Recenzja sponsorowana przez Arię, która pożyczyła mi książeczkę.:) Dzięki!:)
Czasami czytelnik potrzebuje się
rozerwać. Tak zwyczajnie, bez zobowiązań czy ambicji literackich, ot, zabawić
się przy niegłupiej książce. Ja wam teraz opowiem o takiej książce. Postaram
się zrobić to szybko, bo nie wiem, jak długo dam radę powstrzymywać się przed
pożarciem kolejnego tomu.
Alexia Tarabotti jest starą
panną. Co prawda ma dopiero 26 lat, no ale w dziewiętnastowiecznym Londynie
jest to wiek matuzalemowy, jeśli nie ma się męża. Odpowiedzialny za ten stan
rzeczy jest nie tyle śródziemnomorski typ urody, co trudny charakter. Kto to
widział, żeby panna miała własne zdanie i bezceremonialnie je światu
komunikowała! Poza tym Alexia nie posiada duszy, ale to już mniejszy problem.
Wszystko powyższe sprawia, że młoda kobieta bale zwykła spędzać w bibliotekach
organizatorów – nie, żeby jej to szczególnie przeszkadzało, bo książki też są
dobrym towarzystwem. Pewnego wieczoru zdarzyło się, że w takiej cudzej
bibliotece zaatakował ją wampir. Nawet nie spytał, czy można skosztować, też
coś. Wynik szamotaniny jest taki, że nie można się obejść bez odpowiednich
służb, które pojawiają się w osobie samców alfa i beta miejscowej watahy
wilkołaków. Ten alfa bardzo interesujący, chociaż nie do wytrzymania. Teraz
pozostaje tylko wyjaśnić, skąd się wziął nierejestrowany wampir, gdzie się
podziały niezrzeszone rejestrowany i kto u diabła poluje na Alexię.
Jestem pełna podziwu dla pani
Carriger. Sprzedała mi bowiem fantastyczny kryminał pożeniony z romansem
paranormalny i gęsto obsypany humorem, a ja go kupiłam. I to jeszcze jak
kupiłam! Prawie tak, jak najlepsze powieści Pratchetta. Terry Pratchett co
prawda nie jest kobietą i wątki romantyczne
go raczej nie interesują, ale gdyby był i gdyby go zainteresowały, to
powstałaby właśnie „Bezduszna”.
Pora chyba wyjaśnić, co mnie tak
ujęło w tej książce, bo jak dotąd wybełkotałam tylko kilka bezładnych
zachwytów. Po pierwsze fakt, że ktoś mi umiał sprzedać historie romansu,
których raczej nie znoszę. Fakt, że wątek romansowy, mimo iż zajmuje sporo
miejsca, nie spycha fabuły właściwej do kąta też wart jest pochwały. Z resztą,
już samo to, że wreszcie na widelcu mamy wilkołaka, a nie wampira, jest u mnie
punktowane. Osobiście jestem w stanie zrozumieć fascynację ciepłym, puchatym i
nieco dzikim dziwadłem, ale sztywnym, zębatym i bladym sztywniakiem już nie.
Romans jest więc wiarygodny i poprowadzony zgodnie z wielce temperamentnymi
charakterami bohaterów, a do tego z założenia humorystyczny – to ostatnie
sprawiło, że autorka zdobyła moje czytelnicze serce. Dobrze napisana,
humorystyczna historia miłosna to jest coś, z czym nawet Terry P., dla mnie od
zawsze i na zawsze król humoru, sobie nie poradził.
Po drugie – fabuła, która
znacznie wykracza poza romans i potrafi szalenie czytelnika wciągnąć. Poprowadzona
z brawurą godną Dana Browna (tylko znacznie lepiej) akcja zabierze nas zarówno
na londyńskie salony, jak i do podziemia, a nawet do wilczego leża. A przy tym
czytelnik (no dobrze – czytelniczka, bo jakkolwiek uważam, że to książka jest
świetna niezależnie od płci odbiorcy, nie wiem, czy panowie będą w stanie w
pełni docenić jej walory) cały czas chichocze, rozbawiony żarcikami, jakie co
rusz pani Carriger raczy utykać na stronach. Nie bez znaczenia jest
wykorzystanie w tej materii konwenansów etykiety wiktoriańskiej czy całego
ambarasu związanego z ówczesnymi realiami, co wychodzi fenomenalnie.
A skoro już o opisach mowa, to
jestem pod wrażeniem. Autorka co prawda dała sobie spokój z topografią miasta
czy opisem zaułków, ale przecież panna z dobrego domu, jaką niewątpliwie jest
Alexia Tarabotti, nie ma prawa wiedzieć, jak one wyglądają. Zamiast tego
dostajemy opisy spacerowiczów z Hyde Parku, wieczorowych sukni (muszę przyznać,
że mało która rycina z epoki wywołuje u mnie tak barwne wizualizacje, jak te opisy)
i salonów londyńskiej elity, zarówno śmiertelnej, jak i nadprzyrodzonej. A i
sposób, w jaki rozprawiła się z zawiłościami integracji społecznej bytów
nadprzyrodzonych zasługuje na pochwałę. Nie ma tu mętnych podziałów i
niedopracowanych wyjaśnień. Wszystko do siebie pasuje i chodzi jak w zegarku.
Słów kilka o bohaterach.
Niezwykle spodobał mi się sposób, w jaki autorka uniknęła wszystkich typowo
romansowych pułapek w tworzeniu damy. Zamiast rozlazłej i nieładnej mamei czy
superzaradnej seksbomby (która niby to jest przeciętnej urody, ale wszyscy
faceci za nią szaleją, więc coś tu śmierdzi) mamy Alexię, która współczesnemu
facetowi z pewnością by się bardzo spodobała. Tyle, że nie jesteśmy we
współczesności, jeno w wiktoriańskiej Anglii, a do ówczesnego kanonu piękna
panna Tarabotti nijak nie pasuje. Toteż nic dziwnego, że podoba się raczej tym
panom, którzy jeszcze pamiętają kanony wcześniejsze. Panowie zaś są urodziwi w
różnych typach i o różnych typach temperamentu (najurodziwszy i najbardziej
temperamentny jest przeznaczony naszej drogiej Alexii, ale wybaczmy autorce to
ustępstwo na rzecz romansowego kanonu), więc nie można narzekać na wycinanie
bohaterów od sztancy. Zwłaszcza, że ciekawe postacie męskie są świetnie
równoważone ciekawymi postaciami żeńskimi, więc nic tylko czytać.
Niniejszym postanawiam
niezwłocznie zastosować się do rady z końca poprzedniego akapitu i biorę się za
drugi tom przygód Alexii. Co też radzę uczynić wszystkim, którzy jeszcze nie
zainteresowali się panną z parasolem. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio tak
dobrze bawiłam się przy książce.
Tytuł: Bezduszna
Autor: Gail Carriger
Tłumacz: Magdalena Moltzan-Małkowska
Tytuł oryginalny: Soulless
Cykl: Protektorat Parasola
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 2011
Stron: 320
Tłumacz: Magdalena Moltzan-Małkowska
Tytuł oryginalny: Soulless
Cykl: Protektorat Parasola
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 2011
Stron: 320
Mam ją na swojej liście życzeń świątecznych:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Tak chwalicie i chwalicie (znaczy Ty, Silaqui, Viv, i jeszcze jakieś anonimowe recenzje zewsząd), że aż się skuszę w końcu. ;) Co prawda połączenie słów "paranormal" i "romans" brzmi wciąż skrajnie upiornie... No nic, postaram się przynajmniej dorwać angielską wersję i wmawiać sobie, że czytam w celach edukacyjnych. :D
OdpowiedzUsuńMi też brzmiało skrajnie upiornie, dlatego długo zwlekałam z zapoznaniem się. Ale koniec końców, okazuje się, że nie ma się czego bać, bo to jednak bardziej romantyczna powieść humorystyczna, niż romans.:) Swoją drogą, ciekawe, jak wypada polskie tłumaczenie na tle oryginału.
UsuńHa, ja Ci powiem, że się sama zabijam. Mam na półce trzy tomy, leżą tak sobie już od ponad pół roku chyba, a ja dalej co innego czytam ;) Jeśli chodzi o to, czy faceci połasiliby się na taką książkę, to ja osobiście znam jednego - mojego kuzyna. uwielbia paranormale. Wiem, to dziwne. On jest dziwny. Przynajmniej znajdujemy wspólny język, bo on i czytalnik, i gitarzysta i w ogóle.
OdpowiedzUsuńJa z chęcią przeczytałabym o takiej Alexii i o trochę mniej urodziwym typie. Co by nie było za słodko. Ale widzę, że i tak słodko nie jest ;)
To nie ma na co czekać, trzeba czytać (no, chyba, że chcesz zabrać całość i dopiero potem czytać - wszystkiego ma być 5 tomów).:D
UsuńWiesz, ja nie wątpię, że istnieją jednostki płci męskiej lubiące paranormale. Ale pomijając już nawet to, że są wyjątkami potwierdzającymi regułę, chodziło mi raczej o docenienie barwnych opisów strojów z epoki czy męskiej urody.;) Co nie zmienia faktu, że w sumie fajnego masz kolegę.^^
Jest raczej śmiesznie, niż słodko, chociaż obowiązkowa dawka lukru jednak w pierwszym tomie się znalazła (przynajmniej nie jest mdląco słodki;)). Za to później to się dopiero dzieje.;)
No taaaaaaak, napalaj mnie dalej, a ja właśnie co innego czytam :D :D Jak to tylko 5 tomów?! Toż to ten ohydny Dom Nocy ciągnie się jak guma przyklejona do buta, a ta chwalona przez wszystkich seria tylko 5 tomów? Eeeeech, przynajmniej nie zbankrutuję :D
UsuńA jeśli chodzi o docenianie kunsztu literackiego, czy wyobraźni autora, to się zgadzam - faceci raczej tego nie robią, bo to im niepotrzebne :D
No na dobrą książkę trzeba napalać.;) Tylko pięć, bo autorka miała dobry pomysł na pięć tomów, więc tyle napisała. Niektórzy mają dobry pomysł na pierwszy tom, a potem improwizują niczym scenarzyści "Mody na sukces" i wychodzi taka przeżuta guma.;)
UsuńDla mnie ta część była nazbyt romansowa i przewidywalna, ale urok ma i tak niesamowity. Za to część druga i trzecia - cuda! Przynajmniej dla mnie, bo wiem, że dla części czytelniczek lepsze są historie bardziej miłosne :)
OdpowiedzUsuńBtw skoro przeczytałaś, to będą obrazki? ;) I muszę się znowu zapisywać, jak będziesz przyjmować zgłoszenia?
Mi się tom pierwszy podobał w sumie najbardziej, po części dlatego, że wziął mnie z zaskoczenia, a po części dlatego, że mimo przewidywalności autorka tak zgrabnie wywraca do góry nogami romansowe schematy, nie roznosząc ich przy tym w perzynę.;)
UsuńObrazków nie związanych z akcją nie będzie, bo zbyt leniwa jestem (a po prawdzie trochę ostatnio brak czasu mi na radosną twórczość nie pozwala).;) Ale zgłaszać można, najlepiej wytrwale co miesiąc i poprosić znajomych o wsparcie, co bym mogła uczciwie wylosować.;) I możesz zgłosić nawet teraz, bo jeszcze w tym miesiącu nie zgłaszałaś (zapisy przyjmuję od 1 do 30 (względnie 31) każdego miesiąca). Masz link do aktualnych:
http://kronikaksiazkoholika.blogspot.com/2012/11/jak-to-widze-czyli-kogo-zobaczymy-w.html
Świetnie to napisałaś ;) Jakkolwiek nie znoszę romansów zwykłych i tych paranormalnych, tak naprawdę mam ochotę sięgnąć po tę książkę ;) Jeśli można się przy niej pośmiać i rozerwać to miłosne wątki przeboleję. Po za tym widzę, że dość cienka to książeczka więc dam radę ;P
OdpowiedzUsuńDzięki^^ Sięgaj, sięgaj, książeczka jest niewielka, a czyta się ją błyskawicznie. Tylko kiedy już weźmiesz się za drugi tom, radzę mieć pod ręką trzeci.;)
UsuńCzytałam i podzielam Twoje zdanie;)
OdpowiedzUsuńI pomyśleć, że mam parę tomów, część po niemiecku, część w oryginale - wszystkie dziewicze, nietknięte, czekające na lepsze czasy;-)... No niby były pozytywne opinie, ale - szczerze, bez wazeliny - dopiero Twoja mnie tknęła na tyle, by jednak rzucić łaskawszym okiem na ten cykl.
OdpowiedzUsuńDzięki, miło być pomocnym:D Mm nadzieję, że będzie mi niedługo dane poznać Twoją opinię.:)
UsuńW kolejnych tomach forma autorki delikatnie spada. Na szczęście bardzo powoli :)
OdpowiedzUsuńTu się z Tobą trochę zgodzę, a trochę nie.;) Bo faktycznie drugi tom jakoś nieco mniej porywa, ale z drugiej strony wiele osób uważa go za lepszy od pierwszego. Stąd wnoszę, że to dlatego, że autorka przeniosła ciężar akcji z romansu na zagadkę.
Usuń"Protektorat..." to rzeczywiście świetna seria :) Tym bardziej, że z tomu na tom robi się ciekawiej i bardziej zabawnie :)
OdpowiedzUsuń