Słychać głosy, że fantastyka powinna przestać być traktowana jako osobny
gatunek, jest bowiem konwencją, w której można pisać powieści
przygodowe, kryminalne, czy jakie jeszcze mogą przyjść do głowy. Książki
takie jak Zoo City utwierdzają w przekonaniu, że to
słuszny trop – powieść Lauren Beukes, zgodnie z tym, co napisano na
okładce: „przywodzi na myśl najlepsze przykłady powieści noir” i jest
zdecydowanie bardziej thrillerem czy kryminałem, niż urban fantasy. Co
absolutnie nie obniża jej wartości.
Zinzi December została zanimizowana – co w praktyce oznacza tyle, że nie może się rozstawać ze swoim Leniwcem. Oraz to, że Poprzednie Życie się skończyło. Teraz kobieta żyje z odnajdowania zgubionych rzeczy (takie shavi dostała w pakiecie z Leniwcem) oraz oszustw internetowych. Jednak kiedy jedna z klientek zostaje zaszlachtowana we własnym domu, Zinzi musi podjąć się zadania na które kompletnie nie ma ochoty. To wciągnie ją w brudne sprawy show-biznesu, nielegalnych czarów i zbrodni.
Akcja Zoo City rozgrywa się w roku 2011, w świecie
doskonale nam znanym, ale zmienionym dwie dekady wcześniej. Nie można
więc uciec od odniesień do współczesności i tu autorka postanowiła
trochę pobawić się z czytelnikiem, dodając kilka nawiązań do popkultury.
Obecnie chyba nie da się uniknąć porównywania utworu, w którym
występuje motyw zwierzęcego towarzysza do Mrocznych materii
Pullmana. Beukes daje czytelnikom do zrozumienia, że jest tego świadoma –
więc jej powieść można uznać za dekonstrukcję motywu pullmanowskich
dajmonów. Autorka podejmuje tu swoistą grę z czytelnikiem, ale na
szczęście jest to tylko dodatek do akcji, a nie esencja utworu. Poza
tym, mamy też serie gier i komiksów, bohaterów seriali fantastycznych w
postaci kolekcjonerskich figurek i znane marki produktów. A żeby
czytelnik łatwiej zatopił się w świat obdarzony zoolusami, pomiędzy
rozdziały wplecione są wycinki z fikcyjnych gazet, portali, czy prac
naukowych.
Zoo City jest powieścią o niezwykłej atmosferze, którą tworzy niesamowity obraz Johannesburga. Autorka bardzo przyłożyła się nie tylko do odwzorowania topografii miasta (co widać choćby po długiej liście podziękowań), ale też świetnie zarysowała duszną atmosferę nocnych klubów, nielegalnych interesów i zakazanych dzielnic, do których policyjne patrole już od dawna nie zaglądają, no, może po to, żeby posprzątać trupy. Dzielnice te zaludnione są gangsterami, prostytutkami i dilerami, ale także zwykłymi obywatelami, którym kiedyś powinęła się noga i którzy stoczyli się na dno, choć nie było to ich winą – bez tych postaci obraz miasta byłby niepełny. Ale stolica RPA nie miałaby nawet połowy swojego klimatu, gdyby nie magia.
Magia w powieści Beukes pozostaje niewyjaśniona. Wiadomo, że jest i że jakoś na początku lat dziewięćdziesiątych pojawiła się w dobrze nam znanym świecie, przynosząc ze sobą Zwierzęta, ale tu w zasadzie kończą się informacje. Bo czary, jakkolwiek ubarwiają powieść i pogłębiają jej duszny, niepokojący klimat, tak naprawdę niczego nie zmieniają. Stygmatyzacja ludzi istnieje tak, jak dziś (jest tylko łatwiejsza, bo jeśli masz Zwierzę – które rzadko można ukryć – to wiadomo, że coś z Tobą nie tak), światek przestępczy wykorzystuje wszystkie możliwości tak, jak teraz (tylko ma ich nieco więcej).
Wady? Cóż, pierwszoosobowa narracja w czasie teraźniejszym może się niektórym wydać męcząca. Tak samo, jak fakt, że nie wszystkie tajemnice zostają wyjaśnione od początku do końca – dotyczy to głównie kwestii ogólnych, związanych z naturą Zwierząt i shavi. Osobiście uważam jednak, że to ten przypadek, w którym odrobina tajemniczości zbawiennie wpływa na atmosferę powieści. Co wrażliwszych czytelników wypadałoby też ostrzec – autorka lubi naturalistyczne opisy. Co w połączeniu z faktem pojawiania się brutalnych morderstw może być dla niektórych barierą nie do przejścia.
Pozostaje mi tylko polecić Zoo City. Zarówno w gatunku urban fantasy, jak i kryminał, książka sprawdza się świetnie – trzyma w napięciu i do ostatniego momentu zaskakuje. W dodatku jakość wydania jest wysoka: genialną w swej prostocie okładkę można podziwiać godzinami. Pozostaje życzyć miłej lektury.
Zoo City jest powieścią o niezwykłej atmosferze, którą tworzy niesamowity obraz Johannesburga. Autorka bardzo przyłożyła się nie tylko do odwzorowania topografii miasta (co widać choćby po długiej liście podziękowań), ale też świetnie zarysowała duszną atmosferę nocnych klubów, nielegalnych interesów i zakazanych dzielnic, do których policyjne patrole już od dawna nie zaglądają, no, może po to, żeby posprzątać trupy. Dzielnice te zaludnione są gangsterami, prostytutkami i dilerami, ale także zwykłymi obywatelami, którym kiedyś powinęła się noga i którzy stoczyli się na dno, choć nie było to ich winą – bez tych postaci obraz miasta byłby niepełny. Ale stolica RPA nie miałaby nawet połowy swojego klimatu, gdyby nie magia.
Magia w powieści Beukes pozostaje niewyjaśniona. Wiadomo, że jest i że jakoś na początku lat dziewięćdziesiątych pojawiła się w dobrze nam znanym świecie, przynosząc ze sobą Zwierzęta, ale tu w zasadzie kończą się informacje. Bo czary, jakkolwiek ubarwiają powieść i pogłębiają jej duszny, niepokojący klimat, tak naprawdę niczego nie zmieniają. Stygmatyzacja ludzi istnieje tak, jak dziś (jest tylko łatwiejsza, bo jeśli masz Zwierzę – które rzadko można ukryć – to wiadomo, że coś z Tobą nie tak), światek przestępczy wykorzystuje wszystkie możliwości tak, jak teraz (tylko ma ich nieco więcej).
Wady? Cóż, pierwszoosobowa narracja w czasie teraźniejszym może się niektórym wydać męcząca. Tak samo, jak fakt, że nie wszystkie tajemnice zostają wyjaśnione od początku do końca – dotyczy to głównie kwestii ogólnych, związanych z naturą Zwierząt i shavi. Osobiście uważam jednak, że to ten przypadek, w którym odrobina tajemniczości zbawiennie wpływa na atmosferę powieści. Co wrażliwszych czytelników wypadałoby też ostrzec – autorka lubi naturalistyczne opisy. Co w połączeniu z faktem pojawiania się brutalnych morderstw może być dla niektórych barierą nie do przejścia.
Pozostaje mi tylko polecić Zoo City. Zarówno w gatunku urban fantasy, jak i kryminał, książka sprawdza się świetnie – trzyma w napięciu i do ostatniego momentu zaskakuje. W dodatku jakość wydania jest wysoka: genialną w swej prostocie okładkę można podziwiać godzinami. Pozostaje życzyć miłej lektury.
Tytuł: Zoo City
Autor: Lauren Beukes
Tłumacz: Katarzyna Karłowska
Tytuł oryginalny: Zoo City
Wydawnictwo: Rebis
Rok: 2012
Stron: 384
Tłumacz: Katarzyna Karłowska
Tytuł oryginalny: Zoo City
Wydawnictwo: Rebis
Rok: 2012
Stron: 384
Ja bardzo ambiwaletnie odebrałam tę książkę - początek mnie rozwalił (pozytywnie), zakończenie rozczarowało, a pośrodku walczyłam ze sobą, by wytrwać do końca. Wydaje mi się, że można było zrobić z tego więcej...
OdpowiedzUsuńHm, może to dlatego, że Ty motywy kryminalne znasz na wylot i prosta w zasadzie historia Cię nie zadowala? Ja kryminałów raczej nie trawię i jak już jakiś mi się spodobał, to ogłaszam wszem i wobec.;)
UsuńW końcu jakaś pozytywna recenzja tej książki, co cieszy mnie bardzo, bo mam ją na półce. I na liście zobowiązań :)
OdpowiedzUsuńDla mnie książka okazała się nad wyraz nużąca. Chociaż nie mogę powiedzieć, żeby pomysł na powieść mi się nie podobał :D
OdpowiedzUsuńChciałam przeczytać z początku, ale już mi przeszło. Jakoś wizja fabuły do mnie nie przemawia... Ale... może jak się uda, dam jej kiedyś szansę :)
OdpowiedzUsuń