, który
mógłby być jeszcze ciekawszy, gdyby autor postawił na opis strefy emocjonalnej
bohaterów.
Wszystkie te opowiadania są dobre
– osadzone na świetnych pomysłach i bardzo sprawnie napisane. Jednak wszystkim
czegoś brakuje i w każdym przypadku jest to jedna i ta sama rzecz: mocna
pointa. Może to tylko moje preferencje, ale właśnie pointę uważam za
najważniejszą część opowiadania i dlatego podczas lektury „Powolnych ptaków”
odczuwałam niedosyt. Jeśli dla was mocna nuta na koniec nie jest najważniejsza,
powinniście być opowiadaniami Watsona zachwyceni. A nawet jeśli w tej kwestii
jesteście podobni do mnie, to i tak warto.
Tytuł: Powolne ptaki
Autor: Ian Watson
Tytuł oryginalny: Slow Birds
Tłumacz: Lech Jęczmyk
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 1998
Stron: 174
Miałem okazje przeczytać tą książkę, opowiadania są bardzo ciekawe i momentami dają do myślenia.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja.
Luby.
Dziękuję Kochanie:*
Usuń