"5 sekund do Io" zainteresowało mnie właściwie z jednego powodu - oto autorka mainstreamowa postanowiła poruszyć temat gier komputerowych. Z jednorazowego doświadczenia (z "Dziewczyną Mistrza Gry" Siesickiej) wiem, że w takich sytuacjach często dzieją się rzeczy niestworzone (rzeczonej Siesickiej na przykład udało się stworzyć przekonujący obraz dziesięcioletniego socjopaty, ale nie sądzę, żeby taki był zamysł autorki). Poza tym jedną powieść Wardy już czytałam i o ile wątku dziejącego się w "naszym" świecie za chińskiego boga nie pamiętam (jakiś trup tam się pojawiał chyba), to bardzo dobrze pamiętam wątek relacji autora i jego dzieła. Stąd moja wiara w to, że i z grami sobie poradzi (bo tu jednak fajnie można, nomen omen, pograć z czwartą ściana i zatracaniu się w opowieści, którą się tworzy).
Mika jest sierotą - matka odeszła od nich wiele lat temu, a ojciec zginął w wypadku. Z młodszą siostrą, mającą jeszcze szanse na adopcje Nikolą też ma coraz słabszy kontakt. Kiedy w jej liceum wybucha strzelanina, Mika jest akurat w bibliotece szkolnej, gdzie widzi, jak agresor strzela do bibliotekarki. Kiedy okazuje się, że dziewczyna spotkała sprawce wcześniej, na turnieju gier komputerowych, policjant i jednocześnie znajomy ojca sióstr składa jej propozycję - będzie wtyczką policyjną w jednej z nowych gier w przełomowej technologii Work a Dream. Jej zadaniem będzie odnalezienie kilku zaginionych w realnym świecie, ale wciąż aktywnych w grze osób.
Zacznę może od tego, z czym mam w tej książce największy problem, czyli z przedstawieniem przez autorkę świata gier. Od razu powiem, że traktuje ona ten aspekt powieści dość instrumentalnie i tak naprawdę nie jest on najważniejszy, ale parę kwestii mnie jednak uwiera (mimo że sama graczką raczej określić się nie mogę i może w paru kwestiach to jednak autorka ma rację. Jeśli zacznę prawić farmazony, lejcie po łapach).
Po pierwsze, już sama koncepcja Io trochę mnie rozczarowała. Ja wiem, że to licentia poetica i żaden błąd, ale fabularne uzasadnienie kolonizacji tego ciała niebieskiego tym, że naukowcy po x latach odkryli, że jednak się mylili i Io jest w pełni zdatna do ludzkiej kolonizacji, jest po prostu żałosne. Poza tym kompletnie nie rozumiem, dlaczego graficy uznali, że idealnym rozwiązaniem będzie ubranie graczy we współczesne wojskowe stroje (raczej na zasadzie bluz moro i spodni khaki niż mundurów polowych) i uzbrojenie ich we współczesną broń (która w świecie gry powinna być już mocno archaiczna). Ja rozumiem, że gry w stylistyce modern retro też bywają ciekawe wizualnie, ale c'mon - macie nową technologię wizualną, chcecie pokazać jej możliwości i dlatego rezygnujecie z bardzo widowiskowych laserów-blasterów i kombinezonów kosmicznych?
Samą rozgrywkę i relacje między graczami autorka przedstawiła jednak całkiem fajnie, jak na osobę nawet nie tyle niezwiązana, co nawet nie obserwującą środowiska. Ma to swoje wady i zalety. Wadą jest na przykład fakt, że ciągle podsuwa pod rozważania tematy już dawno omówione w środowisko z każdej strony, na przykład przełożenie agresji w grze na agresje w rzeczywistości. Jakkolwiek temat ten jest w powieści ciekawie rozegrany (szkoda, że go nie pogłębiono), to jednak można byłoby dodać kilka słów o tym, co ustaliły badania i ogólnie wyjść do mainstreamu z komunikatem trochę innym niż dotychczas (a mimo ciekawego ujęcia motywu w fabule, jego rozwinięcie ciągle pozostaje raczej standardowe).
Dobrze, chwilowo może koniec tego narzekania na koncepcję, teraz ponarzekam trochę na główną bohaterkę. Mika w realu jest bardzo dobrze zarysowaną postacią - zagubiona, osamotniona, pozostawiona samej sobie dziewczyna, która stara się jakoś żyć i marzy o adoptowaniu młodszej siostry. To niezwykle wiarygodna kreacja i należałoby pogratulować autorce pomysłu i wyczucia. Czytelnik jest w stanie poczuć wyalienowanie dziewczyny, zrozumieć jej nieliczne kalekie relacje z innymi ludźmi i chęć ucieczki w świat gier. Tyle tylko, że w momencie ucieczki w świat gier Mika traci na wiarygodności. Autorka przedstawia ją jako weterankę, która starała się na bieżąco być z każdym nowym systemem, jaki tylko wchodził na rynek (co też mi nieco zgrzyta, bo nowe gry i konsole to raczej drogie hobby, często poza zasięgiem dzieciaków z domu dziecka. Ale jesteśmy w niedalekiej przyszłości, może do tego czasu sprzęt i gry mocno staniały). Tymczasem, gdy dziewczyna loguje się do "Bitwy o Io", wszystko ją tam dziwi - od tego, że rozgrywka polega na strzelaniu do innych graczy zaczynając, a na tym, że gracze w zależności od profesji swojej postaci dostają zadania z rożnych "stron barykady" kończąc. Rozumiem, że przejście ze znanego systemu do gry w nowej technologii mogło być szokiem, ale przecież nie aż takim.*
Tak właściwie to sama gra nie jest szczególnie istotnym elementem powieści. Autorka skupia się na kreowaniu charakterów młodych ludzi, ale szczerze mówiąc, mam wrażenie, że trochę nie może się zdecydować, w jakich sytuacjach chce ich pokazywać. Można by było zakładać, że pokaże nam transformacje bohaterów w wirtualnym świecie, jednak tak się nie dzieje. Mimo zapewnień, że osoby w grze nie są prawdziwe, tak naprawdę kreacje graczy są niemal identyczne z ich wizerunkami w realu, pomijając może tych, których ewidentnie pokazano jako uzależnionych od gry, a wiec już z definicji wypaczonych (ale ich z kolei nie widzimy w realu, więc może po prostu ich problemy eskalują w wirtualnej rzeczywistości). W tym momencie mam wrażenie, że autorka nie wykorzystała w pełni potencjału swojego pomysłu w budowaniu charterów postaci.
Bo szczerze mówiąc, "5 sekund do Io" to bardzo kameralna powieść, skupiająca się głownie na problemach Miki. Mamy co prawda zapowiedź jakiegoś konfliktu z wielka korporacją, ale na zapowiedzi się kończy. Mamy motyw innych graczy, ale praktycznie niczego się o nich nie dowiadujemy. Mamy wątek śledztwa, ale nic z niego nie wynika. Nie chcę powiedzieć, że to źle, być może taki był plan autorki i niczego mu nie brakuje, ale szkoda mi tych niespełnionych obietnic.
Jestem trochę rozdarta, bo mimo wad "5 sekund do Io" jest świetnie napisana i czyta się bardzo dobrze. Być może po prostu oczekiwałam innego rozłożenia akcentów. Tak więc jeśli szukacie opowieści związanej z tematyką gier, to raczej nie polecam. Ale jeśli szukacie opowieści o dziewczynie z problemami, to jak najbardziej.
Tytuł: 5 sekund do Io
Autor: Małgorzata Warda
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok: 2015
Stron: 344
Tak właściwie to sama gra nie jest szczególnie istotnym elementem powieści. Autorka skupia się na kreowaniu charakterów młodych ludzi, ale szczerze mówiąc, mam wrażenie, że trochę nie może się zdecydować, w jakich sytuacjach chce ich pokazywać. Można by było zakładać, że pokaże nam transformacje bohaterów w wirtualnym świecie, jednak tak się nie dzieje. Mimo zapewnień, że osoby w grze nie są prawdziwe, tak naprawdę kreacje graczy są niemal identyczne z ich wizerunkami w realu, pomijając może tych, których ewidentnie pokazano jako uzależnionych od gry, a wiec już z definicji wypaczonych (ale ich z kolei nie widzimy w realu, więc może po prostu ich problemy eskalują w wirtualnej rzeczywistości). W tym momencie mam wrażenie, że autorka nie wykorzystała w pełni potencjału swojego pomysłu w budowaniu charterów postaci.
Bo szczerze mówiąc, "5 sekund do Io" to bardzo kameralna powieść, skupiająca się głownie na problemach Miki. Mamy co prawda zapowiedź jakiegoś konfliktu z wielka korporacją, ale na zapowiedzi się kończy. Mamy motyw innych graczy, ale praktycznie niczego się o nich nie dowiadujemy. Mamy wątek śledztwa, ale nic z niego nie wynika. Nie chcę powiedzieć, że to źle, być może taki był plan autorki i niczego mu nie brakuje, ale szkoda mi tych niespełnionych obietnic.
Jestem trochę rozdarta, bo mimo wad "5 sekund do Io" jest świetnie napisana i czyta się bardzo dobrze. Być może po prostu oczekiwałam innego rozłożenia akcentów. Tak więc jeśli szukacie opowieści związanej z tematyką gier, to raczej nie polecam. Ale jeśli szukacie opowieści o dziewczynie z problemami, to jak najbardziej.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Media Rodzina.
Tytuł: 5 sekund do Io
Autor: Małgorzata Warda
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok: 2015
Stron: 344
* Nawiasem mówiąc, producenci gry wykazują się tu ogromną ignorancją. Dają graczom wolną rękę (w "Bitwie..." nie ma adminów ani regulaminu), tworzą mechanikę gry promująca przemoc i dziwią się, że stworzony przez nich świat zaczyna płonąć. Zresztą, fajnie o zależnościach miedzy mechaniką gry a zachowaniami graczy pisał kiedyś Misiael.
Ja trochę nie na temat, ale nie mogę się powstrzymać: o rety, Siesicka napisała powieść o grach? O RPG-ach, po tytule sądząc?
OdpowiedzUsuńOwszem - była to jedyna jej książka, jaka przeczytałam. I raczej mi się nie podobała (ale ja ogólnie nie rozumiem fenomenu Siesickiej i młodzieżowej literatury obyczajowej, więc mogę być nieobiektywna).
OdpowiedzUsuńTeż póki co nie mam dobrych doświadczeń z Siesicką, ale może bez sensu z uporem godnym lepszej sprawy usiłuję przeczytać "Zapałkę na zakręcie". Może wezmę się przy następnym podejściu za "Dziewczynę..." właśnie ;).
OdpowiedzUsuń"Zapałkę..." swego czasu usilnie polecała mi Mama (to jej ulubiona książka Siesickiej), ale byłam twarda i nie dałam się namówić.;)
OdpowiedzUsuń