Doszłam do tego momentu w swoim życiu, że zaczęło mi ogromnie brakować w domu futra. Bo w domu rodzinnym jakieś futro zawsze było - często raczej podwórkowe czy łańcuchowe, ale wystarczyło otworzyć drzwi i zawołać "kici, kici", żeby mieć kogo pogłaskać. Chciałam mieć kogo pogłaskać i "na swoim", a od niedawna warunki mi na to pozwalają. Poza tym Luby już dawno obiecał mi dowolnie wybrane zwierzę - miał to być jego wkład w budowanie naszego wspólnego domu.:) Zaczęły się poszukiwania.
Na początku myślałam oczywiście o kocie, bo u rodziców najwięcej było kotów i były od zawsze. Ale po zastanowieniu doszłam do wniosku, że chyba jednak na kota nie jestem gotowa. Nie mam do zwierzęcia na tyle zaufania, żeby puścić je luzem po mieszkaniu pod moją nieobecność. Poza tym, jak niektórzy może zauważyli, czasem zajmuję się handmadem i mam mnóstwo specyfików do niego w biurku, często w szklanych butelkach. A moje biurko ma otwarte półki, nie szafki, więc zwierze tak aktywne jak kot mogłoby łatwo taką butelkę ściągnąć pod moją nieobecność... Tak więc na razie kot odpada.
Pozostało mi przejrzeć zwierzęta "klatkowe". Na początku faworytem był szczur, ale jednasz szczur i książki to nie jest najlepsze połączenie (poza tym to niestety chorowite stworzenia). Po porównaniu "szkudności", interaktywności i wymagań obu stron (tzn. mnie i kolejnych gatunków) doszłam do wniosku, że najlepszym towarzyszem Moreni będą świnki morskie. I tak dziewiętnastego czerwca pojawiły się u nas Momo i Appa, dwie panny rasy rex.
Ta czerwona (ciemniejsza) to Appa, ta szafranowa (jaśniejsza) to Momo. |
W sumie planowałam swojego zwierzaka nazwać Zergling, bo niewiele jest zwierząt, do których to imię nie pasuje. Niestety, jednymi z nich są właśnie świnki morskie, a poza tym, co z drugim zwierzakiem (świnki, tak samo jak szczury, to zwierzęta stadne i barbarzyństwem byłoby trzymanie w domu tylko jednego)? Wybrałam więc imiona pary bohaterów jednego z moich ulubionych seriali animowanych. Co prawda z charakterami nie trafiłam, bo Momo jest bardziej zrównoważona i odważniejsza, a Appa to mała panikara, ale chyba im to nie przeszkadza.:)
Jedzenie sensem życia. |
Jak na razie panienki bardzo niechętnie pozwalają (to akurat eufemizm, prawdaż) się głaskać, czy brać na ręce, ale z każdym dniem jest coraz lepiej (w krytycznej sytuacji zawsze można przekupić je ogórkiem). Jedzą, rosną i popcorningują sobie (niestety, jak na razie tego nie udało mi się nagrać, bo świniory wstydzą się aparatu. Ale jeśli mi się uda, nie omieszkam was popcorningującymi prosiakami poszczuć, bo widok jest przepocieszny). Cóż, pozostaje wam się przygotować na znacznie częstsze pojawianie się świnek na blogu i fanpejdżu - zwłaszcza na fanpejdżu. Będziecie musieli jakoś z tym żyć.
Na koniec dodam jeszcze, że ja swoje świnki kupiłam (co prawda w dobrym i sprawdzonym miejscu, ale jednak kupiłam), ale jeśli też zastanawiacie się nad takim zwierzakiem, może warto rozważyć adopcję. Na stronie Stowarzyszenia Pomocy Świnkom Morskim możecie znaleźć wiele świnek, które czekają na nowy dom - świnek zdrowych, oswojonych i bez "wkładki" w przypadku samiczek. Może któraś czeka niedaleko was na nowy dom.
I jeszcze filmik z Momo. Bo mogę.
Łoooo, świniory! :) I to jakie fajne :D
OdpowiedzUsuńŚwiniory dziękują za komplement.:)
OdpowiedzUsuńKiedy planujesz naukę czytania?
OdpowiedzUsuńBTW Złamałem się w końcu i się do Disqus zapisałem. Pewnie tylko po to, żeby się u Ciebie wkomentowywać. :-) Padło na panny prosiaczki, ale od czegoś trzeba zacząć ;-)
Obawiam się, że w tym przypadku konsumpcja literatury może być dosłowna.;)
OdpowiedzUsuńHm, czyli mogę liczyć na częstsze komentarz?;)
No teraz już tak :-D
OdpowiedzUsuńNo cześć, Momo! Cześć Appa! Witajcie w internetach :)
OdpowiedzUsuń