Większość ludzi nie darzy robactwa sympatią. Spora grupa na pojawienie
się stworzenia z więcej niż czterema nogami reaguje wręcz histerycznie.
Ale są i tacy, którzy mogą godzinami napawać się urodą ptasznika we
własnym terrarium czy z fascynacją śledzić poczynania łąkowych
chrząszczy. Znajda się i tacy, którzy po prostu od czasu do czasu lubią
przyjrzeć się jakiejś obrzydliwości. Zbrodnie robali kierowane są raczej do dwóch ostatnich grup (i ich wszystkich mniej radykalnych odłamów).
O czym właściwie jest książka Amy Stewart? Jak zaznacza autorka we wstępie, nie jest to żadne kompendium naukowe (te bowiem wypisała w bibliografii – niestety, większość pozycji jest dostępnych wyłącznie w języku angielskim). Zbrodnie robali można nazwać raczej zbiorem ciekawostek na temat istot stanowiących realne zagrożenie dla życia i zdrowia, niszczących uprawy i mienie, bądź uciążliwych ponad miarę i wyobrażenie. Czytelnik więc będzie miał okazję poczytać o stonce ziemniaczanej, wałęsaku brazylijskim, ślimakach ogrodowych czy drakunkulozie (osobom wrażliwym radzę tej nazwy nie wpisywać do wyszukiwarki). Ale nie tylko, bo znajdziemy tu również zestawienia tematyczne – jedno z nich zatytułowano „Mole książkowe”.
Zbrodnie robali powinny sprawić najwięcej radości
osobom, które bezkręgowcami interesują się raczej okazjonalnie albo
lubują się w zbieraniu ciekawostek. Prawdziwi zapaleńcy entomologii
raczej nie będą usatysfakcjonowani lekturą, chociaż i oni powinni tu
znaleźć kilka perełek. Poza tym czytanie tekstów o poszczególnych
gatunkach powinno sprawić wiele przyjemności – każdy rozdzialik jest
bowiem napisany jak smakowity felieton. Autorka ma bardzo sprawne pióro i
potrafi swoje idee przekazać zwięźle, prosto i ciekawie – a to podstawa
dobrze napisanej książki popularnonaukowej. Zaś fakt, że Stewart
potrafi używać niewymuszonego humoru znacząco podnosi wartość tekstu.
Największą wadą książki jest to, że koncentruje się głównie na amerykańskiej entomofaunie (oraz na tej całkiem egzotycznej, ale to przecież nie wada). Polskiemu czytelnikowi może jednak zabraknąć informacji dotyczących Europejskich populacji opisywanych gatunków – kilka z nich aż się prosi o poszerzenie danych, choćby o nazwy blisko spokrewnionych gatunków występujących na terenie kraju. Cóż, nie można mieć wszystkiego.
Nie mogę nie wspomnieć o jakości wydania – zasługuje ono bowiem na same pochwały. Ceglastoczerwona, twarda oprawa będzie się niewątpliwie wspaniale prezentować w każdej domowej biblioteczce, a wnętrze wygląda jeszcze lepiej. Uwagę zwracają przede wszystkim piękne ilustracje - czarno białe, ale zadziwiająco szczegółowe, przywodzące na myśl podręczniki akademickie sprzed ery komputerowej obróbki obrazu. Strony stylizowano na wiekowy wolumin, dbając przy tym o przejrzysty układ tekstu. Błędów edytorskich również nie odnotowałam.
Zbrodnie robali polecam miłośnikom przyrody, zwłaszcza tym, którzy potrafią się zachwycić jej mniej estetycznymi aspektami. Polecam też kolekcjonerom ciekawostek. A także wszystkim tym, którzy posiadają takiego kogoś wśród bliskich i zastanawiają się, jaki prezent mu podarować. Z tej książki z pewnością się ucieszy.
Największą wadą książki jest to, że koncentruje się głównie na amerykańskiej entomofaunie (oraz na tej całkiem egzotycznej, ale to przecież nie wada). Polskiemu czytelnikowi może jednak zabraknąć informacji dotyczących Europejskich populacji opisywanych gatunków – kilka z nich aż się prosi o poszerzenie danych, choćby o nazwy blisko spokrewnionych gatunków występujących na terenie kraju. Cóż, nie można mieć wszystkiego.
Nie mogę nie wspomnieć o jakości wydania – zasługuje ono bowiem na same pochwały. Ceglastoczerwona, twarda oprawa będzie się niewątpliwie wspaniale prezentować w każdej domowej biblioteczce, a wnętrze wygląda jeszcze lepiej. Uwagę zwracają przede wszystkim piękne ilustracje - czarno białe, ale zadziwiająco szczegółowe, przywodzące na myśl podręczniki akademickie sprzed ery komputerowej obróbki obrazu. Strony stylizowano na wiekowy wolumin, dbając przy tym o przejrzysty układ tekstu. Błędów edytorskich również nie odnotowałam.
Zbrodnie robali polecam miłośnikom przyrody, zwłaszcza tym, którzy potrafią się zachwycić jej mniej estetycznymi aspektami. Polecam też kolekcjonerom ciekawostek. A także wszystkim tym, którzy posiadają takiego kogoś wśród bliskich i zastanawiają się, jaki prezent mu podarować. Z tej książki z pewnością się ucieszy.
Recenzja dla portlu Unreal Fantasy.
Tytuł: Zbrodnie robali. Wesz, która pokonała armię Napoleona i inne diaboliczne insekty
Autor: Amy Stewart
Tłumacz: Dariusz Wójtowicz
Tytuł oryginalny: Wicked Bugs
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok: 2012
Stron: 272
Tłumacz: Dariusz Wójtowicz
Tytuł oryginalny: Wicked Bugs
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok: 2012
Stron: 272
Nieznoszę robactwa, ale ta książka niezwykle mnie interesuje - może chodzi o jej piękne wydanie? Nie wiem co mnie podkusiło żeby jednak sprawdzić tę drakunaluzę :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ksiązka jest dostatecznie pięknie wydana, żeby móc ją postawić na półce i podziwiać.;) Ale i tak warto przeczytać, nawet mimo drakunkulozy.;)
UsuńNie brzmi to za dobrze ;P Robale fuuu... Wolę o nich zapomnieć :P
OdpowiedzUsuńOj tam oj tam, fajne są.;)
UsuńA nie powiem, mnie nawet zainteresowało takie inne podejście do robali:) Nie przepadam, ale wierzę że mogą mieć duży wpływ na nasze życie. No i to wydanie! Cudo, widziałam ostatnio w księgarni. Idę szukać drakunaluzę :)
OdpowiedzUsuńOk, sprawdziłam...Nic więcej już nie chcę wiedzieć...
UsuńOstrzegałam.^^' Ale pocieszę, że drakunkuloza to raczej jedna z bardziej drastycznych opisywanych tam przypadłości.
UsuńJak zobaczyłam tytuł to przyszło mi do głowy, że to jakiś kryminał, w którym bohaterami są robale :D coś jak "Sprawiedliwość owiec". A to po prostu książka o owadach, brrr... tzn. niektóre owady są znośne ale raczej się brzydzę. Po za tym mam lekką arachnofobię :P
OdpowiedzUsuńJa nie miałam takich skojarzeń.^^
UsuńLekką arachnofobię też mam i jest ona odwrotnie proporcjonalna do rozmiaru pajaka.;) Nawet kiedyś chciałam pogłaskać ptasznika kolegi, ale stwierdził, że mi nie da, bo jak gadzina ucieknie, to nie będzie jej potem po całym akademiku szukał (rzeczony kolega w pokoju miał trzy ptaszniki).;)
To można trzymać takie stworzenia w akademiku?! Przecież gdybym wiedziała, że ktoś obok hoduje sobie pająka, który w każdym momencie może uciec to bym spać nie mogła. A dla mnie właśnie im większy pająk tym większy strach ;)
UsuńChyba można. Z resztą, rzeczony kolega potem pisał pracę magisterską z pająków i trzymał ich w pokoju 50 (plus hodowla karaluchów na pokarm). Ale te jeszcze małe były, świeżo wyklute.;)
UsuńA ja myślałam, że to nowe fantasy...
OdpowiedzUsuńNiespodzianka:)
UsuńOooo. Byłam święcie przekonana, że to książka fantasy/sci-fi, a tu proszę... niespodziewajka :D Ale mimo to, chyba i tak po nią sięgnę :) Z czystej ciekawości :D
OdpowiedzUsuńPolecam:) Mimo, że to suche fakty, a nie fantastyka.;)
Usuń