„Oznaki życia” to kolejny dowód
na to, że od jakiegoś czasu mam fazę na książki o lekarzach i medycynie. Na
szczęście Znak wychodzi naprzeciw moim potrzebom i od kilku lat wydaje książki
pisane przez lekarzy. Tym razem w moje parszywe łapki wpadły przemyślenia
lekarza z wieloletnim doświadczeniem wyniesionym z oddziałów intensywnej
terapii.
Ken Hillman ukończył
specjalizację w zakresie intensywnej opieki medycznej. Zaczynał pracę w latach
siedemdziesiątych, kiedy OIOMy były jeszcze w powijakach, a techniczna i
administracyjna strona pracy szpitalnej wyglądała zupełnie inaczej, niż dziś.
Jego przemyślenia, uwagi i tematy, jakie porusza, dostarczają materiału do
długich i licznych refleksji.
W „Oznakach życia”, które są w
zasadzie zbiorem krótkich, acz ciekawych i treściwych felietonów, często
przewija się kwestia roli, jaką obecnie pełnią oddziały intensywnej terapii. W
założeniu wszystko było jasne – na tego typu oddziałach leżeli przez kilka dni
pacjenci w ciężkim stanie, potem ich stan się poprawiał (lub umierali) i
przenoszono ich gdzie indziej. Teraz OIOMy z różnych przyczyn często pełnią
rolę umieralni dla starszych osób z przewlekłymi chorobami wielu narządów.
Hillman zastanawia się, w którym miejscu leży granica pomiędzy leczeniem,
podtrzymywaniem życia, a uporczywą terapią. Czy należy narażać starszych ludzi
na kilkudniową agonię w męczarniach (OIOMy, jak powiedziano, nie są
przystosowane do wielotygodniowej terapii, w związku z tym już po kilku dniach
pojawiają się powikłania) w momencie, gdy doskonale wiadomo, że nie da się im
już pomóc? Czy należy w tym wypadku poddawać się presji bliskich pacjenta? Czy
nie lepszy byłby w takich sytuacjach powrót do zwyczajów sprzed pięćdziesięciu
lat, kiedy to ludzie umierali w domu „ze starości”, otoczeni rodziną? Autor
dzieli się z czytelnikami swoimi wątpliwościami, przemyśleniami i zawodowymi
rozterkami, nie podaje jednak prostych rozwiązań.
Kolejną ciekawą kwestią jest
zagadnienie reanimacji. Na OIOMach jej skuteczność jest zaskakująco niska, na
poziomie jedynie kilkunastu procent (skrócony rozdział o resuscytacji był
kiedyś drukowany w „Focusie”, może ktoś czytał?). Tak niskie wyniki przestają
dziwić, gdy uświadomimy sobie, że medycyna dysponuje szeregiem medykamentów
mogących wspomagać pracę serca i sprzętem, który potrafi wykryć zaburzenia w
tym względzie z wyprzedzeniem. Jeśli mimo użycia tych leków i sprzętu serce
pacjenta staje, musi się dziać coś gwałtownego i bardzo złego, czego osłabiony
terapią organizm już nie wytrzyma. Hillman przedstawia też w bardzo zajmujący
sposób krótka historię resuscytacji i w tym wypadku formułuje pewne wnioski.
To tylko wierzchołek góry
lodowej, ale nie mam zamiaru streszczać całej książki. Przeczytajcie, a sami
będziecie mogli docenić szeroki wachlarz tematów, poruszanych przez autora.
Dodatkowa pochwała należy się też za styl, który jest przystępny i ciekawy,
niemal porywający (jeśli można takiego określenia użyć w przypadku historii
chorób). Podejrzewam, że teksty zebrane w „Oznakach życia” były drukowane
wcześniej w jakimś czasopiśmie – świadczyłyby tym powtórzenia pewnych fraz w
różnych rozdziałach. Nie są one jednak na tyle częste, żeby zakłócać
przyjemność obcowania z lekturą.
Podsumowując, polecam wszystkim,
których interesuje zawód lekarza. Także tym, którzy chcieliby wiedzieć więcej o
tajnikach działania współczesnej medycyny. Ale głównie polecam miłośnikom
sprawnie napisanych i poruszających relacji. Wszyscy znajdziecie tu coś dla
siebie.
Tytuł: Oznaki życia. Przypadki z intensywnej terapii
Autor: Ken Hillman
Tłumacz: Urszula Jachimczak
Tytuł oryginalny: Vital Signs. Stories from Intensive Care
Wydawnictwo: Znak
Rok: 2011
Stron: 240
Tłumacz: Urszula Jachimczak
Tytuł oryginalny: Vital Signs. Stories from Intensive Care
Wydawnictwo: Znak
Rok: 2011
Stron: 240
Bardzo mnie kręcą medyczne tematy, i w beletrystyce, w filmie, wszędzie indziej... Dzięki za zwrócenie uwagi na tę książkę. Jest wybitnie dla mnie.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłam pomóc^^ A książkę mogę polecić z czystym sumieniem - poza wszystkim jest świetnie napisana. Aż szkoda, że o tak niewielu książkach okołopopularnonaukowych można to powiedzieć.
UsuńNiestety muszę podziękować, lubię seriale o lekarzach ale do książek nie jestem przekonana:)
OdpowiedzUsuń