Książkę Johna Bradshawa przeczytałam już jakiś czas temu, więc notka będzie nieco krótka i bardziej ogólna. Z drugiej strony, jest to książka popularnonaukowa, więc ani fabuły, ani bohaterów do analizowania nie ma, a co za tym idzie recenzja będzie pewnie standardowej długości notki o książce popularnonaukowej.
Sam tytuł „Zrozumieć kota” może być trochę mylący. Spodziewałam się raczej, że większość miejsca w publikacji będzie poświęcona zachowaniom kotów i poradom, jak te naturalne zachowania wykorzystać, aby możliwie bezkolizyjnie z kotem żyć. Częściowo moje oczekiwania się spełniły – jest na przykład kilka stron poświęconych metodzie tresury kota za pomocą klikera (co może się przydać, jeśli zechcemy naszego Mruczka oduczyć jakichś zachowań) czy rozdział poświęcony temu, jak koty postrzegają świat i jakie zachowania zwierzęcia mogą sugerować problem. Większości informacji jednak nie zastosujemy w życiu codziennym.
Sporo miejsca autor poświęcił historii udomowienia kota. Fajnie się to czyta, bo Bradshaw pisze przystępnie i klarownie, okraszając swoje wywody licznymi ciekawostkami i smakowitymi badaniami naukowymi. Tak samo interesujący jest rozdział poświęcony wpływowi kotów na środowisko naturalne. Na zakończenie autor próbuje przewidzieć, jaki powinien być kot przyszłości i sugeruje, w jakim kierunku powinno się prowadzić, hm… hodowlę. Z tym mam największy problem, bo Bradshaw przez wszystkie rozdziały odcina się od kotów rasowych i w tej kwestii również tak jest. A przecież cechą niemalże statutową kotów nierasowych jest to, że ich rozmnażania nie przeprowadza się w żadnym określonym celu czy kierunku – od tego są właśnie hodowle kotów rasowych. Widzę tu więc pewną sprzeczność.
Autor prezentuje też trzy cechy, do których jego zdaniem koty w XXI wieku winny dążyć (oczywiście nie same). I z tym też mam problem, bo postulaty sprowadzają się właściwie do stworzenia mruczącej wersji psa. Może się mylę, ale chyba nie o to chodzi w posiadaniu kota. Owszem, większa tolerancja przedstawicieli własnego gatunku by się przydała (choć autor wcześniej sugeruje też, że wystarczyłoby po prostu później oddawać kocięta, żeby to osiągnąć), ale mam wrażenie, że koty przygarniają ludzie, którzy potrzebują zwierzęcia niezależnego. Takiego, które zajmie się sobą, jeśli właściciela nie będzie cały dzień i nie potrzebuje czasochłonnej tresury. Więc upodabnianie kota do psa mija się z celem.
Ja tu sobie szukam dziury w całym, ale „Zrozumieć kota” to naprawdę ciekawa i przydatna książka dla każdego miłośnika kotów. Brakuje mi może kolorowych ilustracji, ale te czarno-białe są bardzo ładne. I choć z autorem nie we wszystkim się zgadzam, to mimo wszystko polecam.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Czarna Owca
Tytuł: Zrozumieć kota. Na tropie miauczącej zagadki
Autor: John Bradshaw
Tytuł oryginalny: Cat Sense. How the New Feline Science Can Make You a Better Friend to Your Pet
Tłumacz: Paweł Luboński
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok: 2014
Stron: 376
W ogóle czytałam ostatnio - a propos tego, co piszesz - że koty pomału "wygryzają" psy z miejsca najchętniej trzymanego w domu zwierzęcia. Dlatego kot jako mruczący pies przyszłości trochę mnie zdziwił (i zasmucił - w końcu przyjemnie jest mieć kota, kiedy się chce kota, i psa, kiedy psa - a jakąś hybrydę w stylu da się znaleźć i dzisiaj, są w końcu psy z kocim charakterem, a zdarzają się koty z psim, więc no cóż). Ciekawa też jestem, jak to jest z tym klikerem, bo słyszałam i czytałam sprzeczne opinie - autor jakoś się odnosi do tych kontrowersji, pamiętasz może?
OdpowiedzUsuńCóż, kot wymaga zdecydowanie mniej uwagi i zachodu, nic dziwnego, że w naszym zabieganym świecie zyskują popularność. Autor co prawda nie mówi tego otwartym tekstem, ale jeśli postuluje, aby koty stały się bardziej przywiązane do ludzi, bardziej stadne i bardziej podatne na tresurę, to dla mnie na jedno wychodzi. I w sumie tutaj nawet nie potrzeba hybryd, są już koty bardzo towarzyskie (na przykład syjamskie), bardzo łagodne i przyjazne dla innych kotów (na przykład ragdolle), a i jakąś wyjątkowo inteligentną rasę pewnie by się wyróżniło (z tym, że na dobrą sprawę koty wcale nie muszą obecnie być mniej inteligentne od psów - po prostu mniej chętnie wypełniają polecenia. Za to często lepiej rozwiązują problemy, z którymi muszą poradzić sobie same, podczas gdy jedynym co pies potrafi w podobnej sytuacji, to szukać pomocy u człowieka).
UsuńAutor do klikera odnosi się całkiem entuzjastycznie, ale z dwoma zastrzeżeniami: a) niektóre koty mogą się bać ostrego dźwięku, więc warto przy ich tresurze stosować jakieś łagodniejsze, na przykład pstrykanie długopisu i b) najpierw trzeba w ogóle kota nauczyć, że ten dźwięk znaczy coś fajnego (u psów ten etap najczęściej jest zbędny). No i zaleca stosowanie klikera raczej do prostych rzeczy, jak przywoływanie kota.
Dzięki za wyczerpującą odpowiedź. Jeśli znajdę książkę w bibliotece, pewnie zajrzę w takim razie. Ciekawe swoją drogą, że ten spór na linii - lepszy kot-lepszy pies cały czas ma się dobrze i można długo rozmawiać o tym, jakie są zalety jednego, a jakie drugiego zwierzęcia :).
UsuńTeż mnie żywotność tego sporu zasadniczo dziwi. Jednym lepiej podpasuje kot, bo dużo pracują i nie mieli by czasu na tresurę i codzienne spacery, a dla innych lepszy pies, choćby datego, że są uczuleni na kocią sierść. Ot i cała filozofia.:)
UsuńNie zachęca.
OdpowiedzUsuńJa właściwie pogląd mam taki, że początkujący kociarz kociarstwa nie nauczy się z książki, ten, co z kotem żyje od lat, rad nie potrzebuje, bo każdy przypadek jest indywidualnie warunkowany, a problemowi wymagają pomocy specjalistów, nie poradników. Ot.
To akurat nie jest poradnik, raczej książka popularnonaukowa z rozrzuconymi tu i ówdzie praktycznymi wskazówkami (jak kliker czy lista objawów, po których można poznać, że nasz kot ma problemy z kocimi sąsiadami).
UsuńZa to akurat w kwestii poradników dot. zwierząt mam inne zdanie. W moim domu koty były zawsze i chociaż podwórkowe, to mniej więcej wiem, czego się spodziewać. Ale komuś, kto ze zwierzęciem nie miał jeszcze do czynienia takie wprowadzenie może się przydać. Dalej już jakoś pójdzie.
Ten na okładce nie wygląda na zachwyconego treścią...
OdpowiedzUsuńWiększa tolerancja dla przedstawicieli własnego gatunku? Co ten Bradshaw, nigdy nie widział domowego stada kotów? Niespecjalnie się pod tym względem różnią od ludzi. Ani psów, tak właściwie.
Ten na okładce to w ogóle wygląda na zdegustowanego wszystkim.;)
UsuńNo właśnie się różnią. Koty moich rodziców bardzo się kochały, ale głównie dlatego, że razem się wychowywały. Ale przybłędek, który trafił do nas kilka lat temu do tego stopnia ich nie toleruje, że cały rok spędza w ogrodzie, do stodoły (gdzie rezydują "nasze" koty) nie przychodzi nawet na karmenie. Poza tym, mimo przyjaznych zachowań z ich strony, ciągle je tłucze. O tym właśnie pisze Bradshaw - że dorosłemu, wychowywanemu w samotności kotu ciężko jest zaakceptować nowego towarzysza. Oczywiście są wyjątki, ale generalnie problem istnieje. Choć we wcześniejszych rozdziałach pisze, że większość tych problemów może wynikać ze zbyt wczesnego wieku oddawanych kociąt (zwykle osiem tygodni, podczas gdy relacje społeczne rozwijają się u nich najintensywniej między dwunastym a szesnastym tygodniem).
Wszystkim tym właśnie dowodzisz mojej tezy - koty są jak ludzie. ;) Mają różne charaktery. Zamiast urządzenia miaucząco-drapiącego są persony z różnymi nawykami, zależnymi w dużej części od dzieciństwa i dalszych przeżyć. Stado domowe potrafi zaakceptować nowego - albo odrzucić, jak ludzie. A człowiekowi, który nie nawiązywał wielu kontaktów w dzieciństwie, trudno przychodzi to przez całe życie.
UsuńTylko że takiego człowieka uważa się za w jakiś sposób skrzywdzonego, uznaje się, że wypadałoby mu pomóc z tą fobią społeczną (bo, nie oszukujmy się, trudno się w naszym świecie żyje samotnikom). Tymczasem kot samotnik to rzecz raczej normalna i nie budząca refleksji. W sumie nie ma w tym nic złego, ale myślę, że akurat łagodzenie wojującej samotniczości wyszłoby kotom na dobre. Niektóre chorują ze stresu, kiedy w domu pojawia się inny kot, a nie da się przecież sprawdzić wcześniej, jak nasz pupil zareaguje na dłuższe przebywanie z nim innego kota. Jeśli okaże się, że źle, wtedy przegrywają wszyscy.
UsuńRzecz normalna z dla nas, po tak się przyzwyczailiśmy myśleć o kotach, więc wielu ludzi bywa zdziwionych, że koty mają też życie społeczne. Kto wie, jak to wygląda z kociej perspektywy, może inne koty też krzywo patrzą na kocich odludków. (Odkotków?) Zresztą nawet dzikie koty (np. swojego czasu dość popularne były dokumenty o populacji dachowców w ruinach Forum Romanum) mają skomplikowane relacje stadno-terytorialno-rodzinne (kocury alfa, matki i córki, i tak dalej). Możliwe, że to właśnie my zaburzamy naturalną kocią socjologię tym, o czym mówisz, czyli zbyt wczesnym zabieraniem kociąt, i potem nam się wydaje, że to norma.
UsuńTylko w takich dzikich populacjach (ale też na wsi, ogólnie wszędzie, gdzie jest dużo miejsca) kot, który nie toleruje innych/ nie jest tolerowany, może odejść. W czterdziestometrowym mieszkaniu nie bardzo. I to jest pewien problem na który trzeba by poszukać lekarstwa. Osobiście też szukałabym go raczej w etiologii, a nie hodowli, bo pewnie tak będzie szybciej i taniej. Bradshaw porusza też problem naszej niewiedzy - tak naprawdę społecznych zachowań i drogi kształtowania się kociego charakteru nie przebadano. W przypadku psów wiadomo,kiedy i jak należy zacząć je socjalizować, w przypadku kotów nie. Myślę, że odpowiedzi na te pytania mogą rozwiązać wiele problemów.
UsuńA owszem, z tym się zgadzam. Nie podobało mi się po prostu uproszczenie "kot-z-natury-samotnik".
Usuń