W blogosferze panuje przeświadczenie, że o wydawnictwach jako takich nie wypada pisać. Takie mam przynajmniej wrażenie, bo jedyne notki, na jakie do tej pory natrafiałam, to zestawienia ulubionych wydawnictw (jest jeszcze ta notka, ale to jedyna rzecz niebędąca prostą wyliczanką, na jaką trafiłam). Nie wiem, z czego to wynika – być może blogerzy przywiązują wagę wyłącznie do autorów i treści, kompletnie olewając kwestię, kto i jak im książkę wydał. Ale ja akurat nie tylko do autorów, ale i do niektórych wydawnictw mam stosunek. Emocjonalny.
To nie będzie notka wywlekająca jakieś brudy czy afery, jak być może zapowiada się po wstępie (choć kilka gorzkich słów pewnie w niej padnie). Po prostu tak mam, że lubię (albo nie) pewne wydawnictwa jako marki, ogół cech i decyzji, które sobą reprezentują. I chciałabym o tym napisać.
Zacznijmy może od Maga, bo na chwilę obecną to moje absolutnie ulubione wydawnictwo (a jeśli ktoś myśli, że słodzę im, bo dają mi książki, to się myli, bo nie dają. A szkoda;P). Oczywiście wydają świetne książki. Seria „Uczta Wyobraźni” jest chyba najbardziej rozpoznawalną na rynku fantastyki. Dla mnie obecnie jest też najbardziej nieczytaną serią, bo choć zajmuje całą półkę na regale, to przeczytałam dotąd tylko pięć pozycji (ale przeczytam i resztę, spokojna głowa). Teraz wystartowali z „Artefaktami” i choć o jakości literackiej wydawanych w nich książek nie mogę się wypowiadać (bo jeszcze nie czytałam), to wizualnie prezentują się wręcz fenomenalnie (tylko tę numerację na grzbietach mogliby sobie darować, naprawdę). W ogóle mam wrażenie, że Mag ostatnio zwraca się bardziej w kierunku pasjonatów: coraz mniej w ich ofercie książek w miękkich oprawach, a coraz więcej dopracowanych wizualnie twardookładkowych (a wiadomo, że twarda okładka to jednak kilka złotych drożej). Nie powiem, podoba mi się ten trend. Podoba mi się też kontakt, jaki ludzie w wydawnictwie utrzymują z czytelnikami (no dobrze, konkretnie to jeden człowiek – ale działa). Na forum można zadać każde pytanie i zazwyczaj doczekać się odpowiedzi. A jak błyśniesz pomysłem, możesz zostać uwieczniony – nick użytkownika, który pierwszy wpadł na pomysł nazwania nowej serii „Artefaktami” widnieje w stopce redakcyjnej każdego tomu.
Cóż, Mag ma na koncie kilka niewydanych do końca cykli, na szczęście żaden z nich mnie nie interesuje. Za to na forum można przeczytać deklaracje, że przynajmniej co do niektórych są plany dokończenia. Na forum można też znaleźć uzasadnienia niektórych mało popularnych decyzji. Może to nie pocieszy tych, w których te decyzje uderzają, ale przynajmniej wiadomo, że wydawca traktuje czytelników jak partnerów, zamiast mydlić im oczy sloganami marketingowymi.
Ciepłymi uczuciami darzę też Genius Creations. Jak na razie są to co prawda uczucia trochę na wyrost – prawie przeczytałam jedną z ich książek i okazała się całkiem fajna, ale jedna to trochę za mało – jednak przyznaję ten kredyt z ochotą. Widzicie, od czasu upadku Runy i przebranżowienia Fabryki Słów, brakowało miejsca, w którym polski autor mógłby zadebiutować. GC takie miejsce i warunki stworzyło i widać, że mają z czego wybierać (z tego co wiem, autorzy też sobie chwalą kontakt z wydawcą). I bardzo dobrze, bo bez wydawnictwa, które pozwala autorom otrzaskać się z publiką i profesjonalnie popracować nad tekstem, autorzy nie mogą się rozwijać, a gatunek umiera, bo ileż można jechać na kilku znanych nazwiskach. Mam nadzieję, że trafi im się hit na miarę Sapkowskiego czy Wegnera, czego im z całego serca życzę.
Jeśli chodzi o kontakt z czytelnikami, to również bardzo sobie chwalę. Jeszcze żadne z pytań zadanych na wydawniczym fanpejdżu nie pozostało bez odpowiedzi, czasem nawet bardzo obszernej. Inna rzecz, że ciągle nie możemy się doczekać długo zapowiadanej porządnej strony z zapowiedziami (wiecie, miały być krótkie opisy do tych książek, które mają się ukazać w najbliższych miesiącach). W przypadku zagranicznych autorów zawsze można sprawdzić w Amazonie, kto zacz, a tak urządzaj sobie czytelniku zgadywanki.
Jest jeszcze Rebis. W tym przypadku przyznam, że siła moich uczuć jest proporcjonalna do aktualnej liczby uwielbianych przeze mnie serii ukazujących się pod auspicjami wydawnictwa. A że ta liczba mimo wahań pozostaje wysoka, to tylko się cieszyć. No i Rebis wydaje Novik (choć ten, kto zatwierdzał okładki do kilku ostatnich tomów, powinien natychmiast przestać mieć wpływ na jakiekolwiek decyzje o aspekcie estetycznym). Należałoby pochwalić też inicjatywę serii „Horyzonty zdarzeń”, mającą promować polskich autorów, ale coś na ten temat ucichło, więc chyba serię spisano na straty.
Z Rebisem jest jakoś tak dziwnie, że fantasy wydaje na pięknym, białym papierze, a SF jednak na tym ekologicznym (wyjątkiem jest Westerfeld), przynajmniej jeśli chodzi o serie, z którymi miałam styczność. I fantasy wydaje jednak solidniej – żadna z moich książek się nie rozpadła ani nie rozkleiła (a „Klęskę Ważki” mam z antykwariatu i widać, że dużo przeszła, zanim do mnie trafiła. Z drugiej strony, grzbiety „Strachu mędrca” jednak dość ciężko zniosły lekturę), w przeciwieństwie do takiej na przykład Honor Harrington, która w rękach Lubego sama się obdarła z okładki. Za to można ich pochwalić za konsekwentne trzymanie się jednego formatu – z czterech cykli, jakie mam, trzy są identyczne (tylko „Temeraire” jest nieco mniejszy).
Z zupełnie innej beczki jest Czarne, które uwielbiam od czasu, gdy zainteresowałam się reportażami (może na blogu to zainteresowanie słabo widać, ale zapewniam was, że istnieje. Tylko fantastyki jednak czytam znacznie więcej). Przede wszystkim uwielbiam szatę graficzną ich serii. I chociaż seria „Reportaż” często bywa zbyt mocno sklejona, a niektóre książki kompletnie nie pasują do pozostałych rozmiarem i formą (gdyby nie ledwie widoczny znaczek na okładce, takiego „Jakucka” w ogóle bym z serią nie skojarzyła), to i tak im wybaczam. Głównie dlatego, że tak czy inaczej najbardziej interesuje mnie seria „Menażeria”, w której jak dotąd ukazała się przynajmniej jedna fenomenalna książka. Mam nadzieję, że pożyje jeszcze długo, bo „Biosfera” z WABu już chyba umarła, a jeśli padnie i „Menażeria”, to skąd ja będę brała dobre książki o zwierzętach? Drugim powodem wybaczania niedomagań formy jest fakt, że niektóre rzeczy jak wydadzą, to nie można się nie zachwycić. Taki „Cesarz wszech chorób” to jak dla mnie minimalistyczny majstersztyk.
Uroboros jest rozczarowaniem. To imprint, powstały w czasie, kiedy rodziło się sporo małych fantastycznych wydawnictw (większość nie przetrwała, a przynajmniej kilku z nich mi szkoda). Na początku pokładałam w nim spore nadzieje, bo zdawało się, że będą wydawać tytuły ciekawe, może i niezbyt ambitne, może bardziej rozrywkowe, ale interesujące. Szczerze mówiąc, liczyłam, że z czasem dojdzie też do ambitniejszej literatury (bez przesady z ta ambicją, ale chociaż odrobinkę), może nawet skierowanej do dorosłego odbiorcy. Niestety, przeliczyłam się. Teraz Uroboros wydaje głównie młodzieżowe powieści „z pogranicza”, w sporej części niezbyt ciekawe czy oryginalne. A na kolejne tomy ulubionych serii trudno się doczekać.
Tutaj miałam wylać swoje żale odnośnie Fabryki Słów (która pozwoliła mi zacząć przygodę z fantastyką, ale teraz łączy wszystkie zarzuty, jakie mam względem Uroborosa z zawodem, że przestała robić to, co robi teraz GC), ale doszłam do wniosku, że na chwilę obecną to wydawnictwo jest mi tak dalece obojętne, że muszę sobie przypominać o jego istnieniu.
A Wy macie jakiś stosunek do wydawców, czy też nie interesuje Was kto i jak, a tylko kogo wydaje?
Na Uroborosie też się zawiodłam, ale nie tracę nadziei. W końcu wydają Annę Kańtoch (fakt, seria dla młodzieży). Ich oferta do mnie nie trafia, ale z drugiej strony młodzieżowa fantastyka też powinna być wydawana. A oni robią to całkiem dobrze i wydają rzeczy różnorodne, nie kolejne serie o wilkołakach i wampirach.
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod chwaleniem GC i Maga :). Traktowanie czytelników jak partnerów zawsze w cenie.
W tej chwili wydawnictwem, które budzi we mnie najwięcej negatywnych uczuć jest Egmont za skasowanie "Kronik księżycowych". Zostałam z dwoma tomami.
Też lubię Maga, ale akurat to, że coraz więcej rzeczy wydają w twardych okładkach trochę mi przeszkadza. Wolę miękkie. Za to pod wszystkimi innymi pochwałami mogę się podpisać. Fajne jest to, że niektóre serie, jeżeli wznawiają wcześniejsze tomy przed wydaniem nowego, wydają w dwóch wersjach, starej i nowej (jak np. Scotta Lyncha).
OdpowiedzUsuńSporo dobrych rzeczy wydaje W.A.B., ale ceny mają mało przyjazne - i chyba trochę przesadzone, bo sporo ich rzeczy trafia potem dość szybko na Tanią Książkę.
"Uroboros" jest mi wielce obojętny. W "Fabryce" również denerwuje mnie, że nie wydaje ostatnio prawie debiutantów, ale to jednak wydawnictwo niektórych moich najkochańszych autorów, więc i tak jest go chyba najwięcej na blogu. MAGa lubię, ale szału nie ma. Uwielbiam "Rebisa", bo wydaje serio ciekawą, nie tak całkiem głośną, zagraniczną fantastykę. Ostatnio dużo czytam SQN (może to dlatego, że podjęłam z nimi współpracę), mimo że pierwszą ich książkę poznałam dopiero w lutym. I jak dotąd żadna nie była słaba.
OdpowiedzUsuńPragnęłabym też rozwoju Powergraphu, bo wydaje ciekawe rzeczy i jestem ciekawa, co by jeszcze wynalazł ;) Otwarte na pierwszy rzut oka wydaje młodzieżówki, ale ostatnio popisało się świetną trylogią "Southern reach", więc może pójdą w tę stronę?
Za to nie przepadam za kilkoma wydawnictwami - "Amber", który non-stop zmienia szatę w jednej serii, bezsensownie anuluje wydawania dalszych tomów z DOBRYCH (złych w sumie też) serii. Prószyński podpadł mi anulowaniem sporej ilości serii. Denerwują mnie też wszystkie "szitowe", jak to nazywam, wydawnictwa ("Amber" też się do nich zalicza, ale trochę jego książek jednak przeczytałam), które wydają same młodzieżówki i są nastawione wyłącznie na sprzedawalność.
A tak w ogóle, to świetny artykuł. Sama planuję za jakiś czas zrobić przegląd recenzowanych przeze mnie wydawnictw - które czytam najczęściej, jaka będzie średnia ich ocen itp. :)
miedzysklejonymikartkami.blogspot.com
Zawodowo-hobbystycznie takie rzeczy muszę wiedzieć :P
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na notkę!
OdpowiedzUsuńZ książkami GC w ogóle jeszcze nie miałam do czynienia, ale tak dobrze o nich piszesz, że muszę się przyjrzeć uważniej.
Zaczęłam się zastanawiać, klientką jakich wydawnictw jestem najczęściej, i chyba wychodzi na to, że na regałach z ostatnio zakupionych króluje Krytyka Polityczna (nie wszystko, co wydają, przypada mi do gustu, ale przeczytałam dzięki nim sporo wartościowych książek i dla mnie ważnych), Czarne (chociaż paradoksalnie chyba ich reportaże kręcą mnie najmniej, za to i seria amerykańska, i z różą, i teraz ta nowa z biografiami, są świetne), Znak (ale chyba głównie przez wzgląd na duże wyprzedaże tak jest ich w mym domu dużo), no i ostatnio Biuro Literackie (wydają dużo dobrej poezji, no i dużo dzieł zebranych, a ja mam słabość do dzieł zebranych, żeby mieć wszystkie tomiki ulubionego autora pod ręką) oraz Ene Due Rabe i Dwie Siostry (przepiękne książki dla dzieci, prze-pięk-ne!).
Natomiast dodałabym kategorię takich starszych wydawnictw, których już nie ma albo których kupuję mało, ale czytam bardzo dużo. Tutaj na pewno wrzuciłabym PIW (mam nadzieję, że się jednak utrzyma!), Czytelnika, Ludową Spółdzielnię Wydawniczą, zastanawiam się, kto wydawał tę serię powieści młodzieżowych dawną, w śliskich okładkach, z takim charakterystycznym liternictwem: litery tytułu były puste w środku, ale utrzymane w jednym kolorze i z grubą linią wokół. Ich bym w każdym razie też wpisała na listę ulubionych :).
Natomiast tak się zastanawiam, jakie wydawnictwa mi podpadły, i chyba też bym wymieniła tak jak przedmówczynie Amber i Fabrykę Słów, czyli takie wydawnictwa, które wydały lepiej lub gorzej trochę dobrej literatury, a potem się jakoś zaczęły rozłazić i rozmieniać. I w sumie trochę tak jak w Twoim przypadku FS stała mi się obojętna, i tak samo zresztą Amber.
Ależ ja nie twierdzę, że młodzieżowa fantastyka jest zbędna - sama bardzo ją lubię. Problem w tym, że większość jej jest nijaka. I właśnie sporo takiej Uroboros wydaje. W dodatku nie kończy cykli, a tego nie znoszę.
OdpowiedzUsuńTak trochę oftop, czy jeszcze ktokolwiek wydaje młodzieżówki w klimacie wampirzo-wilkołaczym? Bo mam wrażenie, że już od lat zastępuje się je dystopiami.
Akurat "Kronik Księżycowych" nie czytałam, a chciałam. Ale jak mówisz, że marne szanse na zakończenie, to chyba odpuszczę (na takich, co nie wydają ostatniego tomu cyklu powinien być specjalny krąg w piekle, moim zdaniem).
Widzisz, ja jako osoba, która książki głównie ustawia na półkach uwielbiam twarde oprawy. Choć solidnymi miękkimi też nie pogardzę(np. magowy Dresden daje radę), ale z solidnymi miękkimi Magowi ostatnio nie po drodze.
OdpowiedzUsuńHm, mam wrażenie, że jakieś subtelne zmiany zaszły w polityce WABu od kiedy zostali wykupieni (był to m.in. początek końca serii Biosfera, a przynajmniej tak to wyglądało z zewnątrz). Acz to masowe dość lądowanie w Tanej Książce jest zastanawiające. Przy czym jedne serie lądują częściej niż inne (mam wrażenie, że głównie Archipelagi, z którymi mam raczej dobre doświadczenia).
Właściwie z FSczytuję już tylko Kossakowską od czasu do czasu (trochę znamienny jest fakt, że wielu autorów, będących swego czasu twarzami wydawnictwa, teraz z nim nie współpracuje). Ostatnią interesującą książką, jaką wydali, było dla mnie "2312"...
OdpowiedzUsuńRebis zadziwia mnie głównie tym, że wygzebuje jakieś dziwne, fajne cykle i im się to opłaca.;D Co do SQN, to jeszcze nic od nich nie czytałam, ale trochę zniechęciła mnie ta nieprzyjemna sprawa z ichnimi okładkami Ćwieka.
Amber właściwie nigdy mnie nie interesował. Poza ich wydaniami Tolkiena i jakimiś pojedynczymi, przypadkowymi tytułami ("Player One"!) w ogóle nie znajduje się w mojej orbicie zainteresowań. Prószyński podpadł mi anulowaniem serii fantastyki, a odkąd Pratchett nie żyje, właściwie nawet nie śledzę ich zapowiedzi.
Dziękuję:)
Dziękuję.^^
OdpowiedzUsuńHeh, jak dotąd nie udało mi się przeczytać niczego Krytyki Politycznej (co jakiś czas mam taki pomysł, ale jakoś się rozchodzi po kościach). A ze Znakiem mi się drogi rozeszły mniej więcej w okresie, kiedy podzielił się na mnijsze struktury (Emoticon, Literanova itd.). A wydani dladzieci sa rzeczywiście przepiękne, ale nie mam w najbliższej rodzinie dzieci w odowiednim wieku, żeby podziwiać z bliska i w naturalnym środowisku...
Za to przyznam Ci, że do starych wydawnictw w ogóle nie mam sentymentu. Głównie z dwóch powodów - kiedy czytałam ich książki, jeszcze nie za bardzo zwracałam uwagę na markę wydawnictwa. Drugi powód jest taki, że stare książki mają bardzo często absurdalnie mała i często spłowiałą czcionką, na którą osobiście jestem silnie uczulona.
GC jest moim odkryciem tego półrocza, stanowczo. Brakowało mi czegoś takiego - dokładnie z tych powodów, o których mówisz. Maga cenię, bo wydaje dobre książki i w dobrej oprawie. Do Fabryki mam jakieś uczucia, ale raczej zmienne. Nie podoba mi się ich polityka.
OdpowiedzUsuńBardzo fajna notka, przyjemnie się czytało :)
OdpowiedzUsuńAle co do MAGa mam żal za kilka serii :( Choćby Rejs Chathranda, którego dwa tomy były rewelacyjne, choć w sumie nie wiem, czy autor już dopisał trzeci :)
Fabryki Słów nie lubię, zwłaszcza że żerują na kilku autorach i ciężko doczekać się od nich czegoś nowego.
A z wydawnictw, które lubię za to co wydają, to Prószyński i S-ka, zarówno za fantastykę (Świat Dysku :D), jak i za klasyków.
Moim nowym ulubionym wydawnictwem jest YA! z grupy Foksal. Może nie jest to gatunek jaki czytasz i jaki jest opisywany na tym blogu, ale zadałaś pytanie, to odpowiadam ;). Wydają dobrą literaturę młodzieżową, tzw. Young Adult, stąd skrót. Jest to mieszanka lit. pięknej i fantastyki z momentami dystopii itp. Czasami się zastanawiam, czy nie jestem już na nią za stara, ale książki jakie wydają pokazują, że nie. To, co do tej pory udało mi się przeczytać, jest mądre, wymaga przemyśleń, pięknie i solidnie napisane. I wydaje mi się, że wydają literaturę zagraniczną, która np. w takiej Anglii cieszy się dużym powodzeniem, a u nas jakoś wydawnictwa nie są danymi książkami zainteresowane, choć są naprawdę wartościowe. I nagle właśnie pojawiło się YA! co mnie bardzo cieszy. Oglądam kilka vlogerek brytyjskich i miło mi zobaczyć, że książki, które polecają i które chciałabym przeczytać okazują się być w Polsce dostępne. Mam jeszcze sentyment do Rebisu za kilka serii, Czarne uwielbiam, jak dobrze że takie wydawnictwo istnieje. Żywię też jakiś sentyment do Muzy, chyba za kontakty z panem opiekującym się blogerami. Teraz już go nie ma i kontakt się załamał, ale sama nadal czasami kupuję ich książki, choć jak na mój gust wydają za dużo lit. z okręgu hiszpańskiego (nie przepadam, choć na pewno istnieją wielbiciele). I to chyba tyle. Reszta wydawnictw sobie jest, coś od nich czytam, ale żebym uwielbiała to nie ;).
OdpowiedzUsuńA, no i Initium. Jak mogłam zapomnieć. To oni wydają moją ukochaną Anne Bishop. Na niej zaczęli i na niej żyją, że tak powiem. Niewiele więcej wydają. Ale lubię ich tylko za to, bo jak kiedyś dali mi do recenzji nieproszoną przeze mnie książkę innego autora i mi się nie spodobała, to więcej się nie odezwali ;). Ale to było dawno temu.
OdpowiedzUsuńTeż mi się nie podoba polityka FS. To znaczy nie podobała mi się, kiedy jeszcze zwracałam na nią uwagę, ale jakoś nie słyszałam, żeby od tamtej pory się zmieniła...
OdpowiedzUsuńDzięki^^
OdpowiedzUsuńCóż, nie wszystkie serie udało im się dokończyć (ale na zakończenie niektórych trzeba było czekać bardzo długie lata, więc jeszcze nie wszystko stracone;)).
Do Prószyńskiego mam żal o serię Carriger, której nie wydali ostatniego tomu. Ogólnie odkąd zamknęli serię Nowej Fantastyki, coraz mniej u nich ciekawych rzeczy jak dla mnie. Zostaje tylko Pratchett, ale on już żadnej nowej książki nie napisze...
Faktycznie, z YA! jakoś żaden tytuł do tej pory mnie nie zainteresował. Za mało w nich fantastyki, a na młodzieżówki bez fantastyki chyba już jestem za stara.;)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Muzę, to właściwie bardziej interesuje mnie jej imprint, Akurat. Wydają dość szerokie spektrum gatunków, ale z fantastyki wybierają pozycje nagradzane i podobno dobre (dwie mam, ale jeszcze nie czytałam, a trzeciej, do której podobno wykupili prawa a bardzo mnie interesuje, nie ma jeszcze w zapowiedziach).
Initium nie czytałam chyba jeszcze żadnej książki, co jest dziwne, bo kilka w domu mam już od dawna.
A co do urywających się kontaktów, to niestety stałą zależność - zmienia się osoba odpowiedzialna za współpracę, urywa się kontakt. Co do niepochlebnych recenzji, to mi się nie zdarzyło, żeby wydawca już się po takiej nie odezwał.
Mmm, a nie wspomniałaś o Powergraphie... A moim zdaniem im warto byłoby poświęcić kilka słów.
OdpowiedzUsuńOch, ależ ja te książki dla dzieci kupuję wyłącznie dla siebie ;). Wcale nie trzeba mieć pretekstu, bo one się idealnie nadają w każdym wieku, więc po co się ograniczać. W sumie tym, co ogranicza najpoważniej, jest zasobność portfela, bo część tych wydań jest strasznie droga, ale da się upolować zniżki albo przeceny, na szczęście.
OdpowiedzUsuńMówisz? Może to kwestia tego, jak dane wydanie przetrwało próbę czasu? Bo że druk czasem płowieje, to fakt, że bywa mały też -- ale nie zawsze. Chyba mniej więcej tak jak teraz, powiedziałabym :).
zastanawiam się, kto wydawał tę serię powieści młodzieżowych
OdpowiedzUsuńMasz może na myśli serię Biblioteka Młodych? To był projekt międzywydawniczy.
Całkiem możliwe, że trafiałam akurat na takie nie przyjemne przypadki (bo fakt, jak czytałam stare "Tomki" Szklarskiego, to to było całkiem przyjemnie wydane).
OdpowiedzUsuńNi wspomniałam, bo doszłam do wniosku, że jak ktoś wydaje jedną książkę na trzy, cztery miesiące to jednak trochę mało, żeby urodził się z tego stosunek.;) Poza tym jak czasem Rafał Kosik coś palnie, to cycki opadają, a trochę trudno traktować mi wypowiedzi właściciela i jednej z głównych twarzy wydawnictwa w oderwaniu od samego wydawnictwa...
OdpowiedzUsuńTak! Dziękuję Ci bardzo! Skompletowanie (jeśli nie na półce, to "w czytaniu") tej serii to jest fajny pomysł na kolejną listę czytelniczą ;).
OdpowiedzUsuńMAGa także uwielbiam. Ich zapowiedzi na artefakty robią ogromne wrażenie. Zresztą to zawsze porządna literatura i porządnie wydana. Do Genius Creations jeszcze się nie przekonałem. Rebis? nie zawsze trafia w mój literacki gust, czasem dłuższe pzrestoje nim się na coś zdecyduję, niemniej zawsze pięknie wydają książki, to sama przyjemność trzymać je w dłoni lub na półce.
OdpowiedzUsuńNa mnie artefakty robią wrażenie głównie wizualne, bo żadnego z autorów czy utworów nie znam. Miałam je kupować na wyrywki, jak UW, ale co zapowiedź, to interesująca, więc wygląda na to, że koniec końców zbiorę całą serię...
OdpowiedzUsuńMnie też nie wszystko, co wydaje Rebis podchodzi (ichnie zagraniczne SF omijam szerokim łukiem), ale ciągle wydają dwie moje ulubione serie (dwie inne już zakończyli) a w planach mają trzecią, na którą napalam się jak szczerbaty na suchary. I fakt, zawsze wydają dość solidnie.
Yep, wiem, że ta strona z zapowiedziami wygląda na razie "skromnie" (Genius Creations), mam to na uwadze, jak się odkopiemy ze wszystkimi zaległościami i rzeczami "na wczoraj", żeby zrobić coś w stylu tej, która obecnie funkcjonuje z wydanymi już książkami.
OdpowiedzUsuńCóż, jak mam być szczera to Uroboros jest akurat chyba moim ulubionym wydawnictwem. Głównie ze względu na to, że wydają twórczość Sarah J. Maas. Do reszty wydawnictw nigdy nie byłam jakoś szczególnie przywiązana. Na pewno nie na tyle, aby wypowiadać się na temat tego czy resztę wielbię czy też nie.
OdpowiedzUsuńNiom, taka stronka z zapowiedziami byłaby idealna.:)
OdpowiedzUsuńNiestety, wydawanie debiutantów to trudny kawałek chleba. A polskich debiutantów jeszcze trudniejszy, bo zagraniczniaka to ludzie sobie obczają w internecie i jakieś tam (nieliczne bo nieliczne, ale zawsze) grono zainteresowanych już ma. Ale trzymam za GC kciuki, bo takie inicjatywy są bardzo potrzebne.
Hm, właściwie gdybym miała życzyć wam finansowej żyły złota, to powinnam napisać o drugiej Michalak.;)
Mam wrażenie, że książki Maas to jedyne, jakie wydają z żelazną regularnością. I nieliczne...
OdpowiedzUsuńJa osoatnio polubiłam Vesper. Mają piękne wydania książek starych - Draculi, Lovecrafta, Frankensteina, zbiory opowiadań Poego (grupowane tematycznie i tak pięknie ilustrowane...) i tym podobnych, takiej klasyki. A że ostatnio poszłam w tym kierunku, to doceniam (zwłaszcza Lovecraft i Dracula są piękne). Ale bliżej się nie interesowałam co wydają poza tym, więc mam ograniczoną wiedzę na ten temat.
OdpowiedzUsuńMAGa oczywiście lubię, bo wydaje mi kilka serii, na których mi zależy, ale na tej samej zasadzie wciąż mam senstyment do Fabryki Słów, za piękne okładki do polskiej fantastyki. Zwłaszcza do Grzędowicza i Kossakowskiej, ale wydali mi też Olgę Gromyko (chociaż ją teraz przejął chyba Papierowy Księżyc, projektując takie okładki, że nikt nie kupi tego, jeśli nie wie, czego szuka). I jest jeszcze Prószyński, któremu będę wdzięczna na zawsze, bo wydał calusieńkiego niemal Pratchetta, kiedy go przejął od Nowej Fantastyki, więc jego książki zajmują u mnie cały osobny regalik.
Ostatnio mam też coraz więcej WAB-u, ale duża część trafiła przypadkiem.
Są i plusy i minusy zagraniczniaków i polskich autorów, ciężko mi teraz powiedzieć, na czym by lepiej wydawca dziś wyszedł, gdyby miał wybierać.
OdpowiedzUsuńJakbyśmy trafili drugą Michalak, to trzeba by siłą redaktora przykuwać do kaloryfera i kazać pracować, bo z własnej woli chyba nikt by się nie podjął. :P
O Carriger też mam żal. Mogę co prawda przeczytać po angielsku, ale gdybym wiedziała, od początku czytałabym w oryginale, nie lubię zmian języka w trakcie.
OdpowiedzUsuńW ogóle to - rozumiem, że seria nie chwyta i wydawnictwo z niej rezygnuje, ale nie przed ostatnim tomem! Albo zaraz na początku, albo już jakoś niech tę jedną ostatnią część wymęczą. Zwłaszcza że Prószyński jest na tyle duży, że raczej by go to nie zabiło.
Amber budzi we mnie mieszane uczucia. Wydają sporo fajnych kryminałów, w tym jedną z moich ulubienic czyli Ann Cleeves, ale ich decyzja o podziale jej ostatniej książki na tomy (po 200 stron!) jest wręcz skandaliczna.
OdpowiedzUsuńWłaśnie o ten ostatni tom mam największy żal. Nawet mój ukochany Mag rezygnuje z dwudziestotomowych serii, które już po czwartym tomie przestają się sprzedawać. Ale jeden tom? Przecież to już jest raczej kwestia działań pijarowych i promowania marki, niż nawet jakiegokolwiek zarobku...
OdpowiedzUsuńNo dokłanie. Takie działania to jednak spora strata wizerunkowa. Takie jak u Amberu, do czego odnoszę się w innym komentarzu, też.
OdpowiedzUsuńO wznowieniach klasyki Vespera słyszałam dużo dobrego, ale szczerze mówiąc, nie miałam okazji nawet obejrzeć z bliska. Ale inicjatywa godna pochwały.:)
OdpowiedzUsuńNo, Fabryka takiego czwartego PLO w ładną okładkę wsadziła (serio ładną, świetne było to ostatnie wydanie), cóż z tego, skoro w środku Sodoma i Gomora... Mag jednak takich błędów nie popełnia. Co do Gromyko, to jeszcze nie znam, ale fakt, jak patrzę na okładkę PK, to nie wiem, czy jest bardziej śmieszna, czy straszna...
A dla ścisłości, to Prószyński nie przejął serii po Nowej Fantastyce. Przejął Nową Fantastykę razem z serią.;)
Moje uczucia do WABu sporo ochłodły, odkąd zlikwidowali Biosferę"...
Znaczy, jeszcze dzielenie na tomy jestem w niektórych przypadkach w stanie zrozumieć (jak w przypadku Rothfussa, gdzie jednotomowa książka byłaby rzeczywiście olbrzymia, lub Paoliniego, gdzie Mag od razu powiedział, że licencja była dwukrotnie droższa, niż w przypadku poprzednich tomów, więc albo tak, albo wcale). W ogóle w dzieleniu na tomy miszczem jest FS, która nawet czterysta stron oryginału potrafi nie tylko podzielić na pół, ale jeszcze wydać w półrocznym odstępie...
OdpowiedzUsuńMag popełnia błędy, tylko czytelnicy go rozgrzeszają - udało im się nawet zgubić rozdział w środku książki, co chyba się nikomu innemu nie zdarzyło.
OdpowiedzUsuńFabryce się zdarzyło - w Achai.;D Ale nikt poza autorem tego nie zauważył, co chyba nienajlepiej świadczy o książce.
OdpowiedzUsuńA Magowi w czym?
W 1 tomie "Pustki" Hamiltona bodajże, albo w 2, w każdym razie na pewno w "Pustce".
OdpowiedzUsuńInteresujące. Pustki akurat mam (znaczy Luby ma, ale w jednej chałupie w końcu), zobaczymy czy zauważymy w którym.
OdpowiedzUsuńO, czyli nie nie tylko moje ukochane "Sny bogów i potworów" tegoż wydawnictwa zasłużyły ostatnio na bezsensowny podział? Fakt, tom pierwszy ma niecałe 300 stron, więc nie jest tak krótki, jak te podane przez ciebie, ale fabuła na tym strasznie straciła, bo niemal cała akcja najwyraźniej skupia się w drugiej połowie :(
OdpowiedzUsuńStrasznie nie przepadam na wydawnictwem Novae Res.
OdpowiedzUsuńZ Twojego zestawienia najbardziej lubię MAGa, w najbliższym czasie zamierzam upolować kilka nowych książek od nich. :)
Szczerze mówiąc, Novae Res nie uważam za pełnoprawne wydawnictwo. Nie uważam za wydawnictwa firm, które każą płacić autorom za wydanie książki.
OdpowiedzUsuńJa też trafiłam na brak kilkudziesięciu (!) stron w książce "Dary anioła. Miasto kości". Było po kolei do dwustu ileś, potem trzysta kilka do bodajże 350, następnie znowu przeskoczyło na dwieście ileś.
OdpowiedzUsuńTo błąd składu lub drukarni - po prostu ktoś pomylił kolejność wklejek w książce... Zdarzyło mi się kilka razy na coś takiego trafić, zwłaszcza starszych książkach.
OdpowiedzUsuń