Autorów potrafiących mnie zachwycić dzielę na dwie kategorie. Pierwszą z nich tworzą ludzie, którzy napisali coś, może i nie do końca doskonałego, z dostrzegalnymi błędami i pewnymi niedociągnięciami, jednak ich dzieło posiada co najmniej jedną zaletę, która sprawia, że przymykam oko na wady. Druga, to pisarze, którzy piszą tak, że nie jestem w stanie dostrzec żadnych wad. Patricka Rothfussa zaliczam do tej drugiej kategorii i mam nadzieję, że w niej pozostanie.
W gospodzie Ostaniec, gdzie diabeł nie mówi dobranoc tylko dlatego, że nie wie, gdzie to jest, siedzi trzech mężczyzn. Jeden z nich jest już dość wiekowy, mimo to jego pióro śmiga po karcie pergaminu z zadziwiającą prędkością. Drugi, o aparycji młodocianego łamacza serc niewieścich, słucha uważnie tego, co mówi trzeci — właściciel gospody, rudy facet po trzydziestce. Ale co takiego fascynującego mógłby mieć do powiedzenia właściciel wiejskiej oberży? Ano, całkiem sporo, jeśli się weźmie pod uwagę, że to nie żaden pierwszy lepszy karczmarz, tylko sam legendarny Kvothe, najpotężniejszy mag tych czasów.
W "Strachu mędrca" Kvothe kontynuuje swoją opowieść, rozpoczętą w Imieniu wiatru. I chociaż to dopiero pierwszy tom drugiej części, to dzieje się sporo. Mag dalej wspomina swoje lata na Uniwersytecie, a nie była to bynajmniej sielanka. Wieczne spory z Ambrose’m przyjmują coraz poważniejsze formy, wymarzone zajęcia nie spełniają oczekiwań, ukochana kobieta pojawia się i znika bez ostrzeżenia, mecenasa jak nie było, tak nie ma, a na dodatek w sakiewce ciągle widać jedynie dno. Dla zmęczonych studenckimi klimatami mam jednak dobrą wiadomość: w pewnym momencie akcja razem z głównym bohaterem przenosi się na drugi koniec świata. A tam jak u znanego reżysera — zaczynamy od trzęsienia ziemi, a później napięcie rośnie.
Patrick Rothfuss trzyma formę. Jego słowa są gładkie niczym rzeczne otoczaki, a zdania zgrabne i niezwykle celne. Potrafi z równym polotem pisać o muzyce, alchemii, magii, rzemiośle czy studenckich pijatykach; i o czym by nie pisał, nigdy nie nudzi czytelnika. Gdybym miała do czynienia z innym autorem, pewnie dawno zniechęciłabym się i znudziła tymi wszystkimi detalami, ale Rothfuss potrafi sprawić, że każdy, co do jednego, wydaje się niezbędny. Dodatkowo pamięta o czytelniku, który mógł już nieco z pierwszego tomu zapomnieć, subtelnie wplata więc krótkie przypomnienia w rozmowy bohaterów, jakimś cudem unikając przy tym (jak i przy wszelkich innych wyjaśnieniach mechaniki świata) wykładowego tonu. Tak trzymać.
Zafascynował mnie świat stworzony w tej książce. Ma własne, niezwykle realistyczne detale, barwy, zapachy i faktury, które otulają czytelnika niczym projekcja 3D. Czułam, że towarzyszę bohaterom we wszystkich tych miejscach, do jakich gnały ich szaleństwa młodości. Czułam, że wraz z nimi siedzę w Ostańcu i słucham opowieści.
Trudno oceniać książkę, która jest pierwszą połową środka większej całości. Tym razem w drodze wyjątku jestem skłonna wybaczyć wydawnictwu rozbicie jednego tomu na dwa. Miało to na celu ochronę książek przed zniszczeniem, jak i pewną wygodę czytelników (bo taka ponadtysiącstronicowa cegła nie jest ani specjalnie poręczna, ani szczególnie trwała — zwłaszcza w miękkiej oprawie), ale chyba nie do końca się udało. Grzbiet mimo wszystko się łamie, a całość i tak jest dość ciężka, więc mam wątpliwości, czy nie lepsze byłoby jedno spasione tomiszcze, ale za to w twardej oprawie… Poza tym, plus dla Rebisu za biały papier, mapkę i profesjonalne wykonanie (chociaż jakby mniej profesjonalne niż zwykle — im bliżej końca, tym bardziej szwankuje korekta), minus za okropną okładkę. Na pocieszenie przyznam, że mimo kilku zastrzeżeń, zarówno ta, jak i większość innych książek wydawnictwa w kategorii "wykonanie" wypada dobrze.
Cóż, opowieść przerwano jak zwykle w najciekawszym momencie. Całe szczęście, że premiera dalszego ciągu już niedługo, bo miałabym trudności z doczekaniem się. W każdym razie Rothfuss jako jeden z nielicznych autorów jest wart tych wydawniczo-czytelniczych peanów pochwalnych, jakie się pojawiają na okładkach książek. To prawdziwe wydarzenie w fantasy — pisze świetnie, ciekawie i absorbująco, a co dziwniejsze, trzyma formę. Pozycja obowiązkowa dla każdego fana!
Recenzja dla portalu Unreal Fantasy.
Tytuł: Strach mędrca tom 1
Autor: Patrick Rothfuss
Tytuł oryginalny: Wise Man's Fear
Tłumacz: Mirosław P. Jabłoński
Cykl: Kroniki Królobójcy
Wydawnictwo: Rebis
Rok: 2011
Stron: 675
Autor: Patrick Rothfuss
Tytuł oryginalny: Wise Man's Fear
Tłumacz: Mirosław P. Jabłoński
Cykl: Kroniki Królobójcy
Wydawnictwo: Rebis
Rok: 2011
Stron: 675
Bardzo mi się podobał "Strach mędrca", pochłonęłam w rekordowym czasie i pod wszystkim, co napisałaś, mogę się podpisać. Mogę też pochwalić wyjatkowo staranne tłumaczenie, co nie jest regułą, niestety. Ale wydawało mi się, że druga część już jest? Widziałam już w jakiejś księgarni internetowej.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że z takim entuzjazmem przyjęłaś tę książkę i na pewno po nią sięgnę. Bałam się tego rozbicia na dwa tomy, ale skoro twierdzisz, że ma to sens, to ci wierzę :)
OdpowiedzUsuńAgnieszka - jeśli chodzi akurat o Rebis, to (z perspektywy laika oczywiści, bo nie mam wystarczających umiejętności, aby porównać z oryginałem) wydaje mi się, że akurat u nich kiepskie tłumaczenia są wyjątkiem. Część druga jest już w księgarniach - recenzja utknęła na dłużej w machinie redakcyjnej, stąd nieco nieaktualne zakończenie.
OdpowiedzUsuńgrendella - w takim razie czekam na wrażenia - w razie czego służę swoimi egzemplarzami obu części (recenzja drugiej w fazie tworzenia).:) Rozbicia też się na początku bałam, ale jak zobaczyłam te dwa tomiszcza, to od razu wydało mi się bardziej sensownym rozwiązaniem...
Chętnie skorzystam z propozycji pożyczki, bo na razie oszczędzam z zakupami :) O ile Ci się nie spieszy jakoś strasznie ze zwrotem...
OdpowiedzUsuńgrendella - nie śpieszy się.;) Mogę nawet dorzucić na zachętę "Smoka jego królewskiej mości".;) Tylko wyślij mi maila z adresem, bo gdzieś mi zaginął...
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu zainteresować się Rothfussem; do tej pory dane mi było przeczytać jedynie rozdział-wkładkę z Nowej Fantastyki. I tak, zdaję sobie sprawę, to skandaliczne zaniedbanie. ;)
OdpowiedzUsuńPostaram zabrać się za tą pozycję jeszcze w tym roku, ale zobaczymy jak wyjdzie. Dużym plusem są te przypomnienia, mało który autor potrafi ładnie wpleść w dialogi nawiązania do poprzedniego tomu, które wiele przypominają jednocześnie nie przeszkadzając komuś kto by wszystko pamiętał.
OdpowiedzUsuńViginti Tres - zaprawdę, powiadam Ci: musisz.;)
OdpowiedzUsuńHarashiken - mi też się to bardzo podobało. Przypomnienia nie dotyczyły głównych wydarzeń fabularnych, bo te jednak nietrudno zapamiętać przynajmniej w ogólnym zarysie, ale takich (jak się okazało) ważnych dla fabuły szczegółów, a je łatwo pominąć. I bardzo zgrabnie to wyszło.
Wypada zabrać się w końcu za początkowy tom. Jakoś mi umknął, ale o kontynuacji tyle dobrego się pisze, że dam się skusić : )
OdpowiedzUsuńNo i mnie zaciekawiłaś... :)
OdpowiedzUsuńPo takich zachwytach i zapewnieniach, że to pozycja obowiązkowa aż wstyd nie posiadać i nie przeczytać :) Dobrze, że jest chociaż wymówka, że to dopiero połowa połowy i czeka się na komplet ;)
OdpowiedzUsuńA przy okazji to się gdzieś ustawia, żeby nie było opcji odpowiedzi pod każdym z komentarzy czy to jest konsekwencja wyboru komentowania w osobnym okienku? Bo nie mogę znaleźć u siebie w ustawieniach opcji wyłączenia tych "drzewek komentarzowych" :)
OdpowiedzUsuńWilk Stepowy - a tak właśnie mnie nieco dziwiło, że nic o nim nie wspominałeś. W każdym razie polecam, mnie totalnie zachwycił.:)
OdpowiedzUsuńAlannada - cała przyjemność po mojej stronie;)
viv - mimo czekania na komplet, trzymam za słowo, że kiedyś przeczytasz (czekanie na komplet bardzo uzasadnione, zważywszy, że więcej tu pytań, niż odpowiedzi).
Brak opcji odpowiedzi to specyfika okienka. Trochę mi szkoda, że jej nie mam, ale czasem zdarza mi się pisać z komórki, a ona potrafi dziwacznie reagować na inne szablony komentarzy.:/