To będzie raczej krótka notka, bo i książeczka do obszernych nie należy. Za to należy do tych, które można odpowiednio interpretować dopiero po zapoznaniu się z twórczością i życiorysem autorki. Ja niestety jeszcze się nie zapoznałam.
Mówię tu oczywiście o „Dialogach zwierząt”, wydanych w mojej ukochanej serii Biosfera. „Dialogi…” są w serii pewnym ewenementem, gdyż dotąd ukazywał się w niej raczej książki otwarcie biograficzne (czy też mniej lub bardziej oparte na faktach). Tym razem dostajemy dzieło wybitnie literackie, choć jego bohaterowie są wzorowani na jak najbardziej żywych zwierzętach.
A co tam jest właściwie napisane? Jak wskazuje tytuł – rozmowy zwierząt, zanotowane zgodnie z regułami pisania utworów scenicznych (didaskalia i te sprawy). Zazwyczaj dyskutują kot kartuski Kiki i buldożek francuski Toby, ale nie tylko. Poza tym dostajemy jeszcze bardzo interesujące posłowie autorstwa Kazimiery Szczuki (jak dla mnie zdecydowanie ciekawsze niż część główna książki).
Nie wiem, jak pozostała twórczość Colette (ciągle zbieram się do przeczytania „Klaudyn”), ale „Dialogi…” już dość mocno się zestarzały. Albo jestem niewrażliwą na subtelny humor i piękno francuskiej prozy bułą, co też jest możliwe. Nie chcę przez to powiedzieć, że rozmowy Toby’ego i Kiki są nudne – czyta się je całkiem przyjemnie i jeśli ktoś ma ochotę, może w tych prostych historiach znaleźć mnóstwo odniesień zarówno do biografii autorki, jaki do ogólnej natury ludzkiej. Ale całość nie porywa.
Gdyby nie przynależność „Dialogów…” do serii, pewnie bym ich nie kupiła. I raczej bym tego nie żałowała. Jest to pozycja zdecydowanie dla fanów autorki, bardzo ważna dla niej samej. Jednak jeśli nie czytaliście jeszcze nic Colette, to może jednak nie zaczynajcie od „Dialogów…”.
Tytuł: Dialogi zwierząt
Autor: Colette
Tytuł oryginalny: Dialogues de betes
Tłumacz: Beata Geppert
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok: 2013
Stron: 202
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.